[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Biorąc pod uwagę, że pewnie znajomość nasza będzie przelotna, twoje
życzenie się spełni.
 Czy tą kobietą była Liz? - zastanawiał się ciągle.
Jeśli tak, to nie jego sprawa. Jeśli Liz chciała spotykać się z
Matuzalemem, to też nie powinno go obchodzić.
Louise nazwała go cynikiem; może to prawda. Ale szkoda, że Liz -
zakładając, że to rzeczywiście ona - marnowała swą młodość z mężczyzną tak
starym, że mógł być jej ojcem.
Odrzucił od siebie całą tę myśl i poszedł na zebranie kierownictwa.
Kiedy się skończyło, powiedział sekretarce, że wkrótce wróci i wyszedł.
Zjechał windą do garaży w podziemiach i otworzył drzwi do swego ferrari.
Przycisnął mocno pedał gazu. Kwadrans pózniej maszerował już przez hol
swego bloku.
Wsiadł do windy i nacisnął guzik z numerem dwanaście, gotów komuś
przywalić, jeśli to cholerne urządzenie nie będzie działać. Zanim zadzwonił do
drzwi mieszkania Masona, był już niezle wściekły. Jedyne, co go uspokajało to
muzyka, którą dało się słyszeć przez drzwi. Liz była w domu.
- Kto tam?
- Steve! - krzyknął.
Holly złapała się za głowę z przerażenia. To niemożliwe. Steven miał być
przecież w Santos! Co on tu robił? Gorączkowo spojrzała na stolik do kawy,
który był pokryty zdjęciami, starymi czasopismami, wycinkami z gazet i innymi
zródłami informacji o rodzinie Chadwicków. Postanowiła przygotować się na
wypadek, gdyby architekt zgodził się na wywiad. Przez ostatnie dwa dni, oprócz
umówionego obiadu z Diggerem, zaszyła się w swoim własnym mieszkaniu w
północnym Hollywoodzie i tam pracowała. Zaczęła już nawet pisać dla Diggera
wstępny artykuł, przerabiając informacje już kiedyś opublikowane o
Chadwickach. Tego dnia Digger mylnie założył, że koperta, którą mu
przekazała, zawierała ważne informacje, dotyczące Stevena. Ku jej obrzydzeniu,
szef nawet ją pocałował.
- Otworzysz te drzwi czy nie?! - zawołał Steven.
- Chwileczkę, teraz nie mogę podejść. Zaczekaj moment.
Podczas gdy on stał na zewnątrz, Holly biegała po pokoju, wpychając
niegdyś starannie ułożone papiery do torby na śmieci. Popędziła do sypialni i
uderzyła kolanem o łóżko, wkładając pod nie torbę.
Wstała i już wybiegała, ale wyhamowała, ujrzawszy się w lustrze.
- Moje włosy! - wymamrotała. Nie były tego koloru, co trzeba! Zciągnęła
perukę z toaletki i narzuciła ją na głowę. Rozpaczliwie przykrywała jasne
kosmyki włosów.
Otworzyła drzwi. Para szafirowych oczu zmierzyła ją oskarżającym
wzrokiem.
- Co tak długo, do cholery? - Nie cierpiał na halucynacje - ona była tą
brunetką, całującą starego piernika.
- Musiałam się ubrać. Co robisz w domu? - spytała ostrożnie. - Myślałam,
że wyjechałeś z miasta.
Coś się na pewno wydarzyło. Wyglądał na absolutnie wściekłego.
Uśmiechnęła się trochę nerwowo.  On nie może wracać do domu w trakcie
pracy . Przyjrzała mu się niepewnie.
- To... to znaczy: co ty tu robisz?
Przeszedł obok niej do dużego pokoju. Nie widział jakichkolwiek śladów
gości, ale nadal jej nie ufał. Ten mały głuptasek potrzebował go teraz, jak nigdy.
- Pracuję piętnaście minut drogi stąd. Czyż nie mogę wrócić do domu,
jeśli mam na to ochotę? Zresztą zmieniłem plany. Wróciłem tu po teczkę, którą
muszę wziąć ze sobą w podróż. Pomyślałem, że wpadnę się pożegnać.
Złapała go za rękę i pociągnęła z powrotem w kierunku drzwi.
- No, to do widzenia. Jak widzisz, pracuję.
- Nie - odparł, odsuwając jej dłoń. - Właśnie tak się składa, że nie widzę.
Dlaczego jesteś taka nerwowa? - Dobrze wiedział dlaczego. Nigdy by się tego
po niej nie spodziewał. Co jak co, ale zabawiać się z facetem, który był pewnie
w wieku jej ojca?
- Chwileczkę. - Zmusił się do uprzejmości. - Jeszcze zostało mi trochę
czasu przed wyjściem. Może byś mi przyszykowała drinka? - Minął ją
swobodnym krokiem i usiadł na kanapie. Rozłożył ręce na oparciu i zaczął
bębnić palcami.
 Przestań zachowywać się tak, jakbyś była winna - powiedziała do siebie
w myślach. Nic nie zrobiłaś."
- Czego się napijesz?
- Tego, co ty.
 Co się z nim stało?"
- Ale ja nie piję.
- Oj, słuchaj - powiedział. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Z
pewnością znajdziemy jakąś okazję do uczczenia. Możemy wypić za naszą
przyjazń.
Holly wpatrywała się w niego.
- Nie - powiedział, zmieniając zdanie. - Wiem. Uczcijmy to, że
zatrudniłem nową sprzątaczkę. A raczej to, że Louise mi ją zatrudniła.
Zwietnie! Teraz miała wypić toast za samą siebie! Nie mogła pojąć jego
nastroju. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Ona wiedziała jednak, że był
wściekły.
- Jak się ma Louise? - spytała, wręczając mu szkocką z wodą.
Wziął drinka, podniósł go na znak toastu i wypił. Przyglądał się Holly,
- O ile wiem... Jeśli chcesz wiedzieć więcej, będziesz musiała spytać
Larry'ego,
- Kto to?
- Człowiek, za którego ona chce wyjść za mąż. Jest też moim najlepszym
przyjacielem i zastępcą w spółce.
Holly usłyszała jedynie to, że Louise była zakochana w kimś innym. Jej
serce przepełniło się radością. Po chwili równie szybko zaczęła się zastanawiać,
czy Steven nie wyrzucił tego z siebie w charakterze zasłony dymnej. Nieraz
zdarzało się, że sławna osoba puszczała w obieg taką historyjkę, by służyła jako
parawan.
- Co dzisiaj porabiałaś, Liz? - spytał przyjacielskim głosem.
Radość Holly hamowało dziwne zachowanie Stevena.
Była świadoma jego uporczywego spojrzenia.
- Pracowałam - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Przytaknął, po czym wstał i zaczął krążyć po pokoju jak zwierzę w klatce.
- Usiądz do jasnej cholery, zanim wylejesz drinka na dywan.
- Gdzie pracujesz? - spytał uprzejmie. Rozejrzał się po schludnym pokoju.
Ty też wcześnie wróciłaś do domu, prawda?
Po co było to przesłuchanie? Potrzebowała czasu do namysłu. Podeszła do
barku, a jej myśli wahały się z jednej skrajności w drugą. Powiedzieć mu czy nie
powiedzieć. Wyliczała powody, dla których powinna wyznać prawdę, po czym
odrzucała je, wiedząc, że Stevcn ma zaraz wyjechać. Poczuła suchość w gardle.
- Wróciłam do domu, żeby zastanowić się nad pewnym problemem.
- Nad tym samym, którym się przejmowałaś wtedy w parku? - spytał,
podchodząc bliżej. Brzmienie jego głosu zupełnie nie pasowało do lodowatych
niebieskich oczu.
- Tak - odparła szczerze. Lepiej mieć z głowy to wyznanie. Koniec
zamartwiania się, jak on to przyjmie. Był już dużym chłopcem i do cholery
chciała go tylko ochronić. Miała już dość siedzenia na bombie zegarowej.
- Tak - powtórzyła. Odsunęła od siebie uczucie niepewności, gdy Steven [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl