[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sztuce i...
- I czemu jeszcze? Szukaniu kochanków? Co komu po mężu?
Potakuje. Wybuchamy śmiechem.
Jestem szczęśliwa, a zarazem przerażona; pełna entuzjazmu, a zarazem spłoszona. Moje myśli
biegną z ciekawością - a zaraz potem trwożliwie uciekają - ku nowym perspektywom, jakie się przede
mną otworzyły. Od dawna nie rozsadzała mnie taka energia i wola życia. Od dnia, gdy zobaczyłam
Édouarda po raz pierwszy.
Edma wsuwa ramię pod mój łokieć i delikatnie mnie ściska. W milczeniu spacerujemy nad Se-
kwanÄ….
Kochanek... Hmmm...
Słońce świeci nad Paryżem. Jego promienie odbijają się w szerokich bulwarach i nowych fasa-
dach, zupełnie jakby miasto zrzuciło szary kokon i odziało się w nowy barwny płaszcz. Gdziekolwiek
spojrzę, wszędzie widzę coś lśniącego nowością. A przecież wiem, że od mojej ostatniej przechadzki
nic się nie zmieniło. Ten sam bruk, te same drzewa pokryte ciemnozielonymi liśćmi i pooraną korą, ten
R
L
T
sam Pont des Arts łączący prawobrzeżny Paryż z lewobrzeżnym. Tyle że dopiero dziś naprawdę pa-
trzÄ™.
Przechylam głowę i chłonę wzrokiem wysokie kamienice, niemal wyrastające z wody. Wiatr
muska mi twarz, woda pluszcze o barki przycumowane do brzegu, jakby wszystko - i to, co naturalne, i
to, co stworzone przez człowieka - postanowiło mnie powitać w tym nowym cudownym świecie. Z
promiennym uśmiechem głęboko nabieram powietrza. Czuję słodką woń perfum Edmy i cierpki za-
pach nabrzeża.
Po raz pierwszy od dawna oddycham z łatwością.
- Jutro piÄ…tek, dzieÅ„, gdy maman podejmuje goÅ›ci - odzywa siÄ™ Edma. - PójdÄ™ z tobÄ… do Éd-
ouarda, żeby mogła zostać w domu. Może to trochę poprawi jej nastrój. A kiedy ty nie będziesz czuła
na sobie jej ciężkiego spojrzenia, może się odprężysz. Szkoda by było, gdyby miał cię namalować z
taką miną. - Wykrzywia się. Parskamy śmiechem. - Poza tym nie będziemy psuć Tibruce'owi powrotu
do domu waszymi swarami - ciągnie. - Jeśli jutro pójdę z tobą, ty i maman nie będziecie miały powodu
do kłótni. Zdaj się na mnie. Wszystko załatwię.
*
W progu wita nas spÅ‚oszona Amélie.
- Mam bardzo ważną wiadomość dla mademoiselle Berthe.
- O co chodzi? - pytam.
- Pardon-moi, mademoiselle. - Ogląda się przez ramię, upewniając się, czy jesteśmy same. -
Możemy przejść do pracowni? Tam nikt nam nie przeszkodzi.
Edma patrzy na mnie znacząco i we trzy idziemy przez ogród do pracowni.
- Wejdz - zapraszam.
Amélie otwiera drzwi i bÅ‚yskawicznie je za nami zamyka. Z kieszeni wyjmuje książeczkÄ™ w
skórzanej oprawie.
- Miała pani gościa, mademoiselle.
- Kogo? - pyta Edma. - Adolphe ma się zjawić dopiero za godzinę. Nie mów, że się z nim minę-
Å‚am.
Pokojówka kręci głową.
- Monsieur Manet zostawił to dla panienki.
Na sam dzwięk jego nazwiska krew tężeje mi w żyłach. A kiedy widzę tytuł książki - zamienia
się w lód. To Kwiaty zła", które przeglądałam w jego atelier.
- Wciąż tu jest? - dopuszczam do głosu niemądrą nadzieję.
- Nie mógł czekać. Tylko dał mi książkę i polecił przekazać panience do rąk własnych. Prosił
też, bym powiedziała, że wsunął do środka liścik.
R
L
T
Otwieram tomik i widzę kremowy kartonik zapieczętowany czerwonym woskiem z inicjałem
M.
- Maman wie o jego wizycie?
- Nie. Proszę wybaczyć, że nie poinformowałam madame, ale...
- Nie musisz przepraszać, Amélie. PostÄ…piÅ‚aÅ› sÅ‚usznie.
Na twarzy dziewczyny pojawia siÄ™ ulga.
- Jeśli nie jestem panienkom potrzebna, wrócę do swoich obowiązków w kuchni.
Dyga.
- Merci, Amélie.
Otwieram bilecik i odczytuję na głos.
Szanowna Pani, wyszła Pani w takim pośpiechu, że zapomniała Pani o książce. Pozwalam sobie
zatem ją Pani dostarczyć. Może ją Pani zatrzymać, jak długo zechce.
Z poważaniem
E. Manet
- Po cóż by ją przynosił, skoro i tak jutro spotkacie się w pracowni?
Po minie Edmy widzę, że nie jest to pytanie. Raczej kolejny argument potwierdzający jej racje.
Odpowiadam wzruszeniem ramion. Edma się śmieje.
- Chyba że chciał wpaść na twojego gościa". Uparty. Najwyrazniej typ mężczyzny, który wie,
czego chce. Szkoda, że ma złe wyczucie czasu. - Cmoka, kręcąc głową. Podchodzi do okna. - O, bied-
ny, nieszczęśliwy Édouard, jeszcze w kolebce naznaczony zÅ‚ym wyczuciem czasu, przyczynÄ… upadku
niejednego wielkiego kochanka.
Kochanek. Na sam dzwięk tego słowa w żołądku zaczyna mi kipieć. Obronnym gestem przy-
kładam rękę do brzucha.
- Edmo, przestańże już! Jeśli maman usłyszy, wpadnie w szał.
Moja siostra bawi się kompozycją żółtych złocieni na parapecie.
- Musisz przyznać, że upór to wyjątkowo cenna zaleta.
Nie przeczę, ale to nie znaczy, że muszę głośno to potwierdzać. I tak za dużo wyznań dziś ze
mnie wyciągnęła. Milczę.
- Co to za książka? - pyta moja siostra.
Kiedy nie odpowiadam, podchodzi i wyrywa mi ją z rąk. Zachłystuje się, zszokowana. Szeroko
otwiera oczy.
- Jest zakazana, prawda? Jakim cudem ją zdobył?
Szybko przerzuca strony, zatrzymując się od czasu do czasu, by przeczytać jakiś fragment.
R
L
T
Nocy, jakbyś ty była bez gwiazd twoich cudna -
Owych gwiazd, których jasność nazbyt znana - nudna!
Bowiem ja szukam próżni, pustki - nagiej, ciemnej!...
Ale nawet ciemności - to płótna rozpięte,
Na których oczom wstają, zdało się pośnięte
Istnienia ongi bliskie wśród ohydy ziemnej!*
* Przeł. Bohdan Wydżga.
- Och, Edmo, i co z tego, że książka trafiła na indeks? Jest nieszkodliwa. Zwykły tomik poezji.
Jakiś zadufany świętoszek nie będzie dbał o zbawienie mojej duszy, dyktując mi, co jest dobre, a co
złe.
- Powinnaś mu ją oddać. Odnieś jutro i powiedz, że ta lektura cię nie interesuje.
- Nie chcę jej oddawać. Edma unosi brew.
- A jeszcze przed chwilą tak się obawiałaś, by nie wywołać gniewu maman. Jeśli zobaczy tę
książkę, niewątpliwie wpadnie we wściekłość.
- W takim razie nie może jej zobaczyć. I nie zobaczy, jeśli ktoś nie wygada.
Oburzona Edma oddaje mi tomik.
- Ja nigdy bym jej nie powiedziała. Zarzucasz mi, że nie potrafię dochować tajemnicy?
- Ależ skąd, za nic bym w ciebie nie zwątpiła.
Siostra jest moją jedyną ostoją w świecie nieustannej gry światłocienia, którego niewolnicą się
stałam.
Tak, Edmie mogę ufać. Czy jednak mogę ufać sobie? To już zupełnie inna sprawa.
*
Podsłuchuję pod drzwiami bawialni, jak Edma porusza z maman kwestię mojego jutrzejszego
wyjÅ›cia do Édouarda.
- Jeśli ja z nią pójdę, będziesz mogła zostać w domu z Tiburce'em i podejmować gości.
Tak jak przypuszczałam, maman nie jest zachwycona propozycją.
- Spodziewałam się, że ty również chcesz spędzić trochę czasu z bratem.
- A kto będzie towarzyszył Berthe?
- Ona ma dwadzieścia siedem lat. Nie jest już dzieckiem. Najwyrazniej uznała, że wie, co robi,
więc nie pozostaje mi nic innego, jak pogodzić się z losem. Dla mnie może nawet iść sama.
- Maman, chyba tak nie myślisz!
Nie, tak nie myśli. Zmierza do tego, że ja także powinnam zostać w domu.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]