[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie przestawał się w nią wpatrywać; w jedwabnej sukni wyglądała niezwykle
apetycznie, przywodząc mu na myśl wspomnienia zeszłej nocy. Namiętność i
spełnienie tak silne, e niemal niemoliwe. Pytania, na które wcią nie znał
odpowiedzi.
Helena odwróciła się, a on wcią patrzył, czekał.
Zbliyła się do stołu z talerzem w ręku. Zamieniła parę słów z Marjorie i
Clarą, a potem usiadła po jego prawej stronie.
No dobrze.
Poczekał, a się rozsiądzie i poprawi spódnice. Nabrał głęboko powietrza.
Podniosła wzrok. Zobaczył cień w zielonych oczach, a on ju miał ją wziąć za
rękę, kiedy opuściła głowę.
Zastanawiałam się... - Bawiła się widelcem. -Moe pojechalibyśmy na
-
wycieczkę, tak jak wczoraj. - Spojrzała w stronę okna. - Wcią ładna pogoda,
ale nie wiadomo, jak długo się to utrzyma.
W jej głosie była zaduma, która przypomniała mu, jak beztroska i swobodna,
wolna od ciąącej na sercu troski, była podczas przejadki poprzedniego
poranka, kiedy galopowali przez pola i lasy. Podniosła wzrok, unosząc lekko
brwi.
Ich oczy się spotkały.
Powstrzymując zniecierpliwienie, pochylił głowę. - Jak sobie yczysz.
Moemy pojechać na północ; to piękna trasa.
Uśmiechnęła się przelotnie. - Co za... doskonały pomysł.
Sebastian nie miał pojęcia, dlaczego nie powiedziała po prostu: Co za ulga".
Rzeczywiście tak było. Wspólna przejadka przepędziła troski, na chwilę
oderwała ją od czarnych myśli. Nie mógł się zdobyć, by w takiej chwili burzyć
jej spokój, wypytując o szczegóły.
Kiedy trzy godziny pózniej wracali do domu, nie był ani trochę mądrzejszy.
Mówił sobie, e powie mu w swoim czasie, e zaufanie trzeba zdobyć, nie
wymusić.
Ale wcią nie zadał jej pytania, dla którego tu przyjechała. Nie było sensu
dłuej zwlekać, lepiej, eby w tej kwestii wszystko było jasne.
Moe to pomoe znalezć odpowiedz na pierwsze pytanie. Moe w końcu mu
zaufa i zdradzi swoją tajemnicę?
Wstali od stołu z obiadem. Wziął ją za rękę i poprosił na stronę. - Chciałbym,
abyś mi poświęciła parę minut, mignonne. Jest kilka spraw, które musimy
omówić.
Studiowała jego twarz, ale nie był w stanie odczytać wyrazu jej oczu.
Spojrzała w stronę okna; zbierało się na deszcz. Có, adnej moliwości
ucieczki. Marjorie i Clara minęły ich, udając, e nic nie widzą. Louis i Thierry
ju wcześniej opuścili pokój, udając się do sali bilardowej. Nabrała powietrza,
uzbrajając się do walki i skinęła głową. - Jeśli chcesz.
Chciał... wielu rzeczy, ale teraz tylko wziął ją za rękę i poprowadził do
gabinetu.
Helena usiłowała ukryć napięcie, drenie rąk. Nie bała się Sebastiana, ale
tego, co moe mu powiedzieć, co moe zrobić. Bała się, e się zdradzi. Lokaj
otworzył drzwi, a Sebastian zaprosił ją do pomieszczenia, które wyglądało na
gabinet.
Na potęnym biurku piętrzyły się dokumenty, regały zastawione były
księgami rachunkowymi i pudłami na papiery. Mimo to pokój sprawiał wraenie
niezwykle ciepłego, wręcz przytulnego. Wielkie okna wychodziły na ogród, a
poniewa zapalono ju latarnie, złociste światło wlewało się do środka, padając
miękko na wypolerowany parkiet, aksamitne draperie i skórzany fotel.
Podeszła do kominka, w którym płonął jasny ogień. Po drodze rozglądała się
za gablotą, kufrem na kosztowności - innymi słowy, czymś, co mogło skrywać
sztylet. Musiała spojrzeć, choć pękało jej serce. Tak odpłaca Sebastianowi za
jego zaufanie.
Wyciągnęła ręce w stronę ognia i wyprostowała się. Sebastian znalazł się tu
obok.
Wziął ją za ręce. Spojrzał na jej twarz, w jej oczy. Nie mogła nic wyczytać w
błękitnej toni, ale była pewna, e jej własne oczy mówią niewiele więcej.
Uśmiechnął się krzywo, przyjmując do wiadomości, e oboje są dobrze
uzbrojeni.
Mignonne, po wydarzeniach zeszłej nocy musimy powiedzieć sobie jasno, e
-
poczyniliśmy pierwsze kroki na naszej wspólnej drodze. Jeśli chodzi o
decyzję, to kade z nas ją podjęło. Mimo to między takimi ludzmi jak my
musi paść wyrazna odpowiedz, tak lub nie, na proste, jasne pytanie.
Zawahał się, szukając jej oczu. Nie odwróciła wzroku, nie unikała spojrzenia;
była zbyt zajęta szukaniem odpowiedzi w swojej duszy, w swoim sercu. Nie
była do końca pewna, dokąd Sebastian zmierza. Zastanawiała się, gdzie miała
zródło niepewność, którą podświadomie wyczuwała.
Zmarszczył czoło. Opuścił wzrok, jednocześnie podnosząc jej dłonie do
pocałunku.
Niech tak będzie - powiedział niskim głosem, który kojarzył jej się teraz z
-
chwilami sam na sam. -Nie będę cię naciskał. Zadam moje proste pytanie,
kiedy ty będziesz gotowa dać mi prostą odpowiedz. - Ich oczy znów się
spotkały. - Do tego czasu... wiedz, e jestem tutaj. Czekam na ciebie - usta
zadrały - ale nie mogę powiedzieć, 6 cierpliwie. Ale dla ciebie, mignonne,
gotów jestem czekać.
Ostatnie słowa zabrzmiały jak przysięga. Musiał dostrzec zaskoczenie w jej
twarzy, w jej oczach. Potrząsnął głową, ganiąc się w duchu, e nie potrafi być
bardziej stanowczy.
Doceniała jego wysiłek. Bardziej ni inni rozumiała, e jego podstawowym
instynktem jest zmuszenie jej do uległości, do zadeklarowania, e jest jego i
tylko jego.
Spodziewała się, e będzie chciał formalnego oświadczenia, przygotowała się
na tę ewentualność. Zamierzała odsunąć tę chwilę jak najdalej. Jeśli ulegnie i
pozwoli mu się cieszyć - być moe publicznie - ze swej zgody, po jej ucieczce
straty będą większe.
Przyszła tutaj z zamiarem oszczędzenia mu pózniejszego bólu, nawet kosztem
własnych uczuć. 1 tak musi ratować Ariele. - Ja... - Co mogła powiedzieć w
obliczu takiego współczucia? Nie miał pojęcia o jej problemach, a mimo to
prawidłowo odczytał jej nastrój i postanowił nie zaogniać sytuacji. Mimo e nie
rozumiał.
Dziękuję. - Westchnęła cicho. Spojrzała mu prosto w oczy, pozwalając, by
-
zobaczył ulgę i wdzięczność. Splotła dłonie na wysokości piersi. -Obiecuję,
e dam ci znać, kiedy będę gotowa odpowiedzieć na twoje pytanie.
Nigdy się to nie stanie, ale nic na to nie mogła poradzić.
Spojrzał na nią pytająco, ale zielone oczy nie zdradzały smutku, który teraz
przepełniał serce. To dla dobra Ariele, zapewniła samą siebie. Byli teraz wro-
gami.
Jego rysy wyostrzyły się jeszcze, twarz przypominała kamienną maskę. -
Będę czekał.
Przyglądał jej się przez chwilę, a potem powiedział spokojnie, niemal
chłodno: - Clara jest ju pewnie w bawialni. Najlepiej będzie, jak do niej
dołączysz.
Ostrzeenie nie mogło być bardziej wyrazne. Patrzyła na niego przez chwilę,
a potem skinęła głową. - W takim razie zostawiam cię tutaj.
Obróciła się z gracją, ostatni raz rozglądając się po pokoju. Przy ścianach
stały cztery skrzynie, wszystkie zamknięte, bez kluczy w zamkach.
Podeszła do drzwi, otworzyła je i wyszła. Znalazła się na zewnątrz, gubiąc
ciepłe spojrzenie Sebastiana.
Będzie musiała przeszukać jego gabinet.
Kiedyś.
Rozdzial 10
Właściwa pora nigdy nie nadeszła. Prawdę mówiąc, w ciągu następnych kilku
dni Helena niewiele zrobiła, by dopiąć celu wyznaczonego przez Fabiena. Była
zbyt skoncentrowana na Sebastianie, na rozmyślaniach o tym, co straci, kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]