[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po raz pierwszy Camilla przyznała otwarcie, \e chciałaby być tą kobietą. Był to symptom
prawdziwej miłości, a nie jedynie po\ądania, prymitywnego ognia zmysłów, jaki ją po\erał.
To beznadziejne pomyślała smutno. Powiedział, \e jej pragnął. To wyznanie
spowodowało wyrwę w barykadzie, jaką Camilla zbudowała wokół siebie. Musiała te\
przyznać, \e gdyby nawet nie pragnął farmy, nie byłby w stanie tak dobrze udawać
po\ądania. To jednak znamionowało jedynie siłę zmysłów. Camilla potrzebowała czegoś
więcej. Chciała miłości tak wielkiej, jaką sama nosiła w sercu, tak wspaniałej, \e a\
niemo\liwej do ogarnięcia.
A na jakiej podstawie zapytywała samą siebie spodziewasz się sukcesu tam, gdzie tak
wiele kobiet poniosło klęskę, kobiet piękniejszych od ciebie, bardziej wyrafinowanych i tak
obytych towarzysko jak jego matka?
Przyniosę go z samochodu powiedział przyłapawszy ją na spojrzeniu, w którym
zawarła chęć wyrycia w pamięci na zawsze jego obrazu.
Pośpiesznie oderwała od niego wzrok i wstała. Ben nie wyglądał na bardzo
poturbowanego. Przyniosła skórę baranią, na której sypiał, i wyścieliła dno dołu. Quinn
uło\ył psa, a kiedy wspólnie zasypywali dół, w oczach Camilli znowu pojawiły się łzy.
Gdy było po wszystkim, wrócili do domu umyć ręce. Quinn zaproponował:
Mo\e byś nas teraz odwiedziła? Uśmiechnęła się smutno. Taki, jak w tej chwili, był
wspaniały jej głodne serce karmiło się nawet okruchami.
Dziękuję ci, ale mam mnóstwo pracy.
Nie mogę cię tak zostawić powiedział spokojnie.
Ju\ kiedyś to zrobiłem, a nie był to odpowiedni moment. Nie powtórzę tego samego
błędu.
Na jego twarzy malowało się zdecydowanie i Camilla nie miała wyboru. Posadził ją przy
sobie, kiedy pracował w gabinecie, a ona, udając, \e czyta, przyglądała mu się rozmarzonym
wzrokiem. Uparła się jednak, \eby pójść do domu, kiedy zbli\ał się czas powrotu Karen.
Ona te\ była ogromnie przybita z powodu śmierci Bena i zaproponowała, \e zostanie w
domu, \eby Camilla nie czuła się samotna.
Nie bądz niemądra uśmiechnęła się Camilla.
John bardzo by się zmartwił. Karen zachichotała.
Nie miałby nic przeciwko temu, wie przecie\...
zawahała się, po czym uniosła lekko ramiona i dokończyła wie, co do niego czuję.
Camilla zdawała sobie sprawę, \e Karen nie jest ju\ zainteresowana Cjuinnem, ale chciała
to usłyszeć.
A co ty czujesz? Karen skrzywiła się.
Wygląda na to, \e jestem zakochana.
Wygląda?
Tak. Karen podeszła do okna, najwyrazniej szukając odpowiednich słów. Bywałam
ju\ zakochana wiele razy, ale tym razem jest inaczej. A\ się boję. Bywali mę\czyzni, których
po\ądałam z równą siłą, ale nie w ten sposób. Rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć?
Tak. Chyba tak. To nie tylko pociąg fizyczny.
To o wiele, wiele więcej zacisnęła piękne usta. On nigdy nie wspomina swojej
pierwszej \ony. Powiedział tylko, \e to mał\eństwo było nieudane dla obojga, ale słyszałam
wiele plotek wiesz, jak to jest w takim małym miasteczku. Wynika z nich, \e była
pierwszorzędną małpą.
Wydaje mi się, \e nie była zupełnie normalna. Tak, tak właśnie uwa\am. Coś ją
dręczyło, coś, co wymagało opieki specjalistów psychologa lub psychiatry.
Jesteś dobra i wspaniałomyślna Karen spojrzała na nią ciepło. Czy rzeczywiście
była taka piękna?
Jak marzenie, ale nie piękniejsza od ciebie.
Jak ty potrafisz podnosić na duchu. Nie jestem taka dobra jak ty. Ona wcią\ próbuje
zatruwać mu \ycie, ale teraz będzie miała do czynienia ze mną. Trafiła kosa na kamień.
Jak to z tobą?
Karen spojrzała na Camillę przestraszona.
No, mam nadzieję. John poprosił mnie o rękę.
I?
Karen paplała bezładnie:
Tak bardzo bym chciała, ale... no wiesz, z tą moją przeszłością. Boję się, \e to go
przestraszy.
To mu nie mów. Karen przygryzła wargi.
Będę musiała.
Bzdura. To, jakie \ycie prowadziłaś przedtem, w \adnym stopniu nie dotyczy Johna, tak
samo jak to, co on robił, nie dotyczy ciebie. Chyba nie masz zamiaru udawać dziewicy?
Zatem jedyne, co się liczy, to miłość i fakt, \e chcesz uczynić go szczęśliwym.
Och, Cam, tak bardzo bym chciała wynagrodzić mu wszystkie lata cierpienia i bólu, ale
on zasługuje na kogoś, kto nie jest...
Camilla zdenerwowała się.
On zasługuje na kogoś, kto kocha go bez zastrze\eń, kto lubi go i szanuje. Ty te\ na to
zasługujesz. Tego właśnie oczekujemy od \ycia.
I twierdzisz, \e nie powinnam mu mówić, \e sypiałam z innym mę\czyznami?
Nie. Pod warunkiem, \e nie masz zamiaru sypiać z nimi teraz.
W oczach Karen zabłysło przera\enie.
Ale\ nie. Nie mogłabym.
A zatem powiedziała Camilla ugodowo nie masz się o co martwić.
Oczy Karen rozbłysły tysiącem złotych iskierek. Rozpromieniona, powiedziała
uwodzicielsko:
To ja mu dzisiaj powiem tak i nie martw się, je\eli nie wrócę do domu na noc. Byłam
bardzo ostro\na i nie spieszyłam się z niczym, ale to było trudne. Nie umiem sobie odmawiać.
Teraz ju\ będę mogła być sobą. Jej głos zmienił się. Ale nie będziesz się bała zostać
sama?
Nie. Je\eli ktoś się tu pojawi, to go zastrzelę i zaraz zadzwonię do Quinna!
Karen wychodziła rozpromieniona z czarującym i oczarowanym Johnem, który wyglądał
jak ktoś, kto nie jest w stanie ogarnąć własnego szczęścia. Camilla czytała do dziewiątej, a
potem, nagle wyczerpana, poszła do łó\ka.
Powróciła myślami do Bena i znowu łzy zebrały się w jej oczach. Przed oczami duszy
pojawił się Quinn. Musiała przyznać, \e zazdrościła Karen jej promiennego szczęścia, bo
sama zatęskniła za swoim. Chciała upajać się miłością, potrzebowała świadomości, \e Quinn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]