[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słowackiego.
Znał wybornie przedmiot, gdyż ś.p. stryj Cezary zasypywał go lekturą o wieszczu, a i w
swojej bibliotece miał materiałów w bród.
Jednakże nie był usposobiony do pisania i odłożył pióro.
Na kino nie miał najmniejszej ochoty.
Nagle przypomniał sobie to dziwne nazwisko: madame Ravanaka... Hm... Praga, ulica
Stalowa 74... a mieszkanie?...
Wyciągnął z palta zapomniany numer Gońca Stołecznego i odszukał ogłoszenie wróżki.
Ostatecznie cóż zaszkodzi pójść? Nie dlatego, by miał wierzyć w te bzdury, ale ot, po
prostu dla rozrywki, dla zabicia czasu.
Pojechał tramwajem. Od przystanku trzeba było iść pieszo dobre dziesięć minut i dlatego
zdecydował się nie zawracać. Jeżeli nawet u tej wróżki spotka kogoś, na pewno nie będzie to
nikt znajomy.
Skądże by! uśmiechnął się do siebie.
Na trzecim piętrze zapukał do drzwi, przez które dolatywał wesoły śmiech i krzyki dzieci.
Otworzyła mu wysoka, przystojna kobieta o wydatnym biuście.
Czy tu mieszka wróżka Ravanaka?
Owszem. Proszę pana.
Wprowadziła go do schludnego ubogiego pokoiku, zastawionego bambusowymi
mebelkami, przypominającymi poczekalnię prowincjonalnego fotografa.
Usłyszał po chwili jej dzwięczny głos:
Mamo, to do ciebie!...
Człapanie pantofli, stukanie laski i do pokoju weszła wysoka, zgarbiona staruszka o
małych czarnych oczach.
Ruchem wielkiej damy wskazała mu krzesło i powiedziała:
Nie jestem wróżką, nie uprawiam szarlatanerii, nie daję zbawiennych rad.
Spojrzał na nią zdumiony.
Usiadła naprzeciw i mówiła głosem monotonnym i cichym:
Wyjaśniłam to widząc, że mam do czynienia z człowiekiem inteligentnym. Otóż jestem
obdarzona pewnymi zdolnościami telepatycznymi i niejaką dozą tego, co potocznie nazywane
jest jasnowidztwem. Za wizytę biorę dwadzieścia złotych. Proszę mi dać rękę.
Józef wyciągnął rękę, którą ujęła końcami palców.
Co pan chce wiedzieć?
Chrząknął niezdecydowanie.
Dobrze, więc powiem panu: na imię panu Józef, ma pan około trzydziestki, jest pan
kawalerem. Posiada pan dość znaczny majątek, odziedziczony po krewnym, wuju czy stryju,
który miał dużą brodę...
Po stryju potwierdził oszołomiony Domaszko.
Jest pan kupcem, prowadzi pan dobre interesy... Dobre, ale... nie zawsze... czyste...
Co to znaczy? zapytał Józef ze strachem.
83
Chce pan, bym mu powiedziała?
Proszę bardzo! nadrabiał miną.
Powiedział pan proszę bardzo, a pomyślał: kokaina. Czy tak?
Zerwał się na równe nogi. Blady był i z niepokojem rozejrzał się dokoła.
Niech pan będzie spokojny uśmiechnęła się nikt nas nie podsłuchuje. Ja też jestem
równie dyskretna jak ksiądz w konfesjonale.
Pani jest fenomenalnie...
Nie zawsze przerwała mu ale pańska psychika jest nieodporna.
Ja rzeczywiście pomyślałem, proszę pani, o kokainie, ale niech mi pani wierzy, że...
%7łe to pański wspólnik, chciał pan powiedzieć?
Wspólnicy poprawił.
Cóż jeszcze chciał pan wiedzieć?
Poruszył się na krześle:
Chciałem zapytać, czy... czy to nie pociągnie dla mnie przykrych następstw?...
Zawahała się i kiwnęła głową:
Owszem, ale nie takie, jakich się pan obawia. Poniósł pan już pewne straty materialne i
podobne czekają pana jeszcze. Poza tym nic panu nie grozi.
Odetchnął z ulgą.
Jest pan zakochany w młodej, ładnej dziewczynie. Blondynka. Bardzo dobra. Poważna
panna.
A ona? zaczerwienił się Józef.
Nie wiem. Ale sądzę, że pana pokocha, jeżeli to już nie nastąpiło.
Czy... czy... pobierzemy się?
Wiem o tym tyle, co i pan, to znaczy nic.
Na twarzy Józefa odbiło się rozczarowanie, więc dodała:
Uprzedziłam pana, iż nie jestem wróżką w pospolitym tego wyrazu znaczeniu. Mogę
jeszcze panu powiedzieć, że w każdym razie aura pańska polepsza się. Obecnie ma pan wiele
kłopotów z kobietami, a raczej z inną młodą panną i poza tym rodzinne... jakieś dziecko,
którego ojcem nie jest pan... Ojcem jest ktoś daleki... Introligator z zawodu, pan o tym wie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]