[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niezadowolony? A żeń się, z kim chcesz! Guzik
mnie to wszystko obchodzi.
- Garrett! - C.J. nie wierzyła własnym uszom.
- Panno Carruthers, proszę się uspokoić - powie
działa Krystal z wymuszonym uśmiechem. - To
zwykła wymiana poglądów. Nie pierwsza zresztą.
Garrett i ja zgodziliśmy się kiedyś, że w niczym się nie
zgadzamy. On uważa, że lecę na pieniądz Stafforda,
a...
- A nie lecisz? - zapytał z furią Garrett.
- Nie - powiedziała Krystal spokojnie. - Nie
potrzebuję ani jego pieniędzy, ani twoich. %7łeby ci to
udowodnić, podpisałam intercyzę, która gwarantuje
tobi e wszelkie prawa spadkowe. Jeżeli przeżyję
Stafforda albo jeśli się rozwiedziemy, nie dostanę ani
centa. To po pierwsze... - zamilkła na chwilę, wyraznie
poruszona. - Po drugie, nie mam zamiaru upiększać
swojego życiorysu. Twoi detektywi opowiedzieli ci już
o moim byłym mężu. O nim i o kilku innych facetach
wolałabym zapomnieć... Opuściłam dom, kiedy skoń
czyłam piętnaście lat i odtąd radzę sobie sama...
Bywało różnie, czasami naprawdę parszywie, ale...
właściwie nie ma o czym mówić, znasz wiele takich
historii. Popełniałam błędy. Mnóstwo. Wielu rzeczy
żałuję, ale co z tego. Nie jestem aniołem, Garretcie, ale
też nie... tym, czym myślisz. Kocham twojego ojca...
z wzajemnością - podniosła dumnie głowę - i nie
muszę za to nikogo przepraszać.
- Przyjąłem zaproszenie pani D'Allaird, bo miałem
nadzieję, że pogodzisz się z moją decyzją. Skoro nie...
- Staffordowi drżały wargi. - Nie mamy innego
PORTRET LORDA PIRATA
117
wyjścia: albo zaakceptujesz Krystal i będziesz ją
traktował z należytym szacunkiem, albo nie chcę cię
widzieć w moim domu. - Spojrzał na żonę z bezgrani
cznym uwielbieniem. - Obiecałem ci, kochanie, że
spróbuję, i spróbowałem. A teraz przestańmy zanudzać
Bogu ducha winnych ludzi rodzinnymi dramatami.
Dziękujemy za zaproszenie, pani D'Allaird. Gdyby
mogła pani zawiadomić Jerome'a, że wyjeżdżamy...
- Ale nie sądzę... Może jednak... - ku ogromnemu
zdumieniu C.J., Bertie była wyraznie zmieszana.
- Cóż, przykro mi, że tak to wyszło. Doprawdy miałam
nadzieję... - przeszyła młodego Jameisona lodowatym
wzrokiem.
- Państwo wybaczą - powiedział Garrett przez
zaciśnięte zęby, nie racząc spojrzeć na ojca ani Krystal
- ale wrócę do swoich zajęć. - Odwrócił się na pięcie
i zamaszystym krokiem opuścił pokój.
- Uparty szczeniak - warknęła Bertie.
- Wiele w tym mojej winy - powiedział Stafford
z żalem w głosie. - Po śmierci jego matki rzeczywiście
dość... przypadkowo dobierałem sobie towarzystwo.
- Położył rękę na dłoni Krystal. - Teraz wszystko się
zmieniło.
- Kiedy poznałam Stafforda, naprawdę tańczyłam
w nocnym klubie. Wcale nie dziwiÄ™ siÄ™ Garrettowi, ale
miałam nadzieję...
C.J. odprowadziła ich na przystań i pożegnała.
Zaczęła szukać Garretta. Okazało się, że widział go
Winthrup, jak w szortach i adidasach biegł w kierunku
plaży. Wrócił póznym popołudniem i nie zajrzawszy
ani do niej, ani do Bertie, zamknÄ…Å‚ siÄ™ w swoim domu.
118 PORTRET LORDA PIRATA
C.J. wytrzymała kilka godzin, próbując czytać,
pracować, słuchać muzyki - byle tylko wyrzucić
z pamięci rozwścieczoną twarz kochanka... W końcu
poddała się. Wybiegła z domu, trzaskając drzwiami.
Zapukała do drzwi Garretta kilka razy, coraz głośniej,
zła i upokorzona. Już miała odejść, kiedy usłyszała
gburowate proszę!" Nacisnęła klamkę i weszła.
Garrett stał przy oknie, z rękami na biodrach,
wpatrzony w zatokę... Zastanawiała się przez moment,
czy nie podejść do niego na palcach i nie objąć...
- Jeżeli spodziewasz się przeprosin, to szkoda
twojego czasu - burknął. - Ojciec nie miał prawa
przyjeżdżać tutaj. W każdym razie nie z tą kobietą.
Jeśli miał sprawę do mnie, powinien rozmawiać ze
mną na osobności, a nie korzystać z pośrednictwa
Bertie.
- Widzę, że nie doceniasz cioteczki - roześmiała
się z wyrazną ulgą. - Założę się, że to jej robota.
Zawsze lubiła wtykać nos w nie swoje sprawy...
A ostatnio ma wyjÄ…tkowego hysia na punkcie Å‚Ä…czenia
rodzin. Pewnie miała nadzieję, że jeśli ich tu ściągnie,
tobie nagle zmięknie serce... i wszyscy będą szczęś
liwi. Swoją drogą, twój ojciec wygląda na zadowolo
nego...
- Na razie. Poczekaj kilka miesięcy. Kiedy pa
nienka wyczyści już jego konto, pewnego dnia sta
ruszek obudzi siÄ™ bez niej i bez najlepszego samo
chodu.
- Chyba siÄ™ mylisz.
- Zawsze tak było.
- Ale tym razem może być inaczej.
PORTRET LORDA PIRATA
119
- Zobaczysz. Takie są kobiety, C.J. Słodkie i czułe,
dopóki nie połkniesz haczyka. Wtedy dopiero...
- Przestań. Mówisz też o mnie?
- Nie - odpowiedział szorstkim, zdławionym gło
sem, unikajÄ…c jej wzroku. - Nie o tobie.
- Ale nie jesteś tego wcale pewien. Różne myśli
chodzą ci po głowie, prawda? W sprawie naszego
małżeństwa także...
Przerażenie chwyciło go za gardło. Milczał długo,
a kiedy wydobył z siebie pierwsze słowo, nie poznał
własnego głosu.
- Zastanawiam siÄ™ po prostu, czy to dobry po
mysł... Nie jestem... - pokręcił bezradnie głową - dob
rą partią. C.J... jeśli chcesz znać prawdę zasłużyłaś na
kogoÅ› o wiele lepszego.
- Dlaczego nie mogę sama zdecydować, co jest dla
mnie dobre?
- Bo nie chcę, żebyś cierpiała. Wydaje ci się, że
jesteś we mnie zakochana. Tym bardziej będzie bolało,
jeśli...
- Ty siÄ™ po prostu boisz. Boisz siÄ™ we mnie
zakochać. Zresztą nie chodzi o mnie... tylko o twój
strach przed miłością. To przez ojca miłość kojarzy ci
się z upokorzeniem, prawda? Z robieniem głupstw
i robieniem z siebie głupca...
- Mniej więcej. Miłość jest złudzeniem. Fatamor
ganą. Mami cię, kusi tysiącem rozkoszy, spełnieniem
wszystkich pragnień - i znika, kiedy wyciągasz po nią
rękę. Szaleńcy potrafią spędzić całe życie na ściganiu
tej ułudy.
- Boisz się, że skończysz jak twój ojciec.
PORTRET LORDA PIRATA
120
- Pudło, CJ.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Nie kocham ciÄ™, CJ. Czy teraz rozumiesz?
Myślał, że zamieni się w słup soli, rozpłacze albo od
razu ucieknie. CJ. jednak uśmiechnęła się - tym
swoim chłodnym, tajemniczym uśmiechem, od które
go cierpła mu skóra.
- Do głowy by mi nie przyszło, że możesz mnie
pokochać - powiedziała swobodnie, jak gdyby roz
mawiali o ulubionym smaku lodów. - Kto tu mówił
o miłości? Chodzi w końcu o umowę między poważ
nymi ludzmi: konkretną, przemyślaną punkt po punk
cie i... przypieczętowaną podpisem.
- O czym ty mówisz...?
- Och, Garretcie, dajmy sobie już spokój! wiczy
my tę miłosną etiudę od tygodnia i oboje mamy jej po
dziurki w nosie.
- SkÄ…d wiesz?
- Jak to: skąd - mówiła coraz bardziej zniecierp
liwionym głosem. - Sądzisz, że mogłabym nie wie
dzieć o czymś, co się dzieje w tym domu i dotyczy
Bertie? A jeśli ci chodzi o to, w jaki sposób...
Domyślałam się, że coś knujecie. Przejrzałam akta
i znalazłam kontrakt. Po prostu.
Garrett wyobraził sobie C J. czytającą tę precyzyj
ną, szczegółową umowę, paragraf po paragrafie, tego
handlowego kontraktu... Zbierało mu się na wymioty.
Wszystko, co działo się między nimi - słowa, uśmie
chy, powłóczyste spojrzenia, pieszczoty - to był cyrk!
Zwykła farsa.
A on zaczął wierzyć...
PORTRET LORDA PIRATA
121
- Aadnie - powiedział błazeńskim tonem. - Czy
Bertie wie, że grzebiesz w jej papierach?
- Zabawne - C.J. roześmiała się - że ciebie to
szokuje. Ale... owszem, tam, gdzie w grÄ™ wchodzi
dobro Bertie, jestem zdolna do wszystkiego. MogÄ™
nawet wyjść za ciebie za mąż.
Brawo. Cios między oczy.
- A więc te dwa tygodnie były stratą czasu.
- Zależy, co nazywasz stratą czasu. Miałam... być
może mylne wrażenie, że dobrze się bawisz.
Następny cios. Równie celny. To cud, że spu
dłowała wtedy, strzelając z kuszy...
- Tak było. A ty?
Nareszcie. C.J. oblała się pąsowym rumieńcem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]