[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Boeing skręcił nad wodami Long Island Sound i zaczął podchodzić do lądo-
wania.
* * *
Jane Doming była w kuchni klasy biznesowej, pomagając Peterowi i Annie
sprzątać szklaneczki po poobiednim drinku, kiedy ten facet wyglądający na chło-
paka z college u poszedł do toalety pierwszej klasy.
Wracał na swoje miejsce, gdy odsunęła zasłonę między przedziałami i bez-
wiednie przyspieszyła kroku, posyłając mu zarazliwy uśmiech, którym zwróciła
jego uwagę i zmusiła go do uśmiechu.
Znów miał orzechowe oczy.
 W porządku, w porządku. Poszedł do toalety i zdjął je przed drzemką, teraz
był tam ponownie i nałożył je z powrotem. Rany boskie, Jane! Ale z ciebie gęś!
 A jednak nie. Nie wiedziała, jak to wytłumaczyć, lecz na pewno nie tym, że
straszna z niej gęś.
Jest zbyt blady. 
 I co z tego? Tysiące ludzi ma zbyt bladą cerę. . . włącznie z twoją matką, od
kiedy nawalił jej pęcherzyk żółciowy.
 Miał bardzo ładne niebieskie oczy  może nie tak ładne jak te orzechowe
soczewki kontaktowe  ale z pewnością zwracające uwagę. Po co więc wykosz-
40
tował się na kolorowe szkła?
 Ponieważ lubi taki kolor. Czy to nie wystarczy?
Nie.
Na chwilę przed tym zanim zapalił się napis ZAPI PASY . Przed ostat-
nią kontrolą pasażerów, zrobiła coś, czego nigdy przedtem nie robiła. Pamiętała
wskazówki tamtej twardej instruktorki. Napełniła termos gorącą kawą i zakręciła
go czerwoną plastikową zakrętką, nie zatykając go uprzednio korkiem. Nakrętkę
przekręciła leciutko, dopóki nie wyczuła, że gwint chwycił.
Susy Douglas przekazała polecenia przed lądowaniem, każąc opornym zgasić
papierosy i schować do szafek to, co z nich wyjęli. Powiedziała, że przedstawiciel
linii lotniczych Delta będzie czekał przy wyjściu, i przypomniała o sprawdzeniu
deklaracji celnych i dowodów tożsamości oraz konieczności zwrócenia wszyst-
kich szklanek, kieliszków i słuchawek.
 Dziwię się, że jeszcze nie każą nam sprawdzać, czy są trzezwi  pomyślała.
 Czuła, jak stalowa obręcz zaciska się jej wokół piersi, pozbawiając tchu.
 Zamieńmy się stronami  powiedziała do Susy, gdy ta odwiesiła mikrofon.
Susy spojrzała na termos, a potem na minę Jane.
 Jane? yle się czujesz? Jesteś biała jak kreda.
 Nie jestem chora. Siądz po mojej stronie. Wyjaśnię ci to pózniej.  Jane
zerknęła na składane siedzenia obok wyjścia po lewej.  Chcę siedzieć na kozle.
 Jane. . .
 Siadaj na moim miejscu.
 Dobrze  odparła Susy.  W porządku, Jane. %7ładen problem.
Jane Doming usiadła na składanym siedzeniu tuż przy przejściu. W rękach
trzymała termos i nie zapięła pasów. Powinna mieć pełną swobodę ruchów, gdyby
musiała posłużyć się termosem.
 Susy myśli, że mi odbiło.
Jane miała nadzieję, że tak jest.
 Jeśli kapitan McDonald wykona twarde lądowanie, to będę miała pęcherze
na rękach.
 Trudno, zaryzykuję.
Samolot obniżał pułap. Mężczyzna na miejscu 3 A, ten o dwubarwnych
oczach i bladej twarzy, nagle się pochylił i wyjął spod siedzenia torbę podróż-
ną.
 Teraz  pomyślała Jane.  Teraz wyjmie granat, pistolet automatyczny czy
co tam ma.
W chwili gdy to zobaczy, natychmiast zdejmie czerwoną zakrętkę termosu,
który trzymała w lekko drżących dłoniach, a wtedy jeden bardzo zaskoczony
przyjaciel Allaha będzie tarzał się w przejściu na podłodze boeinga, z poparzo-
ną twarzą.
Facet rozpiął torbę.
41
Jane się przygotowała.
* * *
Rewolwerowiec doszedł do wniosku, że ten człowiek, więzień lub nie, za-
pewne lepiej zna tajniki sztuki przetrwania niż jakikolwiek inny pasażer podnieb-
nego powozu. Inni byli przeważnie otyli, a nawet ci, którzy sprawiali wrażenie
sprawnych, wyglądali na otwartych i bezbronnych, mieli twarze rozpieszczonych
i rozpuszczonych dzieci, twarze ludzi gotowych w końcu podjąć walkę, ale długo
jęczących przed jej rozpoczęciem. Można by wypruć im flaki, a na ich twarzach
nie pojawiłby się gniew czy ból, lecz głupawe zdziwienie.
Więzień był lepszy. . . ale nie dość dobry. Wcale nie.
 Ta umundurowana kobieta. Zauważyła coś. Nie wiem co, ale domyśliła się,
że coś jest nie tak. Patrzy na niego zupełnie inaczej niż na pozostałych.
Więzień usiadł. Przejrzał oprawioną w miękkie okładki książkę, którą w my-
ślach nazywał  Magda-Seen , chociaż Roland nie miał zielonego pojęcia, kim
była ta Magda i jej Seen. Rewolwerowiec nie zamierzał oglądać tej książki, cho-
ciaż chętnie by to zrobił. Musiał obserwować kobietę w uniformie.
Z trudem powstrzymywał chęć wysunięcia się do przodu i zapanowania nad
sytuacją. Jakoś mu się to udawało. . . przynajmniej na razie.
Więzień poszedł gdzieś i zdobył towar. Nie to, co zażywaj w wygódce, ani nie
to, co wyleczyłoby zakażenie rewolwerowca, ale proszek, za który ludzie płacili
ciężkie pieniądze, gdyż jego posiadanie było sprzeczne z prawem. Miał oddać ten
proszek bratu, który z kolei przekaże go człowiekowi o nazwisku Balazar. Dobiją
interesu, kiedy Balazar za ten proszek da im inny, ten który zażywają. Oczywi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl