[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pytaniami, dopóki nie zechce sama mówić. Najwidoczniej uciekła stamtąd w panice, obawiając
się jego gniewu, gdy dowie się o pomyłce. A tak, nawiasem mówiąc, to zupełnie nie do wiary,
by Trent mógł powiedzieć podobną bzdurę! Oto co wynika z chodzenia do obcego lekarza. Nie
bądzmy dla biedaczki zbyt surowi. Redfern po nią przyjdzie. Jeśli zaś nie, to już ja go znajdę i
porozmawiamy sobie po męsku. Może być milionerem, ale Valancy pochodzi ze Stirlingów.
Nie ma prawa odtrącić jej tylko dlatego, że nastąpiła omyłka w kwestii choroby. Wątpię, czy
będzie chciał to zrobić. Doss jest przewrażliwiona. Och, muszę przyzwyczaić się, nazywać ją
Valancy. Nie jest już dzieckiem. A teraz pamiętaj, Amelio, bądz dla niej dobra i czuła.
Jak na możliwości pani Fryderykowej było to chyba zbyt wygórowane wymaganie, lecz
starała się, jak mogła. Podczas kolacji weszła na górę i spytała córkę, czy zechce napić się
herbaty. Valancy odmówiła. Chciała tylko pozostać sama. Pani Fryderykowa wyszła bez słowa
i nawet nie przypomniała córce, że jej obecna sytuacja wynikła z nieposłuszeństwa i braku
szacunku dla starszych. Cóż, trudno przecież powiedzieć coś takiego synowej milionera.
* * *
Przygnębiona Valancy rozglądała się po swym dawnym pokoju. Nie zmienił się ani trochę i
z trudem mogła uwierzyć w zmiany, które zaszły w niej od chwili, gdy spała tu ostatni raz.
Księżna Louise tak samo schodziła po schodach, czerwona papierowa żaluzja zasłaniała okno,
a na ścianie wisiało pozieleniałe ze starości lustro. Na sąsiedniej posesji stary sklep oklejały
krzykliwe reklamy. Stojący dalej budynek stacji był tak samo obskurny i brudny jak kiedyś.
Dawne życie czyhało na nią niby posępny potwór, oblizujący się na widok ofiary. Nagle
ogarnął ją paraliżujący strach. Gdy zapadła noc, minęło dotychczasowe otępienie i zastąpiła je
rozpacz. Leżała w ciemności i rozmyślała o swej wyspie pod gwiazdami. O ogniskach na
brzegu, żartach i zabawnych powiedzonkach, ślicznych puszystych kotach, światłach
mrugających z oddali, czółnach mknących po Mistawis w czarodziejskim blasku poranków,
białych brzozach między świerkami, zimowym śniegu i szkarłatnych zachodach słońca, o
wszystkich urokach i radościach utraconego raju. Nie dopuszczała tylko myśli o Barneyu.
Wszystko, tylko nie to.
Lecz siły woli nie starczyło na długo. Ogarnęła ją straszliwa tęsknota za nim. Pragnęła
uścisku jego ramion i szeptów przy uchu. Przypomniała sobie przyjazne spojrzenia, żarty,
drobne komplementy, pieszczoty. Przeliczała je tak, jak inna kobieta mogłaby liczyć swe
klejnoty. Wspomnienia były teraz wszystkim, co posiadała. Wreszcie przymknęła oczy i
zaczęła się modlić:  Dobry Boże, pozwól mi zapamiętać każdy wspólnie przeżyty drobiazg!
Nie pozwól, bym cokolwiek zapomniała.
Chociaż może lepiej zapomnieć. Wtedy samotność i tęsknota nie będą taką torturą. No i ta
Ethel Traverse. Czarodziejka o mlecznobiałej cerze, czarnych oczach i lśniących włosach.
Kobieta, którą Barney kochał i kocha jeszcze. Czy nie powiedział, że nigdy nie zmienia zdania?
Kobieta czekająca na niego w Montrealu to odpowiednia żona dla bogatego i znanego
człowieka. Barney ożeni się z nią, gdy tylko otrzyma rozwód. Jakże jej teraz zazdrościła i jak ją
nienawidziła! Do niej przecież Barney mówił:  kocham cię . Valancy zastanawiała się, jakim
tonem wypowiadał te słowa i jaki wyraz miały wtedy jego oczy. Ethel Traverse to wiedziała.
Lecz nie spędziła tylu pięknych godzin w Błękitnym Zamku, one należą do mnie, pomyślała z
zawziętością. Ethel nigdy nie zrobi poziomkowych konfitur, nie zatańczy przy dzwiękach
skrzypiec Ryczącego Abla, nie usmaży bekonu nad płomieniem ogniska. Ona w ogóle nie
przyjedzie do małej chatki na Mistawis.
 A co teraz robi Barney? O czym myśli? Czy już wrócił do domu i znalazł list? Czy bardzo
się gniewa? A może mi współczuje? Leży na łóżku, wpatruje się we wzburzone jezioro i słucha
deszczu bębniącego o dach? Czy też dalej wędruje po leśnych ostępach, wstrząśnięty swoją
sytuacją?
Poczuła dotkliwy ból i serce zamarło w niej, jakby ściśnięte w bezlitosnej, potężnej dłoni.
Valancy wstała i zaczęła chodzić po pokoju. Czy świt nie położy kresu tej okropnej nocy? Lecz
co może przynieść jej ranek? Dawna stagnacja ostatecznie była do zniesienia. Ale dawne życie
skonfrontowane ze wspomnieniami ostatniego roku stawało się męką ponad siły.
 Och, dlaczego nie mogę umrzeć?  jęknęła Valancy.
* * *
Dopiero nazajutrz, wczesnym popołudniem, stary rozklekotany samochód zagrzechotał po
Elm Street i zatrzymał się przed ceglanym domem. Wyskoczył z niego mężczyzna z włosami w
nieładzie i wbiegł po schodach. Dzwonkiem szarpnięto tak, jak nigdy dotąd, niecierpliwie i
gwałtownie. Gość nie prosił o otwarcie drzwi, on tego żądał. Stryj Beniamin uśmiechał się
skrycie, idąc przez hali. Właśnie  wpadł na chwilę , by się dowiedzieć, jak się czuje droga
Doss, czy raczej Valancy.  Droga Doss, to jest Valancy  powiedziano mu  czuje się tak,
jak wczoraj. Zeszła na śniadanie, którego nie tknęła i wróciła do swego pokoju. Zeszła na
obiad, którego nie tknęła i wróciła do swego pokoju. To wszystko. Nie odezwała się do nikogo.
A otoczenie z życzliwą wyrozumiałością zostawiło ją w spokoju.
 Doskonale. Redfern musi się zjawić  oświadczył stryj Beniamin. No i właśnie w tej
chwili ustaliła się jego reputacja proroka. Redfern stał na progu:  Czy moja żona jest tutaj? 
zwrócił się bez wstępów do stryja Beniamina.
Ten uśmiechnął się wymownie.  Zdaje się, że pan Redfern? Miło mi pana powitać. Tak, ta
pańska niegrzeczna dziewczynka jest tutaj. Byliśmy&
 Muszę się z nią zobaczyć  Barney przerwał stryjowi w pół słowa.
 Oczywiście, panie Redfern. Proszę wejść dalej. Valancy za chwilę zejdzie. 
Wprowadził Barneya do bawialni, a sam wszedł do saloniku i polecił pani Fryderykowej: 
Idz na górę i powiedz Valancy, żeby zeszła do bawialni. Przyjechał jej mąż.
Stryj nie miał pewności, czy Valancy zejdzie za chwilę lub w ogóle, podążył więc na palcach
za panią Fryderykową i podsłuchiwał w korytarzu.
 Valancy, drogie dziecko  powiedziała czule pani Fryderykową.  Twój mąż jest na
dole i pyta o ciebie.
 Och, mamo.  Valancy odwróciła się do okna i załamała ręce.  Nie mogę się z nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl