[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łodzi. Wiesz, pani Gilbert zebrało się na zwierzenia... jesteśmy już
przy drugim małżeństwie Gail.
- A więc na przyszłość trzeba ich będzie unikać. - Alys
uśmiechnęła się w poczuciu pewności, że ciotka nigdy nie
zwierzyłaby się z jej problemów żadnej przygodnej znajomej.
Tego wieczora miał się odbyć bal kapitański, poprzedzony
uroczystą kolacją. Alys najchętniej włożyłaby prostą bawełnianą
sukienkę, w której nie wyróżniałaby się spośród pań w średnim wieku.
Momentalnie jednak wzięła pod uwagę opinię Tytusa. Miał pomyśleć,
że zrobiło się z niej jakieś stare pudło? Przenigdy na to sobie nie
pozwól - podpowiadała ambicja. Zdecydowała się więc na coś ekstra -
wysokie obcasy i obcisłą czarną sukienkę z króciutką spódnicą i
bogato zdobionym perełkami czarnym żakiecikiem. Miała
świadomość, że wygląda ładnie, choć może nie najmodniej. Właśnie
tak jak powinna w obecności Tytusa.
47
RS
Gail wystąpiła w czerwieni, która z całą pewnością była jej
kolorem. Matka, niczym nastroszona kwoka,dreptała za nią czujnie,
lecz nie wyglądała bynajmniej na urażoną, gdy kapitan, zażywny,
niski mężczyzna, okazał jej córce specjalne względy. Nie omieszkał
też posłać Alys kilku znaczących spojrzeń, lecz odpowiedziała mu
jednym ze swych najbardziej lodowatych uśmiechów i ruszyła za
ciotką, która mijając Gail i panią Gilbert postanowiła udawać ślepą.
Podano drinki. W tłumie gości znalazło się kilku oficerów marynarki.
Rozmawiali właśnie z jednym z prelegentów i jego żoną. Musiała
mieć około pięćdziesiątki, lecz w hipisowskiej szerokiej spódnicy i
sandałach na bosych nogach wyglądała, jakby czas zatrzymał się dla
niej w latach sześćdziesiątych.
Wokół Alys zaroiło się od dziwacznych, jakby odbitych ze
sztancy, postaci. Ale kino - pomyślała na widok piersiastej matki-
ziemi, przepływającej w stronę wąsatego eks-majora tokującego
tubalnym głosem. Były też trzy chude jak patyk Amerykanki, siostry
blondynki w aureoli puszystych włosów - na oko śpiewające trio,
które zresztą prawdopodobnie rzeczywiście tworzyły. Nagle, zza
szerokich pleców matki-ziemi dostrzegła Tytusa. Właśnie witał się z
kapitanem. Na tle pozostałych mężczyzn, którzy na ten bal wbili się
przeważnie w ciemne garnitury, prezentował się wręcz oszałamiająco:
był w białym smokingu z czerwoną muchą. Alys poczuła bolesne
ukłucie w sercu. Nic mnie to nie obchodzi, nic mnie to nie obchodzi -
szeptała bez tchu.
- Chciałoby się go zjeść, co?
Alys drgnęła nerwowo. To Gail położyła jej dłoń na ramieniu.
48
RS
- Zauważyłam, że patrzysz na naszego boskiego doktora Irvine'a.
I pomyśleć, że nie miałam ochoty płynąć na ten rejs. Nie przyszłoby
mi do głowy, że intelektualista może być tak fantastycznie przystojny.
Czy teraz wszyscy nauczyciele akademiccy są tacy?
- Nie całkiem...
-Daj spokój, żartowałam. Przepraszam.
Już miała odejść, by - jak podejrzewała Alys - zająć się
Tytusem, gdy podszedł do nich doktor Reed.
-Dobry wieczór, panno Curtis... Alys, jeśli mi wolno.
-Ależ oczywiście... - I zanim Gail zdążyła się oddalić,
przedstawiła ich sobie.
Spragniona męskich zachwytów Gail uścisnęła dłoń Reeda z
promiennym uśmiechem. Jacka zamurowało na moment, lecz już po
chwili zażartował:
-Jeśli w czasie tego rejsu ktoś w ogóle miałby zwichnąć nogę, to
życzyłbym sobie, żeby to była jedna z was, dziewczyny. Dla takiej
frajdy warto tu być lekarzem.
Gail roześmiała się uszczęśliwiona, zwracając na siebie
powszechną uwagę, a Alys pomyślała z uśmiechem, że z Reeda musi
być niezły kawał flirciarza. Dobrze skrojony ciemny garnitur leżał na
nim znakomicie, a mimo to jakoś do niego nie pasował. W ogóle cały
ten jego luz wydawał się jakiś wymuszony, jakby miał coś maskować.
Gail niby to dowcipkowała z Jackiem, lecz jej spojrzenie raz po raz
przebiegało przez salę i zatrzymywało się na Tytusie, który stał w
gronie wykładowców z żonami.
49
RS
Wejście organizatora wycieczki, który pragnął zamienić parę
słów ze wszystkimi, wywołało poruszenie na sali. Gail skorzystała z
okazji, by podejść do Tytusa, lecz nie odciągnęła go na bok - jak
mogła się spodziewać Alys - lecz swoim zachowaniem zmusiła go, by
przedstawił ją znajomym, a następnie stanęła u jego boku, jakby byli
parą. Sprytnie! - zakpiła Alys. Przesunęły się z ciotką o parę kroków,
lecz Jack Reed dotrzymał im towarzystwa. Trudno powiedzieć, żeby
była z tego powodu szczęśliwa. Nie chciała, żeby ktokolwiek jej
asystował. Jeszcze sobie pomyśli, że poluję na męża! - pomyślała o
Tytusie.
Tak się jakoś ułożyło, że podczas przyjęcia zdołali się
wzajemnie unikać, była jednak zaskoczona widząc, że jakimś cudem
pozbył się również towarzystwa Gail. Weszli do restauracji razem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl