[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zaatakowani rozsypali się w luzną tyralierę i popędzili z powrotem pod górę,
chcąc jak najszybciej osiągnąć bezpieczny skraj otaczających wierzchołek
zarośli. Niestety, manewr ten kosztował ich życie dwóch następnych ludzi,
których przeszyte pociskami Bestii poskręcane ciała zaległy w bujnej trawie,
porastającej łagodne zbocze.
Przedarł się tylko jeden, z przerażeniem w oczach wpadł między wojowników
czających się z napiętymi łukami. Słychać było straszliwe przekleństwa rzucane
na niewidzialnego wroga, który siał śmierć, sam nie wystawiając się na strzały
strażników wzgórza.
Lura opuściła swą kryjówkę w dole stoku i podpełzła do Forsa. Chłopak
popatrzył w jej niebieskie, rozszerzone oczy, a w odpowiedzi wielki kot
poruszył głową z lewa na prawo, dla pewności powtarzając ten ruch
kilkakrotnie. A więc byli otoczeni! Możliwe, że było już za pózno, by
wprowadzić w życie powierzone przez Jarla zadanie. Zdusił w sobie zrodzoną tej
myśli nadzieję. Nawet gdyby w istocie tak było, nie miał wyboru. Okoliczności
sprzyjały ucieczce i było pewne, że w takiej sytuacji Bestie podążą jego
tropem. Musiał opuścić Arskane'a, choćby miało to pociągnąć za sobą jego
śmierć. Skoro jest szansa, musi z niej skorzystać.
- Jesteśmy otoczeni - jak mógł najciszej przekazał sygnał Lurze. Arskane
skinął głową.
- Wiem. Domyśliłem się tego, gdy tylko do nas podeszła. No cóż, możemy teraz
tu posiedzieć parę dni. Jeśli zechcą nas wziąć głodem... Póki co, powiem
ludziom by się ukryli. Wypatrując Bestii za bardzo się odsłonili...
Zaczął wydawać odpowiednie rozkazy, wróg jednak i tym razem okazał się
szybszy. Nim ktokolwiek zdążył się poruszyć, gdzieś z dołu nadleciał dziryt i
z głuchym mlaśnięciem wbił się w ramię stojącego najbliżej Ars-kane'a
człowieka. Trafiony krzyknął z bólu wyciągając jak nadalej od siebie rękę z
tkwiącym w niej drzewcem. W jednej chwili polanka opustoszała. Arskane
schwycił rannego i śladem pozostałych skrył się wśród zarośli. W milczeniu
rozglądali się gorączkowo, bezskutecznie wypatrując zamaskowanych Bestii.
Wyczekiwanie stawało się nieznośne. Do głosu zaczęły dochodzić napięte do
ostateczności nerwy i raz po raz któryś z wojowników napinał łuk, mierząc w
stronę wyimaginowanego celu. %7ładen jednak nie wypuścił dotychczas strzały,
gdyż byli to ludzie doświadczeni w bojach i mimo zamieszania zdawali sobie
sprawę, że cenne pociski będą bardziej przydatne w chwili, gdy wróg opuści
swoje kryjówki. Wiedzieli, że czeka ich walka, której wynik w znacznej mierze
zależeć może od cierpliwości ścierających się stron. Nie pozostało im nic
innego, tylko leżeć w bezruchu i czekać.
Fors jeszcze raz wysłał Lurę na zwiady. Musiał wiedzieć, czy w rozwiniętym
przez Bestie pierścieniu nie znajdzie się jakaś luka. Gdyby udało się odkryć
niestrzeżone przejście, rzuci się w nie, a po minięciu linii posterunków ruszy
na północ. Oczywiście, szybko zostanie dostrzeżony, zanim jednak przeciwnik
wyśle pogoń, zechce upewnić się, czy uciekinier zmierza w stronę obozu nad
rzeką. Dlatego też na początku powinien zachowywać się tak, jakby stracił
orientację, a wówczas chęć pościgu może pchnąć kilka Bestii na jego trop.
W ciągu tego ranka przybyły jeszcze dwie ofiary. Nieustannie krążący pomiędzy
wojownikami Arskane odkrył przyszpilone dzirytem do ziemi zwłoki oraz rannego
z rozszarpaną nogą, zajętego opatrywaniem własnej rany. Gdy wrócił do Forsa,
twarz miał bardzo poważną.
- W południe wyślą nam pomoc. Jeśli rozpalimy ostrzegawczy ogień, zwiną obóz i
ruszą nam z odsieczą, co wprowadzi ich wprost w pułapkę. Korson mówi, że
pamięta stare sygnały dymne i chce spróbować wysłać wiadomość. Jest to jednak
niebezpieczne, gdyż człowiek nadający sygnały wystawi się na cel Bestiom.
Popatrzył ponuro na otaczające ich drzewa.
- Zostało nas pięciu, w tym dwóch rannych. Jeśli zginiemy, a plemię będzie
uratowane, to nasza śmierć nie pójdzie na marne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]