[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyć na swoich warunkach. Nie może przyłożyć de
monowi nękającemu tę małą, bezbronną istotę.
Opanował się i ukląkł obok syna.
- Toby, kochanie...
Dziecko uniosło głowę i ujrzał przerażone oczy za
szczutego zwierzątka. Toby patrzył gdzieś ponad jego
ramieniem, jakby widział ducha.
- Syneczku...
Rick odwrócił się, ale nie ujrzał nikogo. W rogu
pokoju stała tylko niewielka szafa.
Dziecko znowu ukryło głowę w dłoniach i skuliło
się jeszcze bardziej. Rick nie miał pojęcia, jak postąpić.
I wtedy dobiegł go łagodny głos Natalie.
- Rick...
Odwrócił się i ujrzał drobną postać w białym szla
froczku, z drobnymi bosymi stopkami i rozpuszczony
mi włosami. Blask lampy zalśnił w różyczce na złotym
łańcuszku. W korytarzu majaczył kształt wielkiego
psa.
Rick w jednej chwili zapomniał o wszystkich po
stanowieniach; czuł teraz do niej jedynie ogromną
wdzięczność. Przyszła tu, stała obok niego i mogła mu
pomóc.
Ani na chwilę nie wątpił, że Natalie wie, co robić.
Odsunął się i przepuścił ją. Przykucnęła obok dziecka,
80
Bernie wszedł za nią do pokoju i usadowił się przy
drzwiach.
Rick nie spuszczał oczu z Natalie. Nie zrobiła naj
mniejszego ruchu; przemówiła jedynie do dziecka ci-
chym, łagodnym głosem:
- Powiedz mi, Toby, kochanie, co to takiego było
Toby zachlipał i uniósł głowę.
- Powiedz mi, proszę - powtórzyła Natalie.
Długo się jej przyglądał, a potem wyszeptał:
- Potwór.
- Gdzie on był? - zapytała.
Spojrzał na coś za jej plecami, a potem mały drżący
paluszek z wahaniem wskazał szafę. Bernie warknął.
Rick ze zdumieniem spojrzał na łagodnego zwykle ol
brzyma i ujrzał, że pies zwrócił łeb w stronę szafy
i wyszczerzył zęby.
Toby nagle przestał się trząść i z zachwytem utkwił
wzrok w psie. Natalie natychmiast wykorzystała wła
ściwy moment.
- Chodz do mnie, maleńki.
Toby pociągnął nosem i wtulił się w nią. Wstała
z dzieckiem w ramionach i lekko je pokołysała.
- Posłuchaj, teraz jesteś bezpieczny. Tatuś jest przy
tobie. I Bernie. I ja. Nigdy nie pozwolimy, żeby ten
potwór cię skrzywdził. Nigdy, nawet za milion lat.
Wolno zaniosła go do łóżka i otuliła kołderką.
- Możesz teraz spokojnie zasnąć, kochanie. Bernie
będzie cię pilnował.
Pies natychmiast ulokował się przy łóżku i polizał
chłopca w stopę. Toby przymknął oczy, a Natalie ru-
81
chem dłoni kazała Rickowi zgasić górne światło. Jed-
cześnie zapaliła lampkę w kształcie samolotu. W jej
łagodnym świetle zrobiło się nagle bezpiecznie i przy
tulnie.
Natalie dała znak Rickowi, żeby przysiadł z drugiej
strony łóżka.
- Ten potwór wyszedł z szafy, prawda, Toby? - za
pytała.
Dziecko przytuliło się do niej kurczowo. Objęła je
ramieniem i pogłaskała po głowie.
- Wiesz, że tak naprawdę to potwory wcale nie ist
nieją, prawda? - pytała dalej takim samym tonem.
Toby spróbował skinąć główką.
- Rozumiem - ciągnęła. - Muszę ci zdradzić pew
ną tajemnicę. Mój dziadek, Ben, zawsze mówił, że
w naszym jeziorze mieszka potwór, ale to jest bardzo
dobry potwór, przyjazny ludziom i zwierzętom.
Chłopiec wyraznie się zainteresował. Cofnął główkę
i uważnie spojrzał na Natalie.
- Nie wiedziałeś, że istnieją dobre potwory?
Toby stanowczo pokręcił głową.
- A ja - mówiła dalej Natalie - jestem przekonana,
że tylko takie naprawdę istnieją.
Widać było, że chłopiec rozpaczliwie pragnie jej
wierzyć, ale nie potrafi.
- A może by tak Bernie pospał tutaj z tobą dzisiaj
w nocy? Oczywiście, jeśli tatuś pozwoli.
- Nie mam nic przeciwko temu - zgodził się Rick.
- Wszystko w porządku? - zapytała Natalie To-
by'ego
82
Tym razem Toby skinął główką zupełnie wyraznie
- W takim razie śpij dobrze. - Wstała i spojrzała
na psa. - Bernie, zostajesz tutaj.
Poszła w stronę drzwi, ale Rick zatrzymał ją. W je
go oczach dostrzegła podziw i wdzięczność.
- Natalie, bardzo ci dziękuję.
Uśmiechnęła się lekko, skinęła głową i wyszła
z pokoju.
Rick wrócił do Toby'ego i patrząc na rozpogodzoną
buzię chłopca pomyślał, że cokolwiek by Natalie po
wiedziała o ich wzajemnych stosunkach, nic nie zmie
ni faktu, że do końca życia pozostanie w jego oczach
czarodziejką, która podarowała jego dziecku spokojny
sen.
Natalie zaś przystanęła w holu, nie wiedząc, czy iść
do siebie na górę, czy wrócić do Ricka. Mogliby je
szcze chwilę porozmawiać. Potem przypomniała sobie
wzrok, jakim na nią patrzył, i z westchnieniem weszła
na schody.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]