[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kłami na wierzchu.
Patrzycie w chlew, panie? kontynuował wieśniak. Dobrze, że patrzycie. A to, co
widzicie, to jest właśnie moje sisu. Jeśli wy mnie ukrzywdzicie, nie zdołacie ukrzywdzić
mojego sisu. A wtedy moje sisu przyńdzie do was i zrobi wam, tak jak wy mnie. Albo i
gorzej, bo sisu nie zawsze dokładnie wyliczy, co sy należy. Sisu nie rachmistrz.
Sisu pojęcie abstrakcyjne, rozpowszechnione wśród ludów Północy i jak większość
pojęć wytworzonych przez rozwodnione mózgi, jest niezrozumiałe dla normalnego
człowieka. Indagowani wieśniacy z Północy twierdzili, że sisu to pewnego rodzaju atrybut,
dany człowiekowi raz na zawsze i wiążący się z jego powodzeniem oraz charakterem. Mówili
także, że mieszkańcy innych regionów nie mają sisu, bo mają Cesarza. Pouczono ich o
niestosowności takich porównań, a następnie ukazano im, że nie ma w nich żadnego sisu,
przeprowadzając na nich publiczną wiwisekcję . Tak stało w Almanachu Wywiadu, skąd
Ritavartin brał większość swoich informacji na temat Północy.
Teraz jednak pojęcie abstrakcyjne stało przed Ritavartinem, groznie sapiąc swym
czarnym, szablastym ryjem.
Widzę, że to nie rachmistrz odparł Ritavartin. Widzę, że to wielka porcja
wieprzowiny. Może mi powiesz, dlaczego miałbym się bać wieprzowiny? Bardzo lubię
świńskie żeberka.
Wójt nic nie odpowiedział. Zwinia natomiast chrumknęła, charknęła, zakrztusiła się i
zwymiotowała. W pierwszej chwili Ritavartin zobaczył tylko czerwonoróżową miazgę w
kałuży żółtozielonych soków żołądkowych. W drugiej chwili zdał sobie sprawę z tego, że to,
co w tej kałuży leży, to niedokładnie przetrawione dziecko.
Widzicie, panie, u nas prawie każdy ma sisu. Jeden ma świnię, inszy ma niedzwiedzia,
a żyje tu nawet taki przeklętnik, przywłoka z Połu... wybaczcie, panie, przybysz z waszych
stron, co za sisu ma dwa rosomaki. Nawet nie jednego, tylko dwa... Panie, co wam? Nie
turbujcie się, to dziewczynka była. Nie poznać, bo niemowlę, ale dziurawe, baba mała.
To był pierwszy powód, dla których Ritavartin zaprzestał indagacji. Drugim powodem
było to, że jakoś przestał czuć potrzebę wypytywania. Tu, na Północy, wszyscy mówili.
Wszyscy mówili niemal bez przerwy. Na uliczkach Mustakaupunki czy Kivitalo nie było
głuchej ciszy, jaką Ritavartin znał z Biełej Wody. Tu ludzie, a właściwie mężczyzni chociaż
tutaj to na jedno wychodziło mówili bez przerwy, bez przerwy dzielili się ze sobą swoimi
odczuciami. A co drugie ich odczucie było zbrodnią. I chociaż północnicy programowo nie
odpowiadali Ritavartinowi na pytania, to wcale się go nie krępowali.
W tym, co mówili, był całkowity, absolutny bezwstyd. Ritavartin czuł się tak, jakby nagle
posiadł sztukę telepatii i stały się dla niego słyszalne myśli wszystkich ludzi. Bo oni mówili
wszystko, co myśleli.
Było w tym coś odrażającego. Coś tak odrażającego jak wtedy, kiedy widzi się to, co
zwykle jest ukryte. Biały brzuch robaka, nagle przewróconego na plecy. Bezradne ciało
żółwia, wydarte ze skorupy. Różne tajemnicze rury, wyrwane z ludzkiego brzucha ostrzem
miecza lub narzędziami kata. Było w tym coś takiego, jak gdyby wszyscy mieszkańcy
Północy nagle postanowili chodzić nago. Albo z jelitami na wierzchu.
Kiedy Ritavartin był jeszcze młodym oficerem wywiadu, marzył o tym, żeby poznać
myśli innych ludzi i stać się najdoskonalszym Uchem Cesarza. Potem takie marzenia zaczęły
mu powoli przechodzić. A teraz całkowicie przeszły.
Co gorsza, całe to północne myślenie na głos zaczęło mu się udzielać. Oczywiście, nie
wywnętrzał się przed miejscowymi. Ale gdy nikt nie słyszał, zaczynał mówić sam do siebie.
Cesarz ma rację pomrukiwał w sosnowym, piaszczystym młodniaku, rosnącym pod
Kivitalo. Cesarz ma rację... Wszyscy są zbrodniarze, słusznie on ich karze... W każdej
głowie bunt, ścinać je to grunt. Cesarz to wie, jak to wiem ja, albowiem wszystkie myśli on
zna. On każdą myśl w swej głowie słyszy, zna myśli ludzi, psów, kotów, myszy... I wszystkie
myśli tworzą harmonię, wielką, cudowną, pełną symfonię.
Oż ty kurwo zatracona, niechaj dziś twe ciało skona. Oż ty kurwo mała mała, zjem dziś
strzęp twojego ciała . Idzie, chować się! . Na litość Ukrytego, czemu te dzikusy tak na
mnie patrzą? Czyżby miecznicy nie widzieli? A może nigdy nie widzieli, żeby człowiek jadł?
Taka tu bieda? Taka tu bie... . Pełzające ścierwa i malutki kotek oszczały sąsiadom ogródek
i płotek . Co to mogło być takie małe, pierzaste, trochę jak kogut, trochę jak krogulec?
Krogut pewnikiem . I on mówi, że ja za tanio sprzedaję. A kto gwozdzie do domu znosi? .
Na kolana. Nago . O, idzie ta menda ze swoim worem, znowu będzie chciała wytargować
jakie szmaty . Nie, nie, nie wytrzymam tego jeszcze jeden raz . Bydzie teraz błagała, a i
tak bydzie musiała zjeść ta butla, co ją stłukła. I może w oczy trochę jej wetrę .
Major Hengist słyszał wszystkie myśli pomiędzy Kivitalo a Mustakaupunki. Kiedyś
wyobrażał sobie, że ktoś, kto słyszy wszystkie myśli świata, musi odbierać coś w rodzaju
symfonii, a w każdym razie harmonii. No cóż, być może myśli całego świata dawały w
ostatecznym rezultacie symfonię i harmonię. Ale myśli rejonu pomiędzy Kivitalo a
Mustakaupunki były od symfonii i harmonii bardzo daleko. Nawet kakofonia byłaby tu
bardzo delikatnym określeniem.
O Ukryci! Przyjmijcie tu, przed Zwiętą Mazepą, tę oto ofiarę! Kurwa, jak ją ten dureń
trzyma... Powinien odgarnąć jej włosy i rżnąć tak, żeby krew padła na Zwiętą Mazepę... Tylko
tak... Kiedy dostatecznie dużo plam pójdzie na Mazepę, odtworzy się pierwotny kształt
obrazu... . Bladz, co ja tu dziełam? Trza mi było kajś indziej sy porodzić! . %7łebych był
zawsze z tobą, lubko. Tak tęsknił za tobą na tej tam wyprawie... Oj, kocham ja ten pyszczek...
Ten nosek... I te oczodołki puste... . A my wykonamy wolę Cesarza, co szczytną misją nas
tak obdarza. Schwytamy Hengista, wielka jego zdrada, schwytamy Hengista, bardzo złego
gada. Schwytamy Hengista, majora podłości, a w Rombie żywcem wyjmą z niego kości.
Schwytamy, schwytamy, umrzeć mu nie damy. Schwytamy, schwytamy... .
Schwytamy, schwytamy robiło się coraz mocniejsze. W pierwszej chwili Hengist
myślał, że ten, kto myśli o schwytaniu, coraz bardziej utwierdza się w swoim postanowieniu.
Dopiero potem zrozumiał, że myślący jest po prostu coraz bliżej. Elf zszedł więc z drogi i
zagrzebał się w krzewach jałowca.
Kłujesz pomyślał.
A ty gnieciesz pomyślał jałowiec.
To nie moja wina. Muszę się tu na chwilę schować .
To nie moja wina. Rosnę tu tak sobie od dziesięciu lat .
O! Wysoko wyrosłeś, jak na dziesięć lat .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]