[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W słowach jego brzmiała bolesna gorycz. Fryda
wyczuła w nich bezgraniczną udrękę.
- Zapewne wyrządzono panu ogromną krzywdę...
Dlatego zgorzkniał pan tak bardzo - powiedziała
cichutko.
- Nie, nie! - wykrztusił ochryple. - Nie, niech pani nie
lekceważy mego ostrzeżenia...
W jej pięknych oczach odmalowało się zdumienie i
przestrach.
Z piersi jego dobył się głuchy jęk.
- Dlaczego? Bo muszę, bo pragnę przynajmniej we
własnych oczach pozostać uczciwym! Och, powinienem
powiedzieć pani, żeby pani uciekała przede mną... Tak,
powinienem, lecz nie mogę... nie mogę...
Fryda zadrżała. Z bezgraniczną litością spoglądała na
jego bladą, wykrzywioną bólem twarz.
- Czemu pan się oskarża, panie Lersen? Czemu pan się
tak okropnie dręczy? Ja nie wierzę, że pan jest zły, nie
uważam pana nawet za twardego człowieka. Natomiast
już w pierwszej chwili, gdy poznałam pana, miałam
wrażenie, że pan jest bardzo nieszczęśliwy. I bardzo mi
pana żal...
Ralf zdjął kapelusz i odgarnął włosy z rozpalonego
czoła. Oczy jego zalśniły dziwnym blaskiem.
- %7łałowała mnie pani? - spytał zdławionym głosem.
- Tak, całym sercem - szepnęła, a oczy jej zwilgotniały.
Opanował się z trudem. Po chwili odezwał się głosem
stłumionym ze wzruszenia:
- Wiem, że pani jest aniołem dobroci. Powiedziała mi to
pani Wengerli, zanim jeszcze poznałem panią. Nie
domyśla się pani, ile ulgi sprawia mi to współczucie.
Pani ma słuszność twierdząc, że nie jestem złym
człowiekiem, inaczej nie ośmieliłbym się nigdy
ofiarować pani mej przyjazni... Mimo to... ciąży na
mnie piętno hańby, chociaż... chociaż jestem niewinny...
Musiałem wyznać to pani... Noszę tę plamę na honorze
jak ciężkie kajdany i nie mogę się obronić. Dlatego
tułałem się długie lata po świecie, dlatego ukrywam się
w samotności... Czy pani wie, jak to bywa, gdy
człowiek ucieka, gdy się lęka pogardy... Tak, pogardy!
Gdy takie nieszczęście spotyka człowieka jak ja,
człowieka, który chodził zawsze z dumnie
podniesionym czołem, wówczas jest to gorsze od
śmierci...
Fryda przystanęła, blada, wzruszona do głębi jego
wyznaniem. Na twarzy jej malowała się litość i niczym
niezachwiane zaufanie.
- Jest zle, gdy się zasługuje na pogardę. Jeżeli jednak
spotyka nas to niezasłużenie, wówczas musimy znalezć
w sobie siłę wytrwania. Nie powinniśmy się uginać pod
brzemieniem naszego nieszczęścia, lecz tym wyżej
wznieść głowę.
Bolesna gorycz na twarzy Ralfa ustąpiła teraz miejsca
niezwykłej tkliwości.
- A pani wierzy, że ten los spotkał mnie niezasłużenie?
Zmiało spojrzała mu w oczy.
- Tak, wierzę w to niezłomnie - odparła.
- Skąd bierze się w pani taka wiara? Przecież pani mnie
nie zna, przecież pani wie o mnie bardzo mało...
- Dość jednak, aby czuć, że pan cierpi bez winy.
Pochwycił gwałtownie jej rękę i przytulił do niej gorące
wargi. Nie mógł mówić w tej chwili. Poruszony do
głębi cofnął się o kilka kroków, jak gdyby się lękał, że
zapomni o wszystkim i porwie ją w objęcia. Wiedział,
że mu tego nie wolno. Czuł, że Fryda zrozumiałaby i
przebaczyłaby wszystko, prócz tego. Nie mógł
przycisnąć jej do serca, dopóki był mężem innej.
Tak, mógł jej powierzyć każdą tajemnicę, odczułaby z
pewnością każdy jego ból, nie zrozumiałaby jednak tego
postępowania, gdyby wyznał, że ma żonę. A jednak
nastąpi taka chwila, że będzie musiał wyznać ukochanej
dzieje swego małżeństwa. Tylko nie teraz, nie w tej
chwili, gdy podświadomie dała mu dowód najwyższego
zaufania, wiary i miłości. Była młodą dziewczyną, nie
mogłaby go pojąć w tym przypadku. Zachwiałoby to jej
wiarę i ufność.
I to właśnie najbardziej gnębiło Ralfa. Powinien był
przemówić, a musiał milczeć, chociaż ta tajemnica
ciążyła mu na sercu.
Stali przez chwilę w głębokim milczeniu wśród leśnej
samotności. Patrzyli sobie w oczy, jak dwoje ludzi,
którzy pragnęliby nawzajem czytać w swoich sercach.
Lersen pierwszy odzyskał panowanie nad sobą.
Odgarnął włosy z czoła i odetchnął głęboko. Ona
spoglądała ze współczuciem na jego szlachetną twarz,
na oczy pełne bólu.
- Byłbym szczęśliwy, gdybym mógł powiedzieć pani
wszystko, co mi ciąży na sercu. Wiem, że u pani
znalazłbym zrozumienie i współczucie. Jest to nawet
poniekąd moim obowiązkiem - wyznać pani prawdę,
lecz na razie jeszcze nie mogę. Spodziewam się, że
nastąpi kiedyś dzień, gdy powierzę pani moją tajemnicę,
której chwilowo nie wolno mi zdradzić. Niech pani
wtedy wybaczy mi, że od razu przy pierwszym
spotkaniu nie zwierzyłem się z tego...
Wargi Frydy drżały ze wzruszenia.
- Nie jest pan przecież zobowiązany do wyjawienia mi
tej tajemnicy. Wobec tego nie mam prawa potępiać
pana.
- Czy będę mógł kiedyś powołać się na te słowa? W
przypadku gdyby pani, mimo wszystko, wzięła mi za
złe moje postępowanie...
- To zbyteczne, zapamiętam naszą rozmowę i nigdy nie
potępię pana. Jestem przekonana, że pan jest
człowiekiem honoru i że nie zataił pan przede mną nic
złego. Teraz jednak muszę się śpieszyć, bo się spóznię
do domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]