[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak, potem ta linia prowadzi do Jabłonki - kontynuował szef.
- Na południe od niej, przy leśniczówce Terten rosły ogromne dęby - zauważyłem.
- Ciekawe, dlaczego linię tę poprowadzono aż do wsi Przezdzięk Wielki? -
zastanawiał się Pan Samochodzik.
- Widocznie Brecskov nie wiedział, co się stało z rosyjskim oficerem i wytyczył
najkrótszą drogę do granicy - stwierdził Jacek. - Za to z opowieści profesora wiemy, co się
stało z Samsonowem. Skarb prawdopodobnie ukryto 29 sierpnia 1914 roku. Ciekawe, czy
Samsonow popełnił samobójstwo, bo przegrał bitwę, czy dlatego, że kasa gdzieś zniknęła.
- Stawiam na poczucie honoru carskiej armii - oznajmił szef. - W tamtych czasach taka
klęska musiała być ogromnym ciosem dla godności generała. Jak dziecko dał się wprowadzić
w niemiecką zasadzkę.
- Skupmy się na skarbie - głośno myślałem. - Jeżeli złoto ukryli oficerowie ze sztabu
Samsonowa, to w takim razie musieli zrobić to tuż po rozbiciu ochrony. Wcześniej było zbyt
wielu świadków. Ktoś mógłby wykopać skarb po zakończeniu wojny.
- Niech wujek nie zapomina o tajemniczej skrzyni pod Waplewem - zwróciła mi
uwagę Zosia.
- Tak, to dziwna opowieść - przytaknąłem. - Niestety nie wiemy, co w niej było.
Zapewne coś, co dało się sprzedać i dlatego ten chłop, który wykopał skrzynię pewnie musiał
wyjechać, żeby ukryć fakt nagłego wzbogacenia się. Myślę, że Dębowe Wzgórza można
wykreślić z listy potencjalnych miejsc ukrycia skrzyni.
Wszyscy przytaknęli.
- Pozostaje więc leśniczówka Terten - kontynuowałem. - Na to miejsce wskazuje fakt,
że tam zmierzał ów anonimowy oficer rosyjski ze swoim konwojem. Prawdopodobnie
tamtędy przejeżdżał też Samsonow.
- Jest jeszcze coś - przerwał mi pan Tomasz. - W czasie wizyty u profesora widziałem
angielskie wydawnictwo na temat bitwy pod Tannenbergiem. Zaznaczono tam trasy ruchów
rosyjskich wojsk. Jedna ze strzałek prowadziła w kierunku Kociaka. Opisano tam
jednocześnie niemiecki kontratak w tym samym rejonie.
- Jeśli skarb był koło Terten, to von Brecskov go wykopał - stwierdziła Zosia.
- Tak jest - potwierdziłem. - Jeśli tam było coś ukryte, to wykopał skarb i wywiózł go
w nie znane nam miejsce, czyli prawdopodobnie na Jastrzębią Górę.
- Gdzie to może być? - zastanawiała się Zosia.
- Tu - Gustlik palcem wskazał punkt na niemieckiej mapie. - Jak wół jest napisane
Habichtsberg i są symbole jakichś zabudowań. Ta niemiecka nazwa oznacza chyba Jastrzębią
Górę.
Wszyscy spojrzeliśmy w miejsce, gdzie Gustlik trzymał palec.
- To około trzech kilometrów stąd - rzekł pan Tomasz. - Idziemy tam. Zerwaliśmy się
z miejsc. Przeszliśmy przez most i skręciliśmy w lewo.
Ruszyliśmy szeroką, piaszczysta drogą w stronę lasu. Chłopcy Jacka prowadzili nas
przez las według mapy i wskazań kompasu. Zostaliśmy z szefem trochę w tyle.
- Muszę coś panu powiedzieć - zwróciłem się do pana Tomasza.
Jeszcze trochę zwolniliśmy kroku.
- Mów - rozkazał.
- Otóż Olbrzym ukrywa przed nami wielce tajemniczą rzecz - i opowiedziałem o tym,
co odkryłem w rezerwacie.
- To straszne i dziwne zarazem - orzekł szef.
- Co robimy? - pytałem. - Moglibyśmy zakończyć poszukiwania i po prostu szczerze z
nim porozmawiać.
- Jeśli ma coś na sumieniu, to wyprze się, musiałbyś mu coś udowodnić.
- Tylko co?
- Myślę, że Olbrzym jest uczciwym człowiekiem i tak naprawdę działa w dobrej
wierze. Poczekajmy, a może sam nam wszystko opowie.
- Miejmy nadzieję.
Po godzinie marszu dotarliśmy na miejsce. Przed nami, pośrodku lasu znajdowały się
ruiny niegdyś dwupiętrowej budowli z czerwonej cegły. Front miał dwadzieścia metrów
szerokości, a ściany szczytowe mierzyły dziesięć metrów.
- To chyba był ów pałacyk myśliwski Brecskova - powiedziała Zosia.
- Mieszkał w takiej budzie w Zielonowie mając taki gmach tutaj? - zastanawiał się
Maciek.
Weszliśmy przez nie istniejące już drzwi. Okoliczna ludność wyniosła już wszystko,
co nadawało się do wyniesienia. Chodziliśmy po usłanym cegłami parterze. Nad nami
wznosiły się w niebo resztki ścian pierwszego piętra. Ze środka budynku sterczał ogromny
komin.
- Dziwne, że nigdzie nie ma paleniska - zauważył pan Tomasz. - Pewnie było w
piwnicy. Poszukajmy zejścia do piwnicy.
Kwadrans chodziliśmy dookoła nic mogąc nic znalezć. Gustlik obchodząc budynek
znalazł ledwo widoczne spod ziemi okienko piwniczne.
- Zawalone - oznajmił wyjmując głowę ze środka dziury.
- Tu jest swastyka! - krzyknął Arnie stojąc przed jedną ze ścian.
Pobiegliśmy w tamtym kierunku. W narożnym pomieszczeniu z czterema oknami
ujrzeliśmy resztki fresków przedstawiających sceny myśliwskie. Na jednym z rysunków
wojownik uderzał dzidą w stojącego niedzwiedzia. Przy siodle wisiała tarcza, tak zwana
pawęż z wyrysowaną swastyką o zaokrąglonych ramionach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl