[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ponieważ materia jest pewną formą energii, można by sądzić, że mechanizm podany przez
Hoyle'a stanowi naruszenie prawa zachowania energii, ale niekoniecznie musi tak być. Pole
kreacyjne niosłoby ze sobą energię ujemną i przy starannym doborze parametrów można uzyskać
sytuację, że dodatnia energia wytworzonej materii odpowiadałaby dokładnie wzrostowi ujemnej
energii pola kreacyjnego. Po przeprowadzeniu dokładnych matematycznych wyliczeń Hoyle
odkrył, że jego model kosmologiczny zawierający pole kreacyjne sam z siebie dąży do
osiągnięcia stanu stacjonarnego przewidzianego przez teorię Bondiego i Golda, a następnie w
tym stanie pozostaje.
Prace Hoyle'a dostarczyły podbudowy teoretycznej niezbędnej do tego, aby teoria stanu
stacjonarnego była traktowana poważnie; przez ponad dziesięć lat była ona uznawana za
równorzędną teorię konkurującą z teorią Wielkiego Wybuchu. Wielu naukowców, w tym sami
twórcy teorii stanu stacjonarnego, uważało, że poprzez pozbycie się Wielkiego Wybuchu raz na
zawsze usunięta została potrzeba doszukiwania się jakichś nadnaturalnych przyczyn
Wszechświata. Zwiat, który nie ma początku, nie potrzebuje ani stworzenia, ani Stwórcy, a
wskutek tego, iż się sam  nakręca za pośrednictwem pola kreacyjnego czysto fizycznej natury,
nie wymaga żadnych boskich interwencji, by utrzymać go w istnieniu.
W istocie konkluzja ta jest całkowicie nieuprawniona. Fakt, że Wszechświat nie miał
początku w czasie, w żadnej mierze nie uzasadnia, dlaczego on istnieje, i to w tej właśnie postaci.
Nie wyjaśnia również, skąd miałyby pochodzić pola (takie jak pole kreacji) i prawa fizyki, dzięki
którym możliwe było zaistnienie stanu stacjonarnego. Jak na ironię, niektórzy teologowie byli
wręcz zachwyceni teorią stanu stacjonarnego, uważając, że dostarczyła ona modus operandi dla
Boga w jego dziele stworzenia. Ostatecznie, istniejący wiecznie Wszechświat, któremu nie
zagraża śmierć cieplna, jest koncepcją bardzo atrakcyjną dla teologa. Na przełomie wieków
angielski matematyk i filozof Alfred North Whitehead sformułował tak zwaną teologię procesu.
Zwolennicy tego kierunku odrzucali zakorzenioną w tradycji chrześcijańskiej koncepcję
stworzenia z nicości na rzecz Wszechświata, który nie miał w ogóle początku. Działanie Boga
jako Stwórcy ma w tym przypadku charakter nieustającego procesu, stwórczej interwencji w bieg
przyrody. Do tematu kosmologii kreacyjnej powrócę jeszcze w rozdziale 7.
Ostatecznie, teoria stanu stacjonarnego popadła w niełaskę nie z racji filozoficznych, lecz
dlatego, że sfalsyfikowały ją dane obserwacyjne. Z teorii tej wynikała bardzo konkretna
prognoza, że Wszechświat powinien wyglądać średnio tak samo we wszystkich epokach, a
pojawienie się olbrzymich radioteleskopów umożliwiło przetestowanie tego przewidywania. Gdy
astronomowie obserwują bardzo odległe obiekty, widzą je nie takimi, jakimi są one teraz, lecz
jakimi były w odległej przeszłości, kiedy to wyemitowane z nich światło lub fale radiowe
rozpoczęły swą długą podróż ku Ziemi. Obecnie astronomowie są w stanie badać obiekty odległe
o miliardy lat świetlnych, więc widzimy je takimi, jakimi były one wiele miliardów lat temu.
Zatem odpowiednio głęboki przegląd Wszechświata może dostarczyć jego  migawkowych ujęć
do celów porównawczych. W połowie lat sześćdziesiątych stało się jasne, że kilka miliardów lat
temu Wszechświat wyglądał zupełnie odmiennie niż obecnie, w szczególności pod względem
gęstości rozmieszczenia galaktyk różnych typów.
Ostatnim gwozdziem do trumny teorii stanu stacjonarnego było odkrycie w 1965 roku, że
cały Wszechświat przeniknięty jest promieniowaniem cieplnym odpowiadającym temperaturze
około trzech stopni powyżej zera absolutnego. Promieniowanie to uważane jest za bezpośrednią
pozostałość Wielkiego Wybuchu, coś w rodzaju gasnącej poświaty od pierwotnej kuli ognistej, z
której narodził się Wszechświat. Byłoby niezwykle trudno wytłumaczyć pochodzenie takiego
wszechobecnego promieniowania w inny sposób niż poprzez to, że Wszechświat był kiedyś
niezwykle gęsty i gorący. Taki stan nie występuje w teorii stanu stacjonarnego. Oczywiście, fakt,
że Wszechświat nie znajduje się w stanie stacjonarnym, nie oznacza, iż ciągła kreaqa materii jest
czymś niemożliwym, jednakże motywy, jakie skłoniły Hoyle'a do wprowadzenia pojęcia pola
kreacji, zostały w znacznej mierze podważone, skoro okazało się, że Wszechświat jednak
podlega ewolucji. Obecnie prawie wszyscy kosmologowie są zgodni, że żyjemy we
Wszechświecie, który miał początek w postaci Wielkiego Wybuchu i który zmierza do
nieznanego końca.
Gdy zaakceptuje się idee, że przestrzeń, czas i materia miały swój początek w
osobliwości, stanowiącej absolutną granicę fizycznego Wszechświata w przeszłości, pojawia się
szereg zagadek. Po pierwsze, mamy znany problem, co spowodowało Wielki Wybuch. Jednakże
pytanie to musi być teraz widziane w nowym świetle, ponieważ nie jest możliwe powiązanie
Wielkiego Wybuchu z czymś, co wydarzyło się przed nim, jak zwykle w przypadku, gdy
mówimy o powiązaniach przyczynowo-skutkowych. Czy oznacza to, że Wielki Wybuch miałby
być zdarzeniem, które nie miało przyczyny? Jeżeli prawa fizyki przestają obowiązywać w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl