[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samochodem.
Podjechał blisko i rozpoznał samochód Kate. Zaczął ją wołać, ale
ośnie\ona szyba nie opuściła się, drzwiczki się nie otworzyły, nie padła \adna
odpowiedz. Zsiadł z konia i podszedł do auta. W samochodzie nikogo nie było.
Zapewne Kate ruszyła pieszo. Ale dokąd? Obszedł samochód, znalazł ślady
wiodące drogą w kierunku miasta. Odetchnął z ulgą. Wrócił do konia, dosiadł go
i podą\ył słabym, ju\ niemal zasypanym śladem.
Kate wlokła się resztkami sił. Ju\ kilka razy miała zamiar zejść z drogi,
usiąść pod jakimś drzewem, otulić się kocem zabranym z tylnego siedzenia
samochodu i zasnąć. Wiedziała jednak, \e jeśli to zrobi, ju\ nigdy się nie
obudzi... Lęk gnał ją więc przed siebie.
W wyjącej zawiei nic nie słyszała i dlatego tak nagle znalazła się po
prostu w powietrzu, porwana za kołnierz, a zaraz potem siedziała na grzbiecie
konia. Duch na koniu? Obróciła głowę w kierunku domniemanej zjawy, która
trzymała ją \elazną ręką. Dylan! Jak on tu się znalazł? Skąd wiedział? A mo\e
ona jednak poszła pod to drzewo, usiadła i teraz prze\ywa swój ostatni sen?
Ogarnęło ją przera\enie.
To jednak nie był sen. Wyraznie czuła pod sobą konia, prawą ręką
dotykała jego ośnie\onej grzywy, czuła opasującą ją rękę. To był Dylan!
Dlaczego nic nie mówi?
Dylan nic nie mówił, bo był wściekły na głupią kobietę, która obra\a się o
byle co i w czasie śnie\nej zamieci wyje\d\a nie przystosowanym do zimy
samochodem. I był wściekły na siebie, \e w takiej kobiecie musiał się
zakochać...
 Jesteśmy!  usłyszała pierwsze jego słowo.  Leć do domu, na piętro,
tam znajdziesz jakieś suche ciuchy. Ja muszę najpierw zająć się koniem.
On musi najpierw zająć się koniem! Była oburzona, ale nic nie
powiedziała, tylko potulnie poszła do domu.
Sypialnię na piętrze znalazła bez trudu. Była umeblowana typowo po
męsku, pachniała mę\czyzną, pasowała do Dylana. Pierwsze drzwi, na jakie
trafiła, prowadziły do łazienki, dopiero drugie do szafy-garderoby. Na
wewnętrznej stronie drzwi wisiał biały szlafrok frotte. Wydawał się zupełnie
nowy. Mimo woli uśmiechnęła się, bo w istocie Dylan nie wyglądał na
mę\czyznę paradującego na co dzień w białych szlafrokach frotte. Uśmiech
zgasł, gdy pomyślała, \e szlafrok jest przeznaczony dla odwiedzających go
panienek. Jest czy nie jest, potrzebowała go teraz. Dygotała z zimna. Wszystko,
co miała na sobie, było mokre. Rozebrała się do naga i wło\yła szlafrok.
Zbiegła na dół lekka i niemal szczęśliwa. Na drodze, w zamieci, bardzo
się bała. Teraz ju\ nie. W ka\dym razie nie złej pogody.
Sporo czasu zajęło Dylanowi rozsiodłanie, dokładne wytarcie i
udobruchanie zziębniętego konia. Był nadal wściekły na Kate za jej głupotę. I
tak dobrze się skończyło. Mogła mieć powa\ny wypadek albo w najlepszym
razie odmrozić sobie stopy, brnąc przez śnieg w lekkich pantofelkach. Trzeba jej
dać lekcję, a on jest dobrym nauczycielem.
Gdy wrócił do domu i zobaczył ją na kanapie przed kominkiem,
wstrzymał oddech. Siedziała w szlafroku jego matki, która zapomniała go
zabrać, przenosząc się na Florydę.
 Co się stało?  spytała.  Wyglądasz ponuro jak chmura gradowa.
 Czy jesteś a\ tak głupia, \e nie wiesz, dlaczego?  warknął.
 Najwidoczniej tak. Dziękuję ci, Dylan, \e wyjechałeś mnie szukać...
 Nie ma za co dziękować. Uratowałem ci tylko \ycie.
 Nie przesadzaj.  Zaśmiała się nieszczerze.  Aadnie postąpiłeś, ale
dałabym sobie radę. Szłam drogą i zawsze dokądś tam bym dotarła.
 Nim by ci się to udało, byłabyś soplem lodu.
 Znowu przesadzasz. Po prostu chcesz się na mnie odegrać za...
 Nie chcę się za nic odgrywać, Kate. Beze mnie zamarzłabyś na śmierć!
Kawy czy kakao?
 Kakao...
Poszedł do kuchni, przyrządził kakao na zimnym mleku i dwa kubki
wstawił do mikrofalowej kuchenki.
Gdy z gorącym kakao wrócił do pokoju, Kate stała przed oknem
wpatrzona w śnie\ycę.
 Mo\e masz rację  przyznała, nie odwracając głowy.
 Na pewno mam rację. Obiecaj mi, \e ju\ nigdy nic tak głupiego nie
zrobisz!
 Nie mogę. Ja stale robię ró\ne głupie rzeczy i często nie wiem, \e są
głupie.
 Uwa\aj, kakao jest gorące...  Podał jej kubek.
 Ja zawsze uwa\am.
 Zaprzeczasz sama sobie. Przed chwilą przyznałaś, \e często robisz
głupie rzeczy.
 Staram się uwa\ać. Staram się, jak mogę...
 Staraj się lepiej.
 Och, Dylan!  Obróciła się ku niemu.  Czasami a\ za bardzo uwa\am i
jestem zbyt ostro\na... Chyba za wysoko ustawiłam sobie poprzeczkę... i
myślę...
 Dokończ, co myślisz?
 Czasami myślę, \e moim przeznaczeniem jest pozostanie starą panną...
 wykrztusiła.
 Ka\dy sam kształtuje swój los, czyli swoje przeznaczenie  odparł
sentencjonalnie, odstawiając swój kubek na stół.
Kate podeszła do stolika i po upiciu kilku łyczków, postawiła swój kubek
obok kubka Dylana.
 Ju\ mi jest lepiej  powiedziała.  Tylko stopy mam okropnie zimne.
 Daj mi swoje stopy... No ju\, siadaj na kanapie! I nie patrz na mnie tak,
jakbym był jakimś zboczeńcem.
Usiadła i podniosła jedną nogę. Dylan ujął jej stopę w obie dłonie, a
potem zaczął ją mocno nacierać.
 Teraz druga!  nakazał po minucie i gdy mu ją podała, rozpoczął
identyczny zabieg.
 Cudownie!  szepnęła, gdy skończył. Podniósł ją z kanapy. Stała oparta
o jego pierś.
 Jesteś nadal na mnie wściekły?  spytała.
 A ty? Wyjechałaś w stanie, który cię kwalifikował na oddział
psychiatryczny szpitala.
 Straciłam głowę, rozum, byłam strasznie roztrzęsiona. Ale ju\ nie
jestem...
 Wielka szkoda, \e tak się stało.
 Wielka szkoda?  zdumiała się.
 Tak, bo twoja złość była jedyną przeszkodą między mną, tobą, a tym
starym ło\em na piętrze. Teraz, skoro los nakazuje ci spędzić tu noc, zamierzam
zrobić dobry u\ytek z tego ło\a. Przyłączasz się do mojego projektu?
Długo patrzyła mu prosto w oczy, a potem spytała:
 Gdzie jest telefon?
 W kuchni. A co? Chcesz dzwonić na policję po pomoc?
 Chcę zadzwonić do domu. Powiem im, \e nie wracam i niech sobie
urządzą przyjęcie beze mnie. I \e właśnie mam otrzymać prezent, na który
bardzo długo czekałam...
ROZDZIAA DZIESITY
Kate stała w kuchni ze słuchawką przy uchu i mówiła do babki:
 Naprawdę świetnie się czuję, babciu, ale jestem tu zasypana.
 Z Dylanem?  spytała starsza pani.
 Obawiam się, \e tak.  Nie mogła oderwać oczu od Dylana stojącego w
niedbałej pozie pod ścianą. Uśmiechnęła się do niego.
 Obawiasz się? Jeśli się obawiasz, to ja wyrzekam się ciebie jako
wnuczki. I nie martw się. Będziemy świetnie się bawić bez ciebie.  Babka
odło\yła słuchawkę.
 I co? Babcia martwi się?  spytał Dylan.
 Wprost przeciwnie. Babcia jest zachwycona.
 To i ja te\.  Podszedł, wziął Kate w ramiona i zaczął ją namiętnie
całować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl