[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wystarczająco stresów jak na jeden dzień. Mam zamiar nastawić sobie budzik na piątą
rano, wsadzić go pod poduszkę i pobiec do pralni, zanim ktokolwiek się obudzi.
Drea rozłącza się, ale natychmiast zaczyna wystukiwać kolejny numer. Pewnie dzwoni
do Chada.
Zamiast rozmyślać bez sensu, postanawiam zająć się czymś produktywnym. Wstaję
i grzebie na dnie swojej szafy w poszukiwaniu rodzinnego albumu z wycinkami. Jest ciężki
i nieporęczny. Ma powyrywane, pożółkłe, niejednakowe kartki i ślady nadpaleń w rogach.
Pełno u nim było najróżniejszych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie notatek -
domowych lekarstw, zaklęć, ulubionych wierszy, a nawet sekretnych przepisów kulinarnych;
na przykład na struclę jakiejś kuzynki piątego stopnia.
Babcia dała mi ten zeszyt dwa tygodnie przed śmiercią Za każdym razem, gdy
z niego korzystam, widzę kobietę w długiej domowej sukni, rzucającą czary albo
czytającą magiczne wiersze przy blasku świecy. Kiedy spytałam babcię, skąd ma ten album,
powiedziała mi, że dała go jej cioteczna babka Ena. I ja też powinnam któregoś dnia przekazać
go komuś, kto ma dar, tak jak ja.
Otwieram album na pomiętej stronie, podpisanej przez moja cioteczną praprababkę
Enę. Znajdował się tam domowy sposób na kurzą ślepotę surowa rybia wątroba na kolację.
Obrzydliwe, ale pewnie i tak biło na głowę żarcie ze stołówki. Przerzucam kolejne
kartki. Chcę dziś rzucić czar na sny. Taki. który pozwoli moim koszmarom rozwinąć się
w pełni, zamiast je odpędzać.
Nieczęsto używam tej księgi, tym bardziej że babcia mówiła, iż nie jest dobrze
polegać wyłącznie na niej. bo zaklęcia czy remedia biorą się z naszego wnętrza i to my
nadajemy im znaczenie. Ale kiedy już do niej zaglądam, uwielbiam patrzeć na odręczne
pismo - miejsca, gdzie pióro się poślizgnęło i zrobiło maleńkiego kleksa albo gdzie pociekło
z niego za dożo atramentu. Pochyłe pismo jednych autorek kontra pękate literki innych.
Niemal potrafię wyobrazić sobie osobowości tych wszystkich kobiet, patrząc na ich nazwiska,
na ich charakter pisma i na to, co umieściły w księdze. Zawsze daje mi to magiczne poczucie
jedności z moją rodziną, nawet z tymi jej członkami, których nie znałam.
Nigdy wcześniej mc rzucałam tego rodzaju czaru, ale jeśli chcę zmienić przyszłość
i uratować Dreę, potrzebuje więcej informacji.
Zapalam kadzidełko o zapachu trawy cytrynowej Potem gromadzę, wszystkie potrzebne
rzeczy i układam je na łóżku: gałązkę rozmarynu, pusty piórnik, buteleczkę olejku
lawendowego i żółtą kredkę świecową. Piórnik z rodzaju tych przypominających saszetki
z podszewką w środku i z suwakiem u góry. Tak jak babcia, zawsze na wszelki wypadek
trzymam pod ręką przedmioty potrzebne do czarów. Nawet jeśli nigdy nie znajdę
zastosowania dla niektórych przedmiotów, nawet jeśli - jak zarzekała się babcia -
najważniejsze składniki zaklęcia zawsze znajdują się w sercu, jest to po prostu jeszcze jeden
sposób na utrzymanie więzi z nią.
Sięgam do szuflady po świecę i przez chwilę przypatruję się tej niebieskiej, którą paliłam
zeszłej nocy, oraz inicjałom Drei - nadpalone O, a dalej E i S. Drea Olivia Eleonor Sutton. Jej
inicjały są wiecznym przedmiotem żartów, bo ma je wyhaftowane i wypisane w zasadzie na
wszystkim, co posiada - na ręcznikach, papeterii. na bluzach, a nawet na szkolnym plecaku.
Jak jakaś księżniczka. Z początku myślałam, że sama się prosi o prześladowania, ale potem
zrozumiałam, że przecież to nie moja sprawa i nie mnie to osądzać. Upór to jedna z rzeczy,
które w niej kocham.
- Cholera - mówi Drea, rzucając słuchawka. - Chada nie ma w pokoju. I co ja mam teraz
myśleć? - Siada obok mnie na łóżku i wpatruje się w łuszczący się francuski pedikiur.
- Przepraszam, że okłamałam cię z tymi kartami - zaczynam - to dlatego, że się bałam.
- Nieważne, mam zbyt dużego doła, żeby się tym przejmować. - Zerka na przybory do
czarów, leżące między nami.
- Chyba powinnaś się przejąć, bo mój dzisiejszy czar dotyczy ciebie. - Chwytam w dwa
palce wywinięty brzeg doniczki i trzy razy przesuwam go przez dym kadzidła. Zapalam
świecę i stawiam ją na nocnej szafce. Jest liliowo-biała i składa się z dwóch świeczek
stopionych ze sobą, jakby wzięły świeczkowy ślub.
- Fajna świeczka.
- Kolory są symboliczne - wyjaśniam. - Liliowy daje przenikliwość, biały to kolor magii.
Ich połączenie symbolizuje scalenie wizji, które miałam w snach. Czy możesz dać mi czystą
kartkę z twojego pamiętnika?
- Po co?
- Bo nawet czyste kartki są przesiąknięte twoja energią. A ten czar jest dla ciebie.
Sięga do szuflady nocnej szafki po pamiętnik, otwiera go na końcu i wyrywa kartkę.
- O co w ogóle chodzi?
- Mówiłam, że musimy pogadać.
Telefon znowu dzwoni. Drea zrywa się, żeby odebrać.
- Halo? Och cześć. - Odwraca się ode mnie i dalej rozmawia już szeptem.
Domyślam się, że znowu gada z nim - tym kimś, kto dzwonił dzisiaj wcześnie rano.
Właściwie powinnam skakać z radości, że to nie jest Chad, ale jakoś wcale mnie to nie cieszy.
Nie mam pojęcia, kim jest ten koleś, a to nie jest w stylu Drei trzymać swoje podboje
w tajemnicy.
Kiedy wreszcie rozłącza się wygląda na zdenerwowaną. Siada na łóżku, podciąga kolana
i sięga po batonika. Już mam ją zapytać, co się stało, gdy telefon znów dzwoni. Tym razem ja
odbieram.
- Halo?
Cisza.
- Daj mi to.
Kręcę głową.
- Kto dzwoni?
Wciąż nic. Odkładam słuchawkę.
- To pewnie było do mnie - stwierdza Drea.
- Jeśli chce rozmawiać z tobą, dlaczego nie może zwyczajnie poprosić? Co to za gość?
I dlaczego ciągle do nas wydzwania?
Rozlega się pukanie do drzwi. Wstaje powoli z łóżka, biorę stojący obok kij bejsbolowy
i ściskam rękojeść.
- Kto tam? - pytam groznie.
- A kto może być o tej porze? - mówi głos po drugiej stronie.
Amber. Znów mogę oddychać.
- Co ci jest, kobieto? - dziwi się Drea.
Otwieram drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]