[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z Anną był grzecznym, ale zimnym Mateusz, nie cisnął się do niej, wobec tylko ciotki cza-
sem ją zagadnął z daleka. Zawsze poważny, pełen uszanowania nie okazywał żadnej miłości i
po starodawnemu, jak się to u rodziców starano o pannę, tak on konkurował o nią u ciotki.
Biedna dziewczyna przestraszona nie pojmowała tego, jak będzie mogła zostać żoną takiego
człowieka. Znała go ona od razu; postępowanie Mateusza w oczach Anny dało miarę obłudy,
na jaką mógł się zdobyć.
Widziała, że nie o nią, nie o jej przywiązanie, serce, osobę, lecz o posag jej starał się. W
głowie jej się wywracało i nieraz łzy gorącymi zlewała w nocy poduszki myśląc, jakiemu ją
człowiekowi oddadzą. Im dłużej bowiem konkurował Mateusz, tym bardziej przekonywała
39
konsens (z łac.) zgoda
30
się, że nic być przeciw, niemu nie może, tak zręcznie trafił do słabości pani Doroty i potrafił
ująć ją sobie. Domyślała się z daleka napiętych sieci słysząc nieraz pochwały oddawane mu
przez Bałabanowicza najpospoliciej ganiącego wszystkich. Słudzy nawet byli zręcznie ujęci i
przekupieni, żeby go chwalili.
I gdy ona na próżno modliła się, żeby ją Bóg od szpon tego zręcznego ptaka ocalił,
wszystko przeciwnie jej życzeniu a stosownie do jego zamiarów nakłaniało się: co dzień Ma-
teusz bardziej w łaskę ciotki się wkradał.
Chociaż nikt nigdy przed nią o zamiarach pana Mateusza nie mówił, chociaż jakby na-
umyślnie zostawiono ją na boku, ona widziała tę odegrywającą się komedię, trafnie każdą
tłumaczyła sobie czynność i coraz częściej płakała. Przyszłość jej okazywała się w prawdzi-
wym, smutnym świetle rzeczywistym. Pojmowała myślą, jakie to będzie życie z człowiekiem,
który się żeni dla widoków pieniężnych i który wszystko z siebie zrobić potrafi, byleby dopiął
swego celu.
Porównywając znajdowanie się jego przy pierwszej bytności z następnym postępowaniem
zrozumiała, że w przeciągu czasu oddzielającym pierwsze od drugich odwiedzin zajść coś
musiało, że Mateusz zna słabą stronę ciotki i korzysta z niej rozmyślnie. To przydało jeszcze
jej ku niemu odrazy, która wkrótce w rodzaj nienawiści i wstrętu zmieniła się o tyle, o ile peł-
ne łagodności serce Anny wstręt i nienawiść pojmowało. Tak drżąc nad swoim losem miesią-
ce całe Anna badała postępy, jakie Mateusz czynił w łaskach ciotki i coraz bliższą widziała
się niechybnej już zguby.
Naturalnie obrażało ją prócz tego, że Mateusz nic wcale na nią prawie nie zważał, ale bar-
dziej jeszcze oburzała się na myśl, że on zapewne sądził ją bardzo ograniczoną, kiedy się tak
mało maskując, aż do śmieszności pani Dorocie pochlebiał niezgrabnie.
Nieraz brała ją chętka okazać mu niechęć i wzgardę, dać mu do zrozumienia, że wszystko
pojmuje i widzi, ale nie mogła się nigdy na to odważyć. W milczeniu więc jak winowajca,
który patrzy na budujące się dla niego rusztowanie, spoglądała na gotujące się jej zamężcie.
Nie wiedząc o połowie nawet chytrych zabiegów Mateusza i sędziego, z ich oczu, z ich szep-
tów, z miny domyślała się otaczającego ją spisku. Oni zaś obaj tak byli pewni, że Anna musi
być posłuszną ciotce, że się nawet nie starali pozyskać jej względów i traktowali ją jak konia,
którego by kupiec u pana targował.
W takich to okolicznościach zeszła prawie cała zima i miało się ku wiośnie, gdy wskutek
narady sędziego z panem Mateuszem wypadło, ażeby dobijać i kończyć. Tu naturalnie pomy-
śleli, że należało znowu przez Bałabanowicza. dowiedzieć się ze szczegółami o posagu i po-
gadać o interesach, a przez niego natchnąć panią Dorotę względem uczynić się mającego wy-
działu z majątku dla siostrzenicy.
Znowu tedy sędzia pojechał do posesyjki pana Bałabanowicza i pod pozorem rady jakiejś
dla chorego konia zawiózł go do Brzozówki do pana Mateusza. Tu już poufalej do niego
przystąpili nie skąpiąc ponczu i obietnic. Ażeby nie wydać się ze swoją myślą, zaczęto na-
przód od koni, o których prawie cały wieczór była mowa; dopiero podpoiwszy pana komisa-
rza, sędzia niby wpół żartem zaczął rozmowę z daleka.
E! Wpan-bo, panie Mateuszu rzekł zwracając się do niego powinien byś już kończyć
swoje konkury, mielibyśmy weselisko!
Wszakże wątpić nie można dodał sędzia że pani podkomorzyna nie odmówi ręki sio-
strzenicy panu Mateuszowi?
Samo z siebie! rzekł znowu stary.
Już kiedy pan Bałabanowicz tak mówi, to możesz być swego pewny sędzia dodał no,
a kiedyż zrękowiny?
Tak to państwu o tym mówić odpowiedział pan Mateusz udając powagę i zamyślenie
ale potrzeba, abym wprzód był pewien, że nie będę miał wstydu.
31
Już kiedy ci pan Bałabanowicz ręczy rzekł sędzia to wyślij tylko mnie z oświadcze-
niem, potem sam plackiem do nóg; będą zaręczyny, a. dalej, dalej po Nowym Roku wesele.
O! jakżebym był szczęśliwy! krzyknął Mateusz ja, co tyle mam szacunku dla tego
domu, a mianowicie dla samej podkomorzyny, kobiety tak szanownej, tak zresztą zjadł
mrucząc godnej, tak...
A przy tym tak bogatej dodał sędzia żartobliwie, chcąc rozmowę pokierować na mają-
tek. Bałabanowicz usłyszawszy te słowa, jakby go febra porwała, rzucił kieliszek i pierwszy
raz przyszła mu myśl, że mąż siostrzenicy może go zdetronizować i wyzuć z zarządu majątku.
Była chwila, w której po niewczasie zaląkł się i pożałował udzielanej przez siebie pomocy;
potrafił jednak być do tyla panem siebie, że się w kształcie uśmiechu wymówił.
A tak bogatej dodał cicho po chwilce. Sędzia i pan Mateusz po sobie spojrzeli.
Mnie o to najmniej chodzi rzekł obojętnie konkurent wszakże wiesz, sędzio, że cho-
ciaż nie tracę majątku, rządzić nim nie lubię i kłopotów, jakie idą za interesami nie cierpię.
Gdyby nie to, że czując prawdziwy szacunek ku pannie Annie, postanowiłem starać się o nią,
dawno bym prosił pana Bałabanowicza, żeby moje interesa przyjął na siebie, a sam bym wy-
jechał.
Stary lis spojrzał w oczy mówiącemu, jakby usiłował z nich wyczytać, czy prawdę szczerą
mówi; ale Mateusz tak doskonale grał rolę obojętnego, że go oszukał.
Toż samo mówił dalej gospodarz gdybym miał co po żonie, pewnie bym jakiemu
uczciwemu człowiekowi oddał w zarząd.
Czyż to być może pomyślał w duchu Bałabanowicz żeby on mnie miał za uczciwego!
Osobliwsza rzecz pokazuje się, że to głupi człowiek: Tymci lepiej. Odchrząknął pomyślawszy
to i spojrzał śmielej. A sędzia podchwycił:
Jużciż pewnie pani podkomorzyna da co po siostrzenicy?
A a jąkając się Bałabanowicz wybąknął coś da! Samo z siebie, że coś da...
Na przykład? rzekł sędzia.
Komisarz obejrzał się bojąc się, czy go nie chcą złapać, ale się upewnił, gdy pan Mateusz,
wcale niby nie uważając, o czym była mowa, przerwał.
Nalewajcie wina!
Na przykład? powtórzył sędzia.
Ja tego nie wiem rzekł Bałabanowicz lecz myślę. że tu się zaciął, a sędzia zaraz po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]