[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mógł w tej materii mówić i opowiadać, ale...
Długo wstrząsał głową na parę gwiazd przez gałęzie sapieżanki przebłyskujących patrząc.
- Senne widowiska... czasowe mary...
Justyna blisko do niego przysunięta, z jedną ręką pieszczotliwym ruchem na jego ramieniu złożoną a na
drugiej twarz swą opierając, w milczeniu słuchała mowy jego powolnej, częstymi milczeniami
przerywanej, w części tylko zwróconej ku niej a daleko więcej do półgłosem smutnych myśli i
wspomnień podobnej.
- W książce jednej wyczytałem: "Jak muchy padną w boju syny ludzkie..." A w drugim miejscu tej
samej książki, czy może jakiej inszej, napisano: "Jak glina w ręku garncarza, tak ludzie w ręku
Stwórcy." Taka to już być musi kondycja nasza, ale serce człowieka podczas za słabe bywa, żeby ją
cierpliwie i pokornie przenieść. Widać za mało cierpliwy i pokorny byłem, bo kiedy już te rzeczy obróciły
się na złą stronę i zaćma nieprzenikniona świat ogarnęła, zacząłem doświadczać nieścierpliwego żalu i
gniewu, sam nie wiedząc nawet, przeciw czemu i przeciw komu ten gniew obrócić. Odżałować tego, co
przeminęło, nie mogłem, ani też przywyknąć znów do zwyczajnego życia, od którego jakby na
skrzydłach mnie odniosło. Co dawniej było - obrzydło; co bawiło i radowało - wydawało się samą
marnością. Pójdę, bywało, z pługiem i tylko wspominam, co w tamtych złotnych dniach widziałem i
słyszałem; twarze różne, postępki, sprzeczki i zdania wspominam i z pamięci swojej umyślnie je
wybieram, podobnie jak skąpiec dukaty ze skrzyni wybiera oglądając je i lubując się nimi. Tak czasem
pośród mgły wiosennej i pół dnia na polu przy pługu przestoję o robocie, do której wprzódy chętliwy i
zdatny byłem, zapominając. Albo zimową porą do wesołej jakiej świetlicy, bywało, wejdę i patrzę, jak
ludzie rychło o wszystkim zapominający śpiewają, weselą się; tańczą. "Czy oni powariowali?" - myślę
sobie, słupem niemym i nieruchliwym w kącie stojąc, a im więcej oni weselą się, tym widoczniej przed
oczami staje mnie ta polana leśna z tym swoim smętnym pagórkiem i śniegiem, co na nią w ciemności
nocnej białymi płatami pada. Co nowy taniec zagrają, to ja zaszepczę: "Wieczne odpoczywanie racz im
dać, Panie!" Co nową pieśnię kto zawiedzie, to ja znów: "Wieczne odpoczywanie!" Co głośniejszym
śmiechem kto wybuchnie, w mojej głowie rozlega się: "Wieczne odpoczywanie!" Na weselących się ręką
machnę i do chaty pod śniegiem padającym idę, a w chacie... Chryste!... miejsce po bracie jedynym
już i zastygło, żonka jego już po drugich weselnych godach, tylko sierotka mały mnie spotyka i tuli się
do opiekuna jedynego, który mu na tym świecie pozostał...
W drzwiach bokówki ozwał się szelest; Jan stał na progu plecami o drzwi oparty, z ramionami na piersi
skrzyżowanymi. W cieniu postać jego rysowała się w liniach prostych i wyniosłych. Cała świetlica
pogrążona była w cieniu, bo mała lampa na olchowej komodzie stojąca słabe rzucała światło i tylko
wąski jej promień spływał na ciemną kapotę Anzelma i na, połyskliwe, rozpuszczone włosy Justyny. Po
długim milczeniu Anzelm półgłosem i powoli znów mówić zaczął:
- Każdemu jednakże stworzeniu dany jest zmysł ratowania się i od ostatniej zguby ubiegania. Tak i ja
w jednym miejscu ratunek dla siebie postrzegając do niego się udałem. Nie było mnie wtenczas więcej
nad lat trzydzieści, nie dziwno tedy, że kochanie tyle prawie dla mnie znaczyło, co życie i szczęście.
Widać, że przeznaczonym było, aby wszystkie miody i trucizny, z Korczyna na mnie ściekły, bo tam
mnie objawiły się te widowiska senne, po których pocieszyć się nie mogłem, i tam też gwiazda
kochania mego zaświeciła. Może niejeden powie, że moja nadzieja nierozsądna była i że za wysoko
odważyłem się spojrzeć, ale ja tak wtenczas nie myślałem. Wszak już mało nie dwa tysiące lat temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl