[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Puśćmy panią...
A tyle wyczołgałem się, wyczaiłem w tych bogatych w pokrzywy krzakach! jęknął
młody człowiek.
Ech, urodo kobieca, wielka moc w tobie! westchnął mistrz. Ale wstał z ławki i
otworzył furtkę:
%7łegnamy więc panią. Choć nie sądzę, że wymiar sprawiedliwości będzie skłonny do tak
szybkiego z panią rozstania.
Niech mnie wpierw dostanie! Czarna Milady odrzuciła dumnie głowę i wstała z
ławki. %7łegnam panów, bo mam nadzieję już ich więcej nie spotkać. I dziękuję za
wyrozumiałość!
Ruszyła w stronę furtki.
Czarna Milady zawołałem jak naprawdę pani na imię?!
Odwróciła się ze śmiechem:
Mówiłam już, ale pan mi nie uwierzył. Całkiem zwyczajnie: Ewa i znikła za krzakami
czeremchy.
Jak w raju, jak w raju! zrzędził Nataniel zamykając furtkę. Tylko dlaczego durnym
Adamem jest mój ukochany uczeń?
Teraz możemy już spokojnie pogawędzić z naszym czujnym stróżem zmieniłem
temat, zwracając się w stronę gościa. Cóż pana zaplątało w tę kuszniczą aferę, panie...
Paweł Daniec, do usług ukłonił się przybyły. Proszę mi mówić: Paweł. A wplątało
to sięgnął do kieszeni.
I moim zdumionym oczom ukazała się tak wyśmiewana przez dyrektora Marczaka oferta
pracy!
Spełnia pan jej warunki? Nataniel był bezlitosny.
Paweł przymknął oczy i jął recytować:
Służba w Czerwonych Beretach. Ukończona z wyróżnieniem historia sztuki. Cztery
języki, płetwonurek, zawodowe prawo jazdy, trochę szybownik, lotniarz, sternik morski,
narty bo lubię, walka wręcz bo w wojsku...
Ale samochodu to pan nie ma! próbował ratować swój honor mistrz.
Mam Paweł na to z dumą syrenę!
No, lecz pensja, którą możemy... odezwałem się nieśmiało.
Forsę mam w nosie! oznajmił młodzian. Liczy się przeżycie!
A jest pan pewien, że właśnie przy moim boku czeka ono na pana? zaciekawiał mnie
coraz bardziej.
Jeden znajomy opowiedział drugiemu znajomemu, a ten mnie o pańskich przygodach.
Warto było posłuchać. A teraz wystarczyło trochę rozejrzeć się za panem i już trafiła mi się
rzadkość nad rzadkościami: piękna kuszniczka! Idę na to!
Przyjrzałem mu się uważnie:
Nie ufa mi pan? nachmurzył się.
Hm, właśnie przed chwilą pożegnaliśmy piękną, zdolną, inteligentną, a przecież tak złą
kobietę... Schwytał i przyprowadził ją tutaj pan... A jeśli to wszystko zostało ułożone?
Paweł poderwał się.
Wyciągnąłem rękę:
Niech pan... Siadaj, Pawle. Przepraszam. Bądz w piątek o jedenastej w ministerstwie.
Wozny wskaże ci mój pokój...
Ale najpierw niech pan wpadnie do mnie na dłuższą pogawędkę. W czwartek koło
południa uśmiechnął się zgoła niewinnie mistrz. Ciebie też zapraszam skinął mi
łaskawie głową.
Popatrzyłem na Pawła ze współczuciem: szykowało się przesłuchanie !
Na razie przyszła ofiara mistrza pożegnała się z nami wielce zadowolona z siebie i z nas.
Po chwili w sąsiedniej uliczce zawarczał silnik syreny.
Będą z niego ludzie! zatarł ręce Nataniel. Wierz mi, znam się na ludziach, czego
najlepszym dowodem jest to, że przebywam w twoim towarzystwie... A żebyś nie przejmował
się tyle Czarną Milady, jako kurację zapisuje ci wzdychanie do Babiego Lata! Orzezwi ci to
też umysł, którego jasność będzie nam tak potrzebna podczas wyprawy do Przeklętnika, jaką
planuję na jutro.
Do Przeklętnika?
A gdzież mamy szukać, kierowani tajemniczym zapisem Pronobisa, skarbów
pozostałych po Jędrzeju, jak nie w jego posiadłości?
Ależ tam nic nie ma!
Tym bardziej, mój drogi Tomaszu, tym bardziej Nataniel uniósł do góry palec wielce
znaczącym gestem.
I na tym skończyło się nasze posiedzenie na ławce wśród bzów, w czasie którego
obdarowałem przestępczynię wolnością, a niewinnego człowieka porcją nieufności.
Coś chyba nie tak, Tomaszu!
Wzmocniwszy po drodze nasze siły Urwisami, którzy przebaczcie mi, nauczyciele i
kuratorzy po prostu zwiali z lekcji, dotarliśmy wreszcie do Przeklętnika. Drżącym głosem
odczytałem interesujący nas fragment testamentu Baldaricha-Bałdrzycha, a Nataniel nakazał
nam wszystkim intensywne myślenie w owym temacie . Usiadłem nad wyschniętym prawie
do dna stawkiem otaczającym wysepkę z ruinami dworu i próbowałem wcielić się w
profesora Pronobisa planującego genialną kryjówkę dla skarbu Jędrzeja Baldaricha-
Bałdrzycha...
Wyobrażałem sobie właśnie szczególnie dziuplaste drzewa, które i tak nie dotrwały do
naszych czasów, gdy usłyszałem nad sobą chrząknięcie.
To był Piotr o czerwonych z przejęcia uszach, które nawiasem mówiąc niemile
kontrastowały z niebieską punkfryzurą.
Czyżbyś myślał o kryjówce w chlewie? zapytałem czerwonouchego.
Nie, druhu przykucnął obok. Ale najpierw to sobie pomyślałem, że zanadto wszyscy
dopatrujemy się w zdaniach testamentu jakiegoś szyfru. Może wziąć je dosłownie? Studnia,
to studnia. A tu jest taka!
Myślisz, myślicielu, że jej przez wieki nie przeszukano? wyraziłem wątpliwość.
Przeszukano, przeczerpano na pewno! Ale dopiero niedawno ukończono tu w okolicy
prace melioracyjne, które tak obniżyły poziom wszelkich wód, że bydło pasie się na piasku, a
nie na trawie. Czyli będziemy wsuwać piaszczyste masełko... Ale nie o tym! Wiosnę
mieliśmy tego roku supersuchą, nie? No to sobie zajrzałem do tej studzienki, na którą
wszyscy machnęli ręką. A tam ni milimetra wody, tylko głazy, głaziki i kamienie... A w
testamencie właśnie o takiej kamienistej krynicy napisano...
Chłopie, ja cię ozłocę! usłyszałem krzyk Nataniela, który tymczasem cicho
podszedłszy wysłuchał opowieści Piotra.
Popędziliśmy do studni, wołając po drodze Marka i Jarka.
Faktycznie, studnia była tak sucha, jak ją opisał Piotr, a wymarzył i przewidział
nieszczęsny szlachcic.
Urwisy, do boju! zabrzmiał okrzyk Nataniela.
Jarek i Piotr skoczyli do studni ryzykując połamanie nóg. I już pierwsze kamienie
powędrowały na brzeg cembrowiny. Zmiana za zmianą wydobywaliśmy wciąż nowe.
Krwawiliśmy sobie palce wyciągając z niej kamienie, niektóre wielkie jak głowa ludzka.
Praca szła nam ciężko, bo spajał je żwir i piasek. Pózniej zaś, gdy uporaliśmy się z wierzchnią
warstwą, trzeba było dobywać kamienie z coraz głębszych miejsc. Pot zalewał nam oczy,
twarze i ręce mieliśmy czarne od kurzu, piasku i brudu.
Po dwóch godzinach pracy Nataniel wylazł ze studni i położył się na trawie, oświadczając
słabym głosem:
Mój Boże, cóż ja wam uczyniłem, że skazaliście mnie na tak ciężkie roboty?
Zwiergotały ptaki w krzakach bzu, pachniał jaśmin; odpoczywający Nataniel postękiwał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]