[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jaśniejszym tle. Powoli schodził do lądowania, zebrani rozbiegli się więc na wszystkie
strony.
- Alleluja! - zawołała Indra. - Ogromny czarny anioł ląduje w naszej pułapce!
13
DOM, UKOCHANY, ZABRUDZONY DOM!
Kondor miał bardzo mało czasu, czekały na niego pilne prace reperacyjne, więc obyło się
bez długich powitań. Większość zajęła miejsca w pojezdzie ratowniczym, niektórzy
jednak zostali na pokładzie J2. Jak na przykład Tich, co oczywiste, lecz także
niedzwiedz, dwunastu chorych mężczyzn oraz ci, którzy się nimi mieli opiekować: Dolg,
Cień i Indra, upierająca się, żeby ją tymczasem nazywano Florence. Angażowała się w
rolę pielęgniarki całym sercem, teraz miała szansę sprawdzić, czy to jej prawdziwe
powołanie. Nikt poza nią w to nie wierzył.
Ponieważ Indra zostawała na pokładzie J2, Ram zdecydował się jej towarzyszyć. Pięć
duchów żywiołów natomiast uważało, że ich godność wymaga, by podróżowały
Kondorem.
Podczas gdy Indra i Dolg uspokajali jednego z dwunastu chorych, J2, skrzypiąc
złowieszczo, ruszył z miejsca. Indra upadła na podłogę, uderzyła o ścianę, która teraz na
moment przejęła rolę podłogi. Ram zdążył się czegoś przytrzymać. Natychmiast połączył
się ze Strażnikiem pilotującym Kondora, musieli raz jeszcze zejść na dół i właściwie
ustawić J2. Nie był to pojazd łatwy do manewrowania, nie było o co zaczepić dzwigów,
które miały go trzymać w czasie podróży, dlatego musieli owiązać linami cały kadłub
niczym gwiazdkowy prezent.
- Jeszcze tylko brakuje kolorowych wstążeczek - skomentowała Indra.
Po chwili znowu wszystko uniosło się w górę i teraz już bez przeszkód polecieli ku
Królestwu Zwiatła.
- Nasz kraj pogrążył się w mroku - oznajmił Dolg zgnębiony. - Jak się to wszystko
skończy?
- Strażnicy już pracują przy naprawach - odparł Ram. - Są wielkie zapasy potrzebnych
materiałów.
54
- Czy oni byli przygotowani na...?
- Nie. O czymś takim nikomu się nawet nie śniło.
Znajdowali się wysoko, ponad Zwiętym Słońcem, ponad szczytem kopuły. Widzieli
dziurę, widzieli, jak czarne strzępy i śmieci różnego pochodzenia nadal wciągane są do
wnętrza, do ich cudownej krainy.
- Mam wyrzuty sumienia, że opózniamy ich prace - mruknął Ram.
- Ja też - przytaknęła Indra. - Czy mamy uważać, że nasza ekspedycja odniosła sukces,
czy też zakończyła się fiaskiem?
- I to, i to. Absolutnie!
Schodzili teraz ku fatalnemu otworowi. Wewnątrz panowały te same ciemności co na
zewnątrz. Wiatr szarpał J2 podczas wchodzenia przez otwór, turbulencje były straszne.
Ale zarówno Kondor, jak i J2 to solidne maszyny.
- Nigdy jeszcze nie cierpiałem na morską chorobę, ale teraz chyba zacznę - rzekł Dolg z
uśmiechem.
Indra trzymała się rozpaczliwie jakiejś poręczy.
- Nie zrzucaj teraz swojej zdobyczy, Kondorze - prosiła. - Musielibyśmy bardzo długo
lecieć na ziemię!
Byli tak wysoko, że kręciło im się w głowach. W końcu jednak znalezli się w obrębie
Królestwa Zwiatła. Wrócili, aczkolwiek nie tak triumfalnie, jak się spodziewali.
- To śmieszne, wisieć tak bezradnie pod brzuchem ogromnej maszyny - prychnęła Indra.
- I to my, którzy mamy za sobą tyle dramatycznych dokonań!
Niedzwiedz, zwierzę opiekuńcze Oka Nocy, którego Marco uczynił żywym w
podziękowaniu za uratowanie młodego Indianina, wyglądał na dość przerażonego. Indra
potykając się podeszła do niego i pogłaskała go po futrze. To było naprawdę porządne
futro, ręka zanurzyła się w nim głęboko.
- Jak to dobrze, że jesteś z nami - powiedziała. - Jak to dobrze. Czuję się teraz
bezpieczna.
- Naprawdę? - mruknął niedzwiedz i wyprostował się. Sprawiał też wrażenie
spokojniejszego.
Indrze zdawało się, że schodzą w dół nieznośnie wolno. Przykro było patrzeć na
ukochane Królestwo Zwiatła takie zabrudzone, takie zniszczone. Ram nieustannie
utrzymywał kontakt z Rokiem, słyszała więc, że zostali skierowani prosto do stacji
kwarantanny. To nudne, ale niestety konieczne.
Wszędzie krążyły gondole Strażników, jedne wiozły materiały w górę do otworu, inne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]