[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dosięgnie.
Minęło sporo czasu, zanim Altea otrzymała odpowiedzi na wszystkie swoje
pytania i opanowała się jakoś po przeżytym wstrząsie. Ale oczy Jaskariego
zawierały w sobie tyle ciepła, a jego ręce spoczywały na jej ramionach i
uspokajały ją, w końcu więc przestała pytać i rozkoszowała się chwilą.
- Dokąd jedziemy? - brzmiało jej ostatnie pytanie.
- Do Sagi, to jest miasto Marca. Ja też tam mieszkam, ale teraz pracuję na terenie
hodowli zwierząt. Wyślemy je na Ziemię, kiedy zapanują tam odpowiednie
warunki. Altea, ja...
- Tak, co chciałeś powiedzieć? - spytała łagodnie, czując, że serce zaczyna jej
mocniej bić.
- Dużo myślałem o tym, co zrobiliśmy... - Rozejrzał się dokoła, by sprawdzić, czy
nikt go nie słyszy. - To ma dla mnie znaczenie.
A gdy najwyrazniej czekał na odpowiedz, Altea wyszeptała:
- Dla mnie też.
Energicznie pokiwał głową.
- Chciałabyś zamieszkać blisko mnie?
- Nie mogę sobie wyobrazić nic lepszego.
- Bo ja bym chciał, byśmy się lepiej poznali. I... - uśmiechnął się szeroko. - I
znowu to zrobili. Ale teraz inaczej, z uczuciem. Bo szczerze mówiąc, po tym, co
zrobiliśmy tam, było mi trochę przykro.
- Powiedzmy, że to była tylko próba.
- Tak będzie najlepiej - roześmiał się. - Altea, ja zacząłem cię lubić... tak
naprawdÄ™, wiesz.
- Ja także. To znaczy, chciałam powiedzieć, że ja też lubię ciebie. Ale zdaje się, że
mama otwiera oczy.
Jaskari uścisnął jej rękę i wstał. Altea z błogim uśmiechem przymknęła powieki i
154
wsłuchiwała się w kroki Jaskariego, który szedł do tylnej części gondoli. Potem w
milczeniu wyjęła z torebki rękopis swojej powieści, podarła go na kawałki i
wyrzuciła. Nikomu nie będzie to już potrzebne.
Nøsen, Å›roda przed poÅ‚udniem
Lada moment wybuchnie panika. Pedro de Castillo krzyczał:
- A mówiliście, że tu jest bezpiecznie! Co teraz zrobimy?
Sol popatrzyła na Marca i rzekła spokojnie:
- Pozwól, że ja się tym zajmę.
Mieszkańcy Królestwa Zwiatła odetchnęli. Ale ci z Ziemi rozglądali się
przestraszeni.
Marco skinął głową.
- Działaj, Sol. Chłopiec pokaże ci, gdzie oni są.
- W trzech miejscach - tłumaczył chłopak zdyszany. - Oni mnie nie widzieli, bo
wszyscy patrzyli tylko w stronę zabudowań.
- Miałeś szczęście - powiedział Ram. - Myślę jednak, że zostaliśmy otoczeni.
- I wy mówicie o tym tak spokojnie? - denerwował się Smith.
- Sol poradzi sobie z nimi. Naprawdę możemy kończyć śniadanie.
Uczeni i czworo obrońców środowiska posłało Ramowi spojrzenia świadczące, że
po części rozumieją, i wszyscy usiedli. Ale rozumieli naprawdę tylko po części,
ponieważ nie potrafili uplasować Sol. Nie bardzo wiedzieli, kim jest ta pani, która
ma się zająć draniami ukrytymi w krzakach. Sama powiedziała, że bywa duchem,
jeśli chce...
Smith był wzburzony.
- Zostaliśmy wciągnięci w pułapkę. Idę do pokoju po rewolwer.
- Ja także - powiedział Wong.
Marco skinął głową.
- Tylko trzymajcie się z daleka od okien... gdyby zaczęli strzelać.
155
- Myślę, że nie zdążą - wtrącił Kiro złośliwie.
Pedro de Castillo został na miejscu. Nikt nie może powiedzieć, że brak mu
odwagi.
- O ile dobrze zrozumiałem, to miały tu być żona i córka Lomana? One pewnie też
są w niebezpieczeństwie.
- Pasierbica - sprostował Marco. - Nie sądzę, żeby ona przyznawała się do
pokrewieństwa z tym draniem. I proszę się nie martwić, ich już tu nie ma, są
bezpieczne. Absolutnie bezpieczne.
- Gdzie?
- Pózniej będzie czas o tym porozmawiać. Została tylko jedna z tych trzech
urato... Co to było?
Na podwórzu rozległ się straszny łoskot, a z pobliskich wzgórz słychać było krzyki.
Zebrani ostrożnie wyjrzeli przez okno. Zobaczyli gromadę mężczyzn biegnących
w dół do jeziora w szalonej ucieczce przed czymś, czego obserwujący nie mogli
zobaczyć.
- Chodzcie no i popatrzcie! - zawołał Kiro od okna, które wychodziło na podwórze.
Pobiegli.
Pośrodku dziedzińca leżała supernowoczesna broń Lomana, wszystko zrzucone
na wielki stos, połamane, powykrzywiane, na pół stopione, do niczego
nieprzydatne. Po prostu złom.
- Nie, och... nigdy nie widziałem czegoś podobnego - szepnął de Castillo
najwyrazniej wstrząśnięty. - I ludzie uciekają, jakby ich ktoś gonił.
W chwilę pózniej na dziedzińcu pojawiła się Sol i starannie otrzepała ręce.
- Ona to zrobiła? Sama? - jęknął de Castillo.
- Nie, nie sama - uśmiechnęła się Louise Carpentier.
- Ale nie widzę nikogo więcej.
- Tak, to prawda, nikogo nie widać.
- A więc i tym razem zostaliśmy uratowani - powiedział Bogote. - Dziękuję! -
zawołał w stronę sufitu.
156
Na chwilę zaległa cisza. Wszyscy byli tacy zmęczeni, jakby brali udział w
przepędzeniu napastników.
- Niczego nie rozumiem - westchnął de Castillo. - A co to się stało ze Smithem?
- I z Wongiem - dodał Bogote. - Pójdę rozejrzeć się za nimi.
Zniknął w starszej części hotelu.
- Gdybyście państwo teraz mogli mi wytłumaczyć... - zaczął de Castillo.
Marco uniósł rękę.
- Przykro mi, jeszcze nie. To by nam zabrało zbyt wiele czasu. Sytuacja jest
krytyczna, musimy liczyć się z tym, że banda Lomana wróci. Sądzę więc, że
powinniśmy się stąd wyprowadzić, i to jak najszybciej. Nie, no ale teraz to i
Bogote zniknął. Co się dzieje? Czy aż tak długo trwa przejście po pokojach?
Wszyscy razem wchodzili na górę po zniszczonych schodach.
Najpierw zajrzeli do pokoju Bogote, ale on pewnie szukał tamtych. Poszli więc do
Smitha, lecz tam też nie było nikogo.
Musieli bardzo hałasować, bo po chwili z pokoju Nellie wysunęła się zaspana
głowa.
- Nellie, widziałaś tu na górze kogoś? - spytała Indra.
- Nie - wykrztusiła przerażona dziewczyna wpatrując się w plecy jednego ze
znikających za zakrętem korytarza. - Ale słyszałam hałasy z któregoś pokoju,
gdzieÅ› tutaj.
- Dawno?
- Nie, dopiero co.
Wciąż wyglądała na wstrząśniętą. Marco zatrzymał się również i spojrzał na nią
pytajÄ…co.
Nellie nieustannie patrzyła w stronę, gdzie na zakręcie korytarza zniknęły jej te
plecy.
- Czy ty się boisz, Nellie? - zapytał Marco przyjaznie.
Spojrzała na niego pospiesznie.
- Tak. Bo nie rozumiem...
157
- Czego nie rozumiesz? - dopytywała się Indra.
- Te plecy, tam...
- Nellie, o co ci chodzi?
- Ja nie rozumiem, co tutaj robi pan Loman - szepnęła Nellie ze zgrozą.
24
Strach chwycił Indrę i Marca za gardła.
Kto szedł tam, tym krętym korytarzem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl