[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim wróciłem do rezydencji. Okazało się, że gdy ja wydawałem pieniądze, ciężarówka
odjechała, a wraz z nią na szczęście także Igor. Chciałem coś powiedzieć, ale Kaizi uciszył mnie
gestem dłoni.
- Najpierw się umyj, bo czuję się w twoim towarzystwie równie zle, jak w towarzystwie Igora.
Wyjątkowo się z nim zgadzałem.
- Tam - wskazał pomieszczenia biurowe nieopodal.
Chafuka - doradztwo inwestycyjne - głosił napis na drzwiach. Jeszcze jedno przedsiębiorstwo
Kaiziego?
Na zapleczu biura było małe studio mieszkalne z pojedynczym łóżkiem. Zdjąłem twarz. Wziąłem
relaksujący gorący prysznic, a potem pobudzający zimny. Umyłem się dokładnie. Ogoliłem się i
przebrałem w sportowe ciuchy. Poczułem się znacznie lepiej. Otarłem też kurz z mojej nowej twarzy
i założyłem ją ponownie. Po drodze minąłem mały dobrze wyposażony barek, który mocno mnie
kusił. Nie opierałem się długo. Już z kolorową szklaneczką w ręku udałem się na poszukiwanie
mojego pracodawcy i znalazłem go tam, gdzie był poprzednio - przy stole. Zmierzył mnie wzrokiem i
skinął aprobująco głową.
- Jeszcze jakieś banki, które mam obrabować? - zapytałem cierpko.
- Nie. Coś znacznie większego. Co wiesz o elektrowniach atomowych?
- W ogóle niewiele wiem o elektryczności. Włączam przycisk na ścianie i pojawia się światło.
Rzucił na stół jakieś plany techniczne.
- Wez na razie to. Wkrótce będę miał dla ciebie dalsze materiały. Ta sprawa jest jeszcze we
wczesnym stadium planowania. Porozmawiamy o tym pózniej. Teraz jest jednak bardziej pilna
robótka. Nie pojedynczy bank, ale zródło zaopatrzenia dla wielu banków. Porwiesz opancerzoną i
uzbrojoną ciężarówkę, która rozwozi gotówkę do wszystkich banków w mieście. Masz dwa dni na
przygotowanie szczegółowego planu. Za trzy dni przypada kolejna dystrybucja...
- A jaki dokładnie jest twój plan?
Uśmiechnął się, ale był to uśmiech zupełnie pozbawiony ciepła.
- Powiedziałem ci przecież, żebyś sam przygotował plan. Nie mam absolutnie pojęcia, jak można
tego dokonać. Ty jesteś ekspertem, więc się tym zajmij. - Wyciągnął z kieszeni projektor i położył go
na stole. - Tu są szczegóły trasy i czasy poszczególnych dostaw, dane o pojezdzie, kierowcach.
Jednym słowem - wszystko, co może być potrzebne. Ja osobiście sądzę, że jest to niemożliwe do
wykonania. Choć od dawna mam te informacje, nigdy nie zdołałem opracować sensownego planu
rabunku. Bardzo interesuje mnie twój pomysł na rozwiązanie tego problemu.
- A jeśli nie znajdę sposobu?
Dotknął ręką małego przedmiotu, który znajdował się na jego nadgarstku. Był podobny do zegarka,
czarny ze srebrnym przyciskiem w centrum.
- Wystarczy, abym dwukrotnie dotknął tego urządzenia i nigdy już więcej nie ujrzysz swojej żony.
Nie będziesz nawet wiedział, czy żyje, czy jest martwa, przesłana na inną planetę, gdzieś uwięziona...
po prostu nigdy się nie dowiesz. Ona zniknie. Więc lepiej się wysil. Ja mam trochę innych zajęć i
wrócę dopiero jutro. Możesz spać tam w studiu.
- Tam jest tylko jedno łóżko. Mam je dzielić z Igorem? - Ta myśl wydała mi się wyjątkowo
odpychająca.
- Nie. On śpi w ciężarówce. Tak woli.
- Ja też tak wolę.
Skończył drinka, odłożył szklankę i zaczął się zbierać do odjazdu. Odwrócił się jeszcze.
- I nie zrób czegoś, czego ty albo twoja żona będziecie żałować.
Dopiłem spokojnie drinka, pewien, że wyraz mojej twarzy nie zmienił się ani o jotę. Zwłaszcza że
miałem na sobie drugą twarz. Tyle tylko, że od tej chwili byłem przekonany, że nie tylko muszę
uwolnić Angelinę, ale także zdobyć ten niby-zegarek Kaiziego. Z nadgarstkiem lub bez. Ponadto
postanowiłem sobie, że wyrzucę go z biznesu, zrujnuję do ostatniego kredytu, zdepczę. To sobie
przysiągłem solennie.
- Głodna... - powiedział cicho jakiś głos. Dosłownie na granicy słyszalności. Rozejrzałem się
wokół, ale nie dostrzegłem nikogo. Jeszcze raz usłyszałem ten głos i nagle zrozumiałem, skąd
pochodzi. Zanim zrobię cokolwiek, muszę najpierw nakarmić swoją twarz. Dosłownie. Wrzuciłem ją
do zlewu w łazience i wziąłem lejek. Potem otworzyłem puszkę z rosołem z kury.
Kiedy zakończyłem tę robotę, mogłem spokojnie usiąść do pracy nad planem rabunku.
- Bułka z masłem - stwierdziłem, sięgając po projektor.
W godzinę pózniej zaczynałem przekonywać się o pochopności tego twierdzenia. Ciężarówka była
opancerzona, uzbrojona, zapieczętowana i odporna na gaz. Z połączeniem ze wszystkimi policyjnym
pojazdami, które wzywała automatycznie, gdy tylko włączył się lub został wyłączony jeden z jej
rozlicznych systemów alarmowych. Kierowca i dwóch ludzi z eskorty także byli uzbrojeni po zęby.
Ba, ten wehikuł był nawet odporny na promieniowanie radioaktywne, w razie gdyby ktoś chciał mu
dowalić głowicą atomową.
Kaizi się zmył. Zostałem sam. Wróci rano i będzie oczekiwał jakiejś odpowiedzi. Zachodziło
słońce. Robiło się pózno. A ja czułem się jak ostatni głąb. Jeszcze raz przejrzałem wszystkie dane.
Ten skok był niemożliwy.
- To niemożliwe! - wrzasnąłem z desperacją i pognałem do baru po następnego Siluriana
Slivovitza. - Nawet z pomocą magii nie można się tam dostać.
Minęło kilka sekund, zanim się zorientowałem, że wlałem już do szklanki całą butelkę i że alkohol
właśnie przelewa się wierzchem, spływa po moim ręku i wsiąka w dywan. Odłożyłem i butelkę, i
szklankę. Ponieważ nagle zaczął mi w głowie majaczyć jakiś bardzo, bardzo niejasny pomysł.
Nie pistolety, bomby, rakiety, przemoc. Magia!
Rozdział 15
Och, maestro, wspaniały Wielki Grissini, błogosławione twoje imię. Niech emerytura upływa ci w
spokoju i tonie w dobrym alkoholu. To ty nauczyłeś mnie sztuczek. Przekazałeś mi też coś znacznie
cenniejszego - nauczyłeś mnie patrzyć na świat okiem maga. Pokazałeś mi, jak stawiać rzeczywistość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]