[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dą rzezbę, gzyms czy arkadę. Tam, gdzie nie da się już rozpoznać dawnego wy-
glądu konstrukcji, wyobraznia zdolnego architekta tworzy nowe dzieła. Odnalazł
w tym samego siebie, a to, co już powstało, ma w sobie zaklętą cząstkę jego du-
szy. Nowej duszy, a może dawnej, tej, która przez całe lata drzemała, przytłoczona
przez złe nawyki, zamknięta w pancerzu z drwin, wątpliwości i samotności? Bo
Nocny Zpiewak zmienił się od chwili, gdy przeszedł piekło Krwi Bohaterów. Spo-
ważniał, złagodniał, posmutniał jakby. Mniej mówi, nie kpi już ze wszystkiego,
a w każdym razie rzadziej to czyni. Czy to zmiana na gorsze, czy lepsze? Nie
mam pewności.
Srebrzanka dba o niego. Pilnuje, by jadał porządne posiłki i nie zabijał się
zbyt długim przetwarzaniem materii. Męczył się w upale, więc ostrzygła go kró-
ciutko i teraz wygląda bardzo szczupło i wytwornie. Za to Srebrzanka okrągleje
z dnia na dzień, jak dojrzewający owoc. Doświadczona matka Księżycowy
Kwiat zajmuje się dziewczyną. Szyją razem malutkie koszulki i obrębiają pielu-
chy. A przy tym plotkują całymi godzinami. Jakkolwiek by liczyć, ziarno zostało
zasiane jeszcze w Zamku. Nie ma więc żadnej pewności, że to Zpiewak jest oj-
cem. Lecz nikogo to nie obchodzi, a już najmniej jego samego. Patrzy w swoją
dziewczynę jak w tęczę, a życzy sobie tylko jednego żeby dziecko było jak
najbardziej podobne do matki. Kiedy wreszcie się z nią ożenisz? pytam go
czasem. Uśmiecha się zwykle i odpowiada: Kiedy skończę dla niej dom.
Na razie wykończone są trzy niewielkie budynki, akurat tyle, byśmy pomie-
264
ścili się wszyscy na czas pory deszczowej. A Zpiewak marzy o pojedynczej prze-
stronnej siedzibie, tylko dla swojej rodziny.
Dzieciarnia Słonego wyrosła podczas mej nieobecności. Przestał też być ści-
śle strzeżoną tajemnicą fakt, że %7ływe Srebro ma talent Strażnika Słów, a mały
Tygrysek to Bestiar. Nikt nie powróci na kontynent, by zdradzić ten sekret i Krąg
nie upomni się o dzieci Mówcy. Swoją drogą, to niesamowite nagromadzenie ta-
lentów w jednej rodzinie.
Jagoda krąży, zdezorientowana, między tyloma chłopcami do wyboru. Wyład-
niała bardzo, tak jak się spodziewałem, i niejeden chciałby zerwać ten egzotycz-
ny, jasnowłosy kwiatek. Gryf, Stalowy, Wężownik, a nawet Promień wodzą za nią
wzrokiem. Wystarczy jednak, by pojawił się Pożeracz Chmur, miny im rzedną.
Porzucił smoczą postać. Znów mam okazję obserwować własną kopię, jak wa-
ruje, pilnując Jagody przed zakusami natrętów. Dziwaczne zjawisko, lecz można
przywyknąć. Zwłaszcza, że w okolicy często widuje się razem czterech mężczyzn,
wysokich i mocno zbudowanych, jak wieże. Jedna para to Słony i Nurek, a druga
Wiatr Na Szczycie i Deszczowy
Przybysz. Smoki można odróżnić wyłącznie po braku tatuaży.
Ci ostatni zajrzeli do mnie niedawno.
Jak idzie ci pisanie? I jak tam kostka? spytał Hajg z pasami na twarzy
i rozwinął warstwę płótna okrywającą okład. Hajg bez pasów stał obok i z sym-
patią poruszał uszami.
Opuchlizna schodzi. Jutro chyba wstaniesz, dGwiazdot ?
Ostatnio często tak do mnie się zwraca. Zdobyłem się na to, by podejść do nie-
go i prosić o wybaczenie. Dobrze zrobiłem. Tak należało, choć Los świadkiem, że
sporo to mnie kosztowało. Długo rozmawialiśmy , siedząc pod klifem wydrza-
ków. Wiele zostało wyjaśnione, przebaczone i puszczone w niepamięć. Dowie-
działem się, co znaczy dokładnie wśród hajgońskich klanów określenie gwiaz-
da . Skrzywdziłem Wiatr Na Szczycie wstrętnymi podejrzeniami. Gwiazda tak
ma się do zabaweczki , jak syn do domowego psa. Gwiazda to chłopiec od-
dany pod opiekę starszego wojownika, zwanego wilkiem , który dba o jego wy-
chowanie i uczy wszystkiego, co uzna za potrzebne. Tacy ludzie są bardzo ze
sobą związani. Silniej, niż zwyczajny uczeń i nauczyciel. Wspierają się wzajem-
nie. Nierzadko walczą ramię w ramię. Gwiazdy nadają często synom imiona
swoich nauczycieli, nie jest też wyjątkiem, że sami z kolei stają się wilkami dla
młodszych dzieci własnych wychowawców.
Czy dgwiazdyt sypiają z dwilkamit ? spytałem wtedy wprost, czerwie-
niąc się okropnie i czując jak głupiec.
Wiatr Na Szczycie nie wyśmiał mnie. Na twarzy miał wyraz absolutnej powa-
gi.
To się zdarza. Nie mogę zaprzeczyć. Ale nie jest to regułą ani obowiązkiem,
ani przymusem. Przede wszystkim liczy się zaufanie.
265
Tak jak ja i Pożeracz Chmur?
Bardzo podobnie.
No i jestem gwiazdą dla Wiatru Na Szczycie. Razem łazimy po zboczach
wulkanu, polujemy, tarbierńy kolejne drewniane miecze podczas ćwiczeń, gdy
zbieram sińce, połajanki i pochwały. Tych ostatnich jest coraz więcej. Staram się.
Kto wie, czy nie trzeba będzie wziąć do ręki prawdziwego miecza? Długi cień
tamtego Kręgu może nas ogarnąć każdego dnia. Kiedyś pewnie dotrze do nich
wiadomość, że nasz statek nie zatonął na wodach Zatoki Cesarskiej. Boję się tego.
Czasami nawet bardzo.
Ale nie teraz, nie w tej chwili. Zmęczeni budowniczowie wracają na wieczor-
ny posiłek. Jest z nimi Pożeracz Chmur. Kiwa do mnie z daleka i zaczynam sły-
szeć, jak Gryf nuci przyjemnym, niskim głosem, tak wyraznie, jakby był tuż obok:
Złapała mnie w sidła swych rzęs,
Zagrodziła drogę łzami,
Już nie odejdę stąd,
Już nie uwolnię się,
Jej warkoczem oplatany.
To stara piosenka miłosna. Opowiada o dziewczynie, a mnie wydaje się, jakby
Gryf śpiewał o naszej wyspie. Bo i ona nas wszystkich właśnie tak usidliła. Nie
odejdziemy stąd, nie uwolnimy się od jej urody i nawet tego nie chcemy.
Nadchodzą moi przyjaciele. Jest gorąco. Pościągali tuniki, ocierają spocone
czoła i karki. Na ich piersiach widnieją jednakowe symbole znak talentu i krąg.
Na dole czarny, a na górze wypełniony zielenią.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]