[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nagle zmarszczyła brwi. Cokolwiek mówić o sytuacji z Willem, było jasne, że
okropnie potraktowała Sama. Dopadły ją wyrzuty sumienia i czuła, że nie
zasłużyła na świeżo zaparzoną kawę i pyszne croissanty. Powinna pić ciepłą
wodę i jeść wystygłą owsiankę. Tak naprawdę wykorzystała Sama, i to w
obrzydliwy sposób.
Wiedziała, że jeśli ma cieszyć się śniadaniem, musi naprawić sytuację.
71
R
L
T
Zanim zdążyła stchórzyć, podniosła słuchawkę i wystukała numer Sama.
Halo?
Sam, tu Bella.
Och, Bella powiedział wymownie, a ona omal się nie skrzywiła.
Jak się miewasz tego ranka?
Wydawał się szczerze zainteresowany.
Dobrze przyznała. Lepiej, niż powinnam. Posłuchaj, Sam, jest mi
strasznie przykro z powodu wczorajszego wieczoru.
Niepotrzebnie.
Chciałabym cię przeprosić. Postąpiłam wyjątkowo nieelegancko, tak
cię wykorzystując.
A słyszysz, żebym narzekał? Od dawna się tak dobrze nie bawiłem.
Co takiego? Szeroko otworzyła oczy, gdy usłyszała chichot Sama i
zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem mu nie odbiło.
Mimo wszystko zostawienie ciebie w taki sposób było paskudne
ciągnęła.
Rozumiem, że. ty i Will musieliście... przedyskutować pewne
sprawy.
Owszem wymamrotała, starając się nie myśleć o tej dyskusji.
Ale to nie jest żadne usprawiedliwienie.
Proszę cię, nie przejmuj się tak. W przyszłym tygodniu jestem
umówiony na randkę z uroczą Rosie. i naprawdę świetnie się bawiliśmy,
słowo zapewnił ją.
Ulżyło jej, chociaż tak naprawdę nie wiedziała, czy to dlatego, że Sam
się na nią nie gniewał, czy też dlatego, że szedł na randkę właśnie z Rosie.
Tak czy owak, odetchnęła głęboko.
Jeśli jesteś pewien...
72
R
L
T
Jestem przerwał jej. I doceniam, że się tym przejmowałaś.
Dziękuję. A co u ciebie? Jak tam twój wieczór?
Bywało lepiej odparła oschle i nagle podskoczyła, słysząc dzwonek
domofonu. Poczekaj.
Przycisnęła telefon do piersi i nacisnęła przycisk domofonu.
To ja, Will usłyszała.
Miała wrażenie, że jej serce stanęło, a następnie zaczęło bić ze
zdwojoną szybkością. W panice zastanawiała się, co on tutaj robił. Przecież
miał zniknąć z jej życia, dlaczego zatem stał pod domem? Los chyba się na
nią uwziął.
Czego chcesz? Nie zabrzmiało to szczególnie przyjaznie, ale była
zbyt zdenerwowana, żeby zwracać na to uwagę.
Mogę wejść?
Miała ochotę odmówić, a potem się schować, ale tylko wymamrotała
paskudne przekleństwo i wpuściła go.
Wybacz powiedziała szybko do słuchawki.
Nie wiem, czy powinienem być zaszokowany, czy też zachwycony
bogactwem twojego słownictwa powiedział Sam. Rozumiem, że niezbyt
cieszysz się na tę wizytę.
Nieszczególnie. Przymknęła powieki. Przysięgam, że jedynym
celem istnienia Willa Camerona jest dręczenie mnie. Po drugiej stronie
słuchawki usłyszała stłumiony śmiech. To wcale nie jest zabawne
oznajmiła z rozdrażnieniem.
Moim zdaniem wyjątkowo odparł Sam.
Bella pomyślała, że powinien częściej wychodzić z domu.
Jestem zachwycona, że tak dobrze się bawisz moim kosztem
mruknęła.
73
R
L
T
Powodzenia.
Dzięki. I nawzajem.
Rozłączyła się, a słysząc kroki na schodach, powlokła się korytarzem do
drzwi i otworzyła je, celowo nie patrząc na siebie w lustro. Był niedzielny
poranek i miała wolne, więc Will musiał się pogodzić z jej, hm, swobodnym
wyglądem. Odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić. Postanowiła skupić
uwagę na powodzie, dla którego się zjawił, i pozostawało jej mieć nadzieję,
że nie planował dokończyć tego, co zaczęli wczoraj.
Witaj, Bella oznajmił Will, gdy dotarł na szczyt schodów, i posłał
jej olśniewający uśmiech.
Miał na sobie zniszczoną kurtkę z brązowej skóry, dżinsy i czerwony
sweter, który wydawał się taki miękki, że miała ochotę go pogłaskać.
Zastanawiała się zgryzliwie, z czego tak się cieszył. Czyżby z seksmaratonu z
Rosie?
Naturalnie, wcale jej to nie obchodziło i nie miała zamiaru pytać.
Proszę, wejdz. Odsunęła się, by go przepuścić.
Minął ją i w tym samym momencie oddech uwiązł jej w gardle. Czuła
się tak, jakby zabrał jej cały zapas tlenu.
Napijesz się kawy? zdołała zapytać.
Bardzo chętnie, dziękuję.
Usiadł, a Bella zajęła się nalewaniem mu kawy.
Rogalika?
Czemu nie? Znów posłał jej uśmiech.
Gdyby nie to, że tak na nią działał, mogłaby podać mu kilka powodów.
W tej sytuacji jednak w milczeniu wyjęła masło z lodówki i przełożyła trochę
dżemu do miseczki. Potem usiadła i postanowiła nie zastanawiać się nad tym,
kiedy ostatni raz zdarzyło jej się jeść śniadanie z mężczyzną.
74
R
L
T
Jak się dziś rano miewa Rosie? zapytała i natychmiast zamarła.
Niech to szlag trafi. Przecież miała się koncentrować na powodach, dla
których tu przyszedł.
Doskonale. Uniósł brew.
Bella poczuła się tak, jakby kopnął ją w brzuch. Czyli jednak poszedł do
Rosie po kolacji. To nie powinno jej boleć.
Bardzo się cieszę oznajmiła, choć jej głos lekko się załamywał.
Miała ochotę sprzątnąć mu sprzed nosa filiżankę z kawą, ale zdołała się
opanować. Sam również.
Uśmiechnęła się szeroko. Znaczy, ma się dobrze.
Rozumiem. Will zacisnął zęby.
Minęło kilka długich sekund.
No to doskonale, że oboje mają się dobrze powiedziała w końcu
Bella.
Prawda? Will wypił od razu całą zawartość filiżanki, nie zważając
na to, że kawa jest gorąca.
Nagle piekarnik zapiszczał, a Bella skoczyła na równe nogi, całkiem
jakby jej krzesło stanęło w ogniu. W pośpiechu wyjęła rogaliki i przełożyła je
na półmisek.
Będziesz się z nim widywać? Will nie spuszczał z niej wzroku.
Było to mało prawdopodobne, jako że Sam umówił się na randkę z
Rosie, ale może Will nic o tym nie wiedział. Bella usiadła i zamachała ręką.
No wiesz... Być może. Nie wiem.
Rozumiem. Skinął głową.
Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie i zabrał
się do jedzenia croissanta.
A ty i Rosie? zapytała znienacka Bella.
75
R
L
T
Co ja i Rosie?
Widziałeś się z nią? Może po tym, jak odprawiłeś mnie w taksówce?
Will popatrzył na nią z miną pełną niedowierzania.
Co? Jasne, że nie odparł.
A jednak wiesz, że dobrze się miewa. Dlaczego nie mogła
odpuścić?
Bo tak powiedziała, kiedy zadzwoniłem do niej rano, żeby ją
przeprosić za nieuprzejme zostawienie jej przy stoliku.
Natychmiast jej ulżyło.
Ach, Bogu dzięki. Myślałam... Ech, pewnie i tak nie chcesz wiedzieć,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]