[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Taras był wspólny dla dwóch apartamentów. Cichy był jego sąsiadem. - Nic się nie
martw - Cichy podszedł do barierki i stanął obok. - Hotel ma własną pla\ę.
Spojrzał w dół w prawo pod wydmę. śółty parawan ustawiony w prostokąt stanowił
zamknięte ogrodzenie wewnątrz którego, kilkanaście osób w spokoju za\ywało
słonecznej kąpieli. Całe popołudnie spędzali na wodzie. Odpłynęli dalej od
brzegu, \eby chwycić silny wiatr. Kobra był dobry na windsurfingu, ale nie na
tyle, \eby ścigać się ze Skorpionem. Mieli dobry wiatr północno-zachodni. Nie
wysoka, płaska fala dawała gładki ślizg. Tylko skutery były szybsze. Biedrona
był mistrzem. Potrafił przy pełnej prędkości przeciąć drogę Kobrze przed \aglem
i wejść w ostry zakręt, \eby wybić go z prędkości. Cichy z Iwoną raz po raz
ratowali Roberta, który pierwszy raz w \yciu miał na nogach narty wodne. Drugi
raz ju\ tankowali paliwo, ale Robert nie dawał za wygraną. W końcu odniósł
sukces, bo przejechał prawie sto pięćdziesiąt metrów, do pierwszej nawrotki.
Cleo została w kojcu. Tak nazywali wydzielony pomarańczowym parawanem fragment
hotelowej pla\y. Le\ała na plastikowym le\aku i wpatrywała się w morze. Raz po
raz Robert przemykał z okrzykiem rozpaczy w ślad za mknącą motorówką. Biedrona
wykonywał najbardziej skomplikowane ewolucje na skuterze. "Mo\na \yć" -
pomyślała. Polska jej się podobała. Nie widziała nic poza Szczecinem i tą pla\ą,
ale gdyby Robert zapytał ją ponownie, czy zostałaby tu jeszcze kilka miesięcy,
to chyba by się zgodziła. To zabawne, bo tego samego dnia o to samo zapytał ją
równie\ jej ojciec. Bardzo mu zale\ało, \eby została z nim chocia\ do Bo\ego
Narodzenia. Gotów był spełnić ka\de jej \yczenie. Wcale nie prosiła go o
motocykl. Kiedy była w jego sklepie i usiadła na małej Virago, powiedział, \e
"towar dotknięty uwa\a się za sprzedany", a wieczorem chłopak ze sklepu
przyprowadził zarejestrowany ju\ motocykl z pełnym bakiem paliwa i modnym
kaskiem. Była szczęśliwa i pierwszy raz w \yciu rzuciła się mu na szyję. Stawali
się sobie bliscy nadrabiając stracone lata. Byłaby równie szczęśliwa, gdyby
zamiast motoru ofiarował jej cokolwiek. Skoro jednak był to motocykl, to
zapytała o drugi kask dla pasa\era. Zaśmiał się "mnie nie namówisz na motocykl.
Jezdziłem jak miałem dwadzieścia lat, na Jawie ale..." - "Myślałam o koledze" -
zaśmiała się z nieporozumienia. Ojciec spowa\niał. Nagle przypomniał sobie o
wa\nym telefonie. Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Mo\e trochę za
głośno. Odwróciła się twarzą do słońca.
Iwona wysiadła z motorówki, pocałowała Cichego i poszła w stronę pomarańczowego
parawanu. Nie było na pla\y faceta, \eby się za nią nie obejrzał. Miała to
gdzieś. Nu\yły ją prostackie zaczepki, które musiała odpierać przez ostatnie
dziewięć lat, to znaczy od czternastego roku \ycia, kiedy to pierwszy raz w
\yciu poszła z kole\anką na dyskotekę w krótkiej spódniczce. O facetach miała
równie stereotypowe mniemanie jak większość jej kole\anek. Dzielili się na tych,
którzy chcieli iść z nią do łó\ka i na tych, którzy dodatkowo chcieli za to
zapłacić. Gdy pierwszy raz zobaczyła Cichego zaliczyła go do tych drugich. Ale
gdy podszedł do niej w Royal Pubie zrobił na niej inne wra\enie. Rozbawił ją
niecodzienną propozycją. Powiedział: "Nie chcę się z tobą przespać, dopóki sama
nie zaproponujesz. To co, mo\emy teraz zatańczyć?" - był sympatycznie bezczelny.
Oczywiście nie wierzyła, ale Cichy nie wracał do tematu łó\ka. Spotykali się od
dwóch tygodni, chodzili do kina, do "Imperium". Raz sama chciała go zapytać, czy
mo\e ma jakieś problemy, ale uprzedził ją; - "W ogóle to lubię sex i nic mi nie
dolega. Mówię to na wszelki wypadek, gdybyś miała jakieś propozycje". I owszem
miała, ale dopiero ostatniej nocy je zrealizowali i było cudownie. Gdyby mu
powiedziała, \e był jej trzecim chłopakiem w \yciu, pewnie by nie uwierzył. Nie
musiała jednak nic mówić, bo nie pytał. O nic nie pytał. Ona te\. Mogli ze sobą
przebywać godzinami nic nie mówiąc. Była szczęśliwa. Ostatnią noc przegadali do
rana siedząc w łó\ku, a o świcie zaczęli się kochać. Oboje byli tego spragnieni.
Iwona nalała soku do szklanki i siadła pod parasolem. Chłopcy dali w końcu za
wygraną. Byli zmęczeni. Wracali z wody niosąc \agle od surfingu nad głowami.
Robert triumfował. Ostatnie dwa zakręty utrzymał się na wodzie. - Jeszcze tylko
tydzień - śpiewał Kobra siadając na le\aku - a potem wszystko normalnie: rano
śniadanko, obiadek, godzinka nienawiści. Cichy przetarł ręcznikiem włosy. Iwona
podeszła do niego ze szklanką soku. - Ja tu zbuduję chatę - Cichy odsłonił jej
włosy z twarzy i pocałował w usta. Robert stał za le\akiem Cleo i podjadał jej
truskawki.
- Ja, my jedziemy w góry - spojrzał na Cleo. Miała zmru\one oczy i nie mogła
spojrzeć na niego pod słońce. Skorpion nalał sobie szampana z otwartej butelki i
wzniósł toast: - No to krzy\ na drogę - ale nie był to \art. On nie miał z nimi
jechać. Wiedział, \e jest na wylocie. Czarny przestał tolerować jego nałóg
narkotykowy. Przynajmniej raz w roku mo\na zobaczyć jak niebo w czasie zachodu
słońca zapala się wszystkimi kolorami tęczy. Tego wieczoru właśnie tak było.
Słońce zza horyzontu oświetlało postrzępione chmury od dołu. Ciemne sylwetki
ludzi spacerowały na tle pomarańczo, zieleni, błękitu. Marynarze mówią, \e
[ Pobierz całość w formacie PDF ]