[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O której zamykany jest lokal? Kto wychodzi ostatni? - dopytywał się Neirs.
- O dwunastej. Ja - odpowiedział Felipe.
- A o której otwieracie?
- I kto pierwszy przychodzi do pracy? - pospiesznie uzupełnił Virgilio.
- O jedenastej. Szef kuchni - odparł Felipe, podążając spojrzeniem odpowiednio ku
każdemu z pytających.
Następnie zapisał coś w notesie. Pojąłem, że tak zwięzle formułuje zdania, by móc
szybko przenieść dialog na pismo, bez konieczności większych poprawek.
- Czy nocą to pomieszczenie zawsze jest zamknięte na klucz? - nie odpuszczał Neirs.
- Tak, proszę pana.
- Domyślam się jednak, że w porze obiadowej pozostaje otwarte...
- Owszem, proszę pana.
- Zauważyłeś, Virgilio? Naprzeciwko są toalety...
- Tak, już widziałem, Horacio.
- A okno?
- Zawsze zamknięte - odparł Felipe.
- Zauważ, że to okienko to taki dymnik, znajduje się na poziomie chodnika, Virgilio.
- Zwróciłem na to uwagę, Horacio.
- To logiczne, w końcu jesteśmy w piwnicy.
- W rzeczy samej.
- Czy mogliby panowie mówić trochę wolniej? - prosił kelner, z zawrotną prędkością
wodząc długopisem po papierze.
- Jak dla mnie, sprawa jest jasna - oświadczył Neirs. - Fałszerz (pozostańmy przy tym
określeniu, choć prawdopodobnie należałoby go również ochrzcić mianem porywacza)
pewnego wieczora przychodzi do restauracji na kolację, niedługo po uprowadzeniu tamtej
kobiety. W jego interesie leżałoby podretuszowanie tekstów opisujących jej obecność w
lokalu, by zatrzeć po niej wszelkie ślady. Jak tego dokona? Płaci rachunek i wyślizguje się na
korytarz pod pozorem skorzystania z toalety. Wchodzi do tego pomieszczenia, przyczaja się i
cierpliwie czeka, aż wyjdą ostatni goście, cały czas ukryty w zaułku za regałem. Następnie
zabiera się do pracy: zastępuje oryginalne fiszki własną twórczością. Nie wiemy, czy miał je
gotowe, czy pisał na gorąco. Ma na to całą noc, może więc zupełnie się odprężyć: próbuje
naśladować kilka charakterów pisma, kpi z przyszłych czytelników, tworząc peany na cześć
stołu, krzesła, ozdobnego niedzwiadka... A nawet pozwala sobie na luksus zakończenia
każdego fragmentu tym samym zwrotem, jak gdyby składał autograf:  Wypełniony
fantazjami . Potem wpina sfałszowane fiszki w metalowe obręcze segregatorów i odkłada je
na półkę. Na koniec, jeszcze przed otwarciem restauracji, pod osłoną nocy ucieka przez okno.
- Ale jak zdołał zamknąć okno? - zapytał Felipe, który nie przepuściłby okazji, by jego
własne słowa znalazły się w jego notesie. - Okno zawsze jest zamknie...
Neirs jednym ruchem ręki odchylił oba skrzydła okna. Niedzielne słońce złotym
snopem wtargnęło do pomieszczenia, drażniąc nasz wzrok i zmuszając do szybkiego
mrugania.
- Quod erat demonstrandum - powiedział Virgilio.
- Po prostu przymknął skrzydełka okna - wyjaśnił Neirs. - Cały czas było otwarte.
- Jak się pisze  demonstrandum ? - zapytał mnie na ucho Felipe.
Z rozdziawionymi ustami przyglądałem się, co robi Horacio Neirs: sam nie wiem, czy
to słońce za jego plecami, czy mój podziw, ale otaczała go niebiańska aureola.
Niespodziewanie podszedł i poklepał mnie po ramieniu.
- Niech pan idzie do domu, panie Cabo. Przyda się panu wolne popołudnie, dzisiaj
niedziela, niech pan odpocznie. Zabawimy tu z Virgiliem jeszcze chwilę, za pozwoleniem
tych dżentelmenów - wskazał na Felipe. - Zbadamy wszystkie zapiski... Może któryś notes
został pominięty.
Próbowałem protestować, ale nawet tonem głosu przyznawałem mu rację.
Wielodniowe zmęczenie dawało o sobie znać. Zanim się pożegnałem, chciałem koniecznie
usłyszeć, co o tym wszystkim myśli. Odniosłem wrażenie, że coś go bardzo podnieca i jakiś
pomysł świta mu w głowie, chociaż stara się jak zwykle niczego po sobie nie okazywać.
Virgilio natomiast nie ukrywał pesymizmu.
- Póki co, wciąż tkwimy w grzęzawisku literackim - stwierdził. - Proszę nie
zapominać, to NAJBARDZIEJ niewiarygodny i zdradliwy ze światów. Nie możemy być
niczego pewni.
Następny krok w śledztwie będzie jak najbardziej realistyczny - ustalili. Należy
sprawdzić, czy ostatnio nie zgłoszono na policji zaginięcia kobiety. Trzeba będzie
przewertować prasę, udać się na komisariat, jeszcze raz przesłuchać panią Guerrero... W
każdym razie, trzeba czekać. Bo porywacz zawsze chce coś osiągnąć swoim występkiem i
wcześniej czy pózniej to  coś musi wyjść na światło dzienne: żądanie okupu, porachunki,
własna uciecha, wywarcie presji...
- Pod tym względem przypominają pisarzy - zaopiniował Neirs. - Nie zniosą zbyt
długiej anonimowości. Zapewniam, że wieści nadejdą szybciej, niż się można spodziewać.
Uzyskałem obietnicę, że jak tylko się czegoś dowiedzą, natychmiast dadzą mi znać,
pożegnałem detektywów i kelnerów, pozostawiłem wszystkich w pomieszczeniu z notesami i
powlokłem się do głównej sali. Jestem wycieńczony, myślałem. Gdyby teraz wybuchł pożar,
to nawet nie byłbym w stanie uciekać.
Zanim upłynęło pięć sekund, już pędziłem po ulicy. W życiu już tak jest, wszystko
dzieje się na opak. Dotarłszy bowiem do głównej sali, zupełnie się tego nie spodziewając,
stanąłem twarzą w twarz z mężczyzną o rozmiękłej twarzy. Stał u stóp schodów, ubrany w ten
sam szary garnitur, z notesem i piórem w ręku. Zachowywał się zbyt powściągliwie, toteż w
jednej chwili, jak tknięty przeczuciem, nabrałem przekonania, że przez cały czas mnie śledzi.
Na mój widok zatrzymał się, dokładnie na tyle, by zapisać jedno zdanie, a potem rzucił się
schodami na górę.
- Chwileczkę! - zawołałem.
Pognałem za nim. Na jednym ze stopni zdradziła mnie prawa stopa, przez co,
opierając się o ścianę, by nie stracić równowagi, omal nie strąciłem Marcela Prousta.
Piaskowożółte jak nadmorska plaża słońce oślepiło mnie na ulicy. Na lewo, na opustoszałym
chodniku, jakaś szara plama nikła mi z oczu, coraz mniejsza i mniejsza.
- Halo!
Z wściekłości z trudem wydusiłem z siebie głos.
Dogonię cię, żebyś nie wiem jak szybko uciekał, pomyślałem. Jesteś mi winien
wyjaśnienia.
Plama skręciła za rogiem. Dotarłem tam... i zatrzymałem się zdezorientowany.
Przepadła. Po przeciwnej stronie ulicy zatrzymał się autobus, który zabrał oczekujących na
przystanku, ale nie wierzyłem, że Rozmiękła Twarz zdołał się z nimi zmieszać
niezauważenie. Na pewno schował się w jakiejś bramie albo wstąpił do pierwszego z brzegu
lokalu i czeka, aż się wycofam.
Najbliżej mieściła się księgarnia. Mijając ją, wypatrzyłem moją ofiarę. Przyczaił się w
mrocznym zadaszeniu, między witrynami wystawowymi. Z dwóch stron osaczony swoim
własnym obliczem. Jego podwojone widmo było przezroczyste, zmieszane ze stelażami
podtrzymującymi tomy. Cofając się, oparł się o drzwi księgarni, potrącając wywieszkę
 Nieczynne , która odpowiedziała mu szczękiem kastanietów. Nabazgrał coś w zeszycie,
zawiesił pióro, przez cały czas nie spuszczając mnie z oka.
- Kim pan jest? - zapytałem. - Dlaczego mnie pan śledzi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl