[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przetrawić, Gundy. Ja ci w tym pomóc nie jestem w stanie. Mogę ci tylko prze-
kazać, co widziałem tamtego ranka, o wschodzie słońca na brzegu morza krwi.
Spojrzałem w otchłań. Dane mi było uchylić zasłonę i zobaczyłem, dokąd po-
szedł Kurtz, dokąd idą te wszystkie nildory i dokąd, być może, pójdziesz i ty. Ja
nie mogłem.
 O mało co, byliby mnie wtedy schwytali  głos chorego człowieka był
coraz słabszy.  Wpadli na mój trop, poczuli mój zapach. Gdy byli opanowani
tym szaleństwem, nie mogli jak sądzę, nic zauważyć, tym bardziej, że cuchnę-
ły setki zwierząt w zagrodzie. Ale potem zaczęli niuchać: trąby podnosiły się do
góry i poruszały się niczym peryskopy. W powietrzu unosił się odór świętokradz-
twa, smród szpiegującego bluznierczo Ziemianina. Pięć, dziesięć minut pociągały
nozdrzami, a ja stałem w krzakach jak sparaliżowany tym, co widziałem i nie
zdawałem sobie sprawy, że łapią właśnie mój zapach. Potem nagle rozjaśniło mi
się w głowie. Odwróciłem się i zacząłem umykać przez las, a one puściły się za
mną. Dziesiątki. Czy możesz sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy ściga cię w dżun-
gli stado wściekłych nildorów? Starałem się wybierać wąskie przejścia, w które
one nie mogły się zmieścić, prześlizgiwałem się wśród drzew, krzewów i kamieni.
I biegłem, biegłem, pędziłem, aż upadłem nieprzytomny w gąszczu i zwymioto-
wałem. Chciałem odpocząć, ale usłyszałem, że są na moim tropie i znów biegłem.
Znalazłem się nad bagnem, wskoczyłem mając nadzieję, że stracą ślad. Kryłem
się między trzcinami, brnąłem w błocie, ale nildory otoczyły cały teren. Wie-
my, że tam jesteś  wołały do mnie. Wychodz. Wyjdz. Przebaczamy ci, chcemy
cię tylko oczyścić. Tłumaczyły mi wszystko, nawet rozsądnie. Niechcący  och,
oczywiście, niechcący, mówiły dyplomatycznie  widziałem ceremonię, której
nikt poza nildorami nie miał prawa oglądać i teraz jest konieczne, aby wytrzeć to
z mej pamięci. Można tego dokonać prostymi technicznymi środkami, których nie
105
warto nawet opisywać. Miały pewnie na myśli narkotyki. Nie zgadzałem się, nic
nie odpowiedziałem. Mówiły dalej, zapewniając mnie, że nie żywią urazy, że zda-
ją sobie sprawę, iż nie miałem zamiaru podpatrywać ich tajemniczych obrządków,
ale ponieważ widziałem je, należy podjąć odpowiednie kroki  i tak dalej. Zaczą-
łem czołgać się w dół strumienia, oddychając przez trzcinę. Kiedy wychynąłem
na powierzchnię, nildory wciąż wolały mnie i były coraz bardziej złe. Denerwo-
wało je, że nie chciałem wyjść. Nie ganiły mnie za podglądanie, ale miały mi za
złe, że nie zgadzam się na oczyszczenie. Właśnie to była moja prawdziwa zbrod-
nia  nie to, że kryłem się w krzakach i szpiegowałem je, ale że nie chciałem
poddać się oczyszczeniu. Cały dzień przesiedziałem w strumieniu, a gdy zapadł
zmrok wylazłem i złapałem sygnał kierunkowy mojego transportera, który jak się
okazało, był oddalony o jakieś pół kilometra. Obawiałem się, że nildory będą go
pilnowały, ale nie. Wsiadłem i koło północy wylądowałem u Seeny. Wiedziałem,
że mam niewiele czasu. Nildory będą ścigały mnie po całym kontynencie. Azy-
lu mogły mi udzielić tylko sulidory. Są one zazdrosne o sprawowanie władzy na
Belzagorze. I tak przybyłem do tej wsi. Zwiedzałem Krainę Mgieł, aż pewnego
dnia poczułem raka w swych jelitach i zdałem sobie sprawę, że to już koniec. Od
tamtej chwili czekam na koniec, a jest on już bliski. Zamilkł.
 Dlaczego nie chcesz zaryzykować powrotu?  odezwał się po chwili Gun-
dersen.  Cokolwiek przecież chciałyby ci zrobić nildory, nie może być równie
okropne, jak siedzenie na progu chałupy sulidorów i czekanie na śmierć!
Cullen nic nie odpowiedział.
 Jeśli nawet dadzą ci narkotyk niszczący pamięć  mówił dalej Gundersen,
 to czy nie lepiej stracić część wspomnień niż całą przyszłość? Gdybyś tylko
zechciał wrócić, Ced, i pozwolił byśmy zajęli się twoim leczeniem. . .
 Kłopot z tobą, Gundy, nie rozumujesz zbyt logicznie  powiedział Cullen.
 A przecież mądry z ciebie i rozsądny facet! Jest tam jeszcze jedna butelka
wina. Może zechciałbyś ją przynieść?
Gundersen przeszedł koło skulonego sulidora i wszedł do chaty, po wino.
Chwilę błądził w ciemności szukając butelki i wtedy przyszło mu na myśl rozwią-
zanie sytuacji Cullena: po prostu sprowadzi mu lekarstwo! Przerwie, przynajmniej
chwilowo, swą podróż na Górę Ponownych Narodzin i uda się do Wodospadów
Shangri-la, żeby przywiezć lek antyrakowy. Może nie będzie jeszcze za pózno.
Gundersen mówił sobie, że zajście między Cullenem a nildorami to nie jego spra-
wa i że swoją umowę z nildorem uważa za anulowaną. Powiedziałem przecież 
perswadował sobie  że sprowadzę Cullena tylko za jego zgodą, a on najwyraz-
niej dobrowolnie nie pójdzie. Teraz więc moim zdaniem jest uratować mu życie.
Potem będę mógł wyruszyć w góry.
Znalazł wino i zabrał je.
Cullen leżał w swej kołysce. Podbródek oparty miał na piersi, oczy zamknięte,
oddychał słabo, jakby długi monolog bardzo go wyczerpał. Gundersen nie chciał
106
go niepokoić, postawił wino i odszedł. Spacerował ponad godzinę, rozmyślał, ale
nie doszedł do żadnych nowych wniosków.
Kiedy wrócił, Cullen leżał tak jak poprzednio, nie ruszał się.
 Zpi jeszcze?  zapytał sulidorów.
 Zapadł w bardzo długi sen  odparł jeden z nich.
Rozdział 14
Mgła zgęstniała. Ze wszystkich drzew, z każdego dachu spadały krople wil-
goci. Nad brzegiem ołowianego jeziora Gundersen spalił miotaczem płomieni
wynędzniałe zwłoki Cullena. Sulidory przyglądały się w uroczystym milczeniu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl