[ Pobierz całość w formacie PDF ]
26
- O co chodzi?
Na chwilę odwrócił głowę.
- Mam trochę... rzeczy z tyłu. śywność i jeszcze coś. Zmarznie, jeśli...
- Rozumiem. Wło\ę kurtkę i pomogę ci. Chwycił ją za ramię.
- Nie. Poczekaj. Patrzyła na niego zdumiona. - Dillonie, o co chodzi?
- Cholera - powiedział ponuro. - Po prostu zaczekaj. tu. - Odwrócił się na pięcie i podszedł do tyłu
samochodu.
Stała przed kuchennymi drzwiami, dr\ąc z zimna. W końcu Dillon pojawił się. Niósł w ramionach
zawiniątko okręcone ró\owym kocykiem. Kiedy usłyszała płacz, pojęła, \e to dziecko.
ROZDZIAA SIÓDMY
Dillon podszedł do niej.
- Myślę, \e to dziewczynka, bo wszystkie jej rzeczy są ró\owe. - Z zawiniątka dobiegał płacz głośniejszy
nawet od wycia wiatru.
Cat otuliła się ramionami.
- Dillonie, co siÄ™ dzieje?
- Słuchaj, ja... - spojrzał na nią zmieszany. Nie wiedział, od czego zacząć. Trzymał wrzeszczące
wniebogłosy dziecko. Zerknął na nie. - Hej, ty! Nie krzycz tak głośno. - Potrząsnął energicznie
zawiniÄ…tkiem.
Cat wyciągnęła ręce.
- Daj mi jÄ….
Oddał jej zawiniątko z wyrazną ulgą. Z kocyka wypadła butelka. Dillon złapał ją w porę.
- Mam ją. Pójdę po \ywność. Cat wzięła od niego butelkę.
- Dobrze. - Odwróciła się i weszła do domu. Poło\yła dziecko na łó\ku w sypialni. Mała zaczęła płakać
jeszcze głośniej. Cat szybko zapaliła świece i lampę naftową, które wcześniej ustawiła na toaletce.
Tymczasem dziewczynka zdą\yła ju\ rozkopać kocyk. Wściekła, wymachiwała rączkami i nó\kami
odzianymi w ró\owe śpioszki. Cat podniosła dziecko, szczelnie owinęła i przytuliła do piersi.
- Ju\ dobrze, uspokój się - powiedziała łagodnie.
Dziewczynka ucichła. Otworzyła błękitne oczy i popatrzyła na Cat z wyraznym zainteresowaniem.
Uśmiechnęła się do niej, przypominając sobie swoje młodsze siostry. Deirdre urodziła się, gdy Cat miała
dziesięć lat, Phoebe rok pózniej. Pomagała zmieniać im pieluszki i przygotowywać posiłki. Czasami nawet
wstawała do nich w nocy.
Mała znów zaczęła popłakiwać.
- O co ci chodzi? Mo\e masz mokro?
Dziewczynka zaniosła się krzykiem.
- Rozumiem. Potrzebna nam czysta pielucha.
Usłyszała kroki wchodzącego do środka Dillona. Zawołała do niego:
- Potrzebne mi pieluchy! Trzeba ją przewinąć. - Dziecko znów zapłakało, jakby chciało potwierdzić słowa
Cat.
- Pieluchy - powtórzył bezmyślnie. - Zaraz zobaczę. - Wrócił do kuchni.
Mała, niezadowolona, \e nikt nie zwraca na nią uwagi, krzyczała i machała nó\kami. Dostała czkawki. Cat
usiadła z nią na bujanym fotelu koło okna. Kołysząc się, tuliła rozkapryszone dziecko.
- Czy to jest to?
Cat uniosła w górę głowę. Dillon stał w drzwiach, trzymając w ręku ró\ową torbę z naszytymi \ółtymi
\yrafami. Skinęła głową.
- Postaw ją na łó\ku.
Cat wstała i podeszła do łó\ka. Ostro\nie poło\yła dziecko i otworzyła torbę. Były w niej jednorazowe
pieluchy, kilka zabawek, druga butelka z jedzeniem, kocyk i zło\ona cerata.
- W porządku, mała. - Cat rozło\yła ceratę. - Zaraz zajmiemy się twoim problemem.
Poło\yła dziecko na ceratce. Unosząc głowę dostrzegła, \e Dillon wcią\ stoi w drzwiach i ją obserwuje.
- Dlaczego siÄ™ gapisz?
- Dobrze sobie radzisz z dzieckiem. Nawet nie wiesz, jakie to wa\ne.
Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Niby dlaczego? - Nim otworzył usta, powstrzymała go gestem dłoni. - Nie teraz. Porozmawiamy pózniej.
PrzynieÅ› resztÄ™ rzeczy z samochodu.
- Dobry pomysł. - Odwrócił się na pięcie i zniknął.
27
- Nie zapomnij o lampach, które kupiłeś u Kratta. Przydadzą się! - krzyknęła za nim.
- Jasne.
Cat przewinęła małą, mrucząc kołysankę, którą śpiewała swoim siostrom wiele lat temu. Potem wzięła
zadowolone i uspokojone dziecko na ręce i wyjęła z torby butelkę z jedzeniem.
Dillon wszedł, niosąc lampy.
- To ju\ wszystko - oświadczył, stawiając na stole trzy wysokie pudełka. - Gdzie jest telefon? Wskazała
ręką drzwi salonu.
- Tam. Na biurku, przy schodach. Podszedł do aparatu i podniósł słuchawkę. Kilka razy postukał w
widełki.
- Jest głuchy - powiedział.
Godzinę pózniej cała \ywność przywieziona przez Dillona była ju\ rozpakowana, a dziecko spało między
poduszkami na łó\ku Cat. Siedzieli w salonie, pili kawę i jedli kanapki. Ciągle nie było światła, telefon te\
nie działał. Na dworze zapadała noc, choć śnieg padał tak gęsto, \e i tak trudno było odgadnąć porę dnia.
Dillon siedział na kanapie i patrzył w okno.
- Za długo mieszkałem w Los Angeles - powiedział cicho. - Zapomniałem, jakie figle mo\e tu płatać
pogoda. Spędzimy w tym domu wiele dni.
Cat przełknęła ostatni kęs kanapki.
- Owszem.
Nie kontynuowała tego tematu. Mieli wa\niejsze sprawy do omówienia. Zrzuciła mokasyny, w których
chodziła po domu, i podwinęła nogi pod siebie.
Dillon spojrzał na nią i westchnął;
- W porządku. Strzelaj. Wyprostowała się.
- Mam taki zamiar. Czyje to dziecko?
Dillon przesunął dłonią po twarzy. Cat zdenerwowana czekała na odpowiedz. Niespodziewanie zapytała:
- Czy to dziecko Natalie Evans? Zamarł. Miał tak zdumiony wyraz twarzy, \e Cat niemal się roześmiała.
Ale to on zaczął się pierwszy śmiać.
- Co w tym takiego śmiesznego?
- Do diabła. - Usiłował opanować śmiech.
- Co: do diabła?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]