[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdzie jest Richard?
- Pojechał do domu.
- No wiesz! A miał mnie odwiezć!
Ciara zaczęła gorączkowo szukać swojej torebki, zwalając przy tym na podłogę wiszące na
oparciach krzeseł ubrania.
- Już go nie złapiesz. Wyszedł dawno temu.
- Ale zaparkował daleko stąd, a musi przejechać koło wyjścia, by wydostać się na ulicę. - Znalazła
torebkę i wybiegła z okrzykiem: - Trzymaj się, Holly. Wypadłaś fantastycznie!
Wrócił Daniel, postawił na stole tacę z trunkami i usiadł naprzeciwko niej.
- Gdzie jest Ciara? - spytał.
- Prosiła, żeby cię przeprosić, ale pobiegła na parking, by dogonić brata, który miał ją podrzucić do
domu. - Holly roześmiała się. - Pewno uważasz nas za najbardziej gruboskórną rodzinę pod
słońcem. Ciara może wydawać się prostacka, ale ma dobre serce i tak naprawdę jest delikatna i
wrażliwa.
- Daj spokój, naprawdę wszystko w porządku. Po prostu jeden drink więcej dla ciebie. - Spojrzał w
głąb sali. - Twoja koleżanka chyba dobrze się bawi.
Holly obejrzała się i zobaczyła Denise wtuloną w swego partnera. Widocznie jej prowokacyjne
pozy odniosły pożądany skutek.
- O nie, tylko nie on! Ten straszny typ dosłownie wywlókł mnie z toalety - jęknęła Holly.
- To mój kolega, Tom O Connor z rozgłośni Dublin FM. Karaoke poszło dziś w radiu na żywo -
dodał poważnie.
- Co?
Daniel pokazał zęby w uśmiechu.
- Oj, żartuję. Chciałem tylko zobaczyć twoją minę.
- Nie wystawiaj mnie na takie próby - poprosiła Holly, chwytając się za serce. - Myślałam, że
oszaleję ze strachu, występując przed tutejszą publicznością, a co dopiero przed całym miastem.
- Nie obraz się, ale skoro tak nienawidzisz tego rodzaju zabaw, to dlaczego się zdecydowałaś? -
spytał Daniel.
- Och, mój dowcipny mąż uznał, że fajnie będzie zgłosić głuchą jak pień żonę do konkursu
wokalnego.
Daniel roześmiał się.
- Aż tak zle ci nie poszło! A twój mąż jest tutaj? - zapytał, rozglądając się po sali.
- Z pewnością gdzieś się tu kręci - powiedziała z uśmiechem.
ROZDZIAA PITY
Holly starannie rozwieszała na sznurach upraną bieliznę, rozmyślając o tym, jak przez cały miniony
miesiąc próbowała zapanować jakoś nad swoim życiem. Wciąż wierzyła, że wszystko się ułoży, ale
bywały dni, że optymizm ulatniał się całkowicie i ogarniał ją nieprzebrany beznadziejny smutek.
Godzinami, odrętwiała, przesiadywała wówczas w salonie, wspominając dawne chwile,
rozpamiętując każdą kłótnię z Gerrym i żałując przy tym, że nie może cofnąć czasu. Wyrzucała
sobie, że nazbyt często obrażała się, zamiast od razu wyjaśniać nieporozumienia i wybaczać.
Samotnie kładła się spać, zamiast przytulić się do ukochanego. Bezsensowna strata czasu.
Bywało, że całymi dniami snuła się po domu, zatopiona we wspomnieniach. Niekiedy nagle
wybuchała śmiechem, bo przypominał jej się jakiś dowcip Gerry ego albo ich wspólne wygłupy.
Męczyła ją ta huśtawka nastrojów. Czasami pogrążała się w depresji na wiele dni. Potem jakimś
cudem znajdowała w sobie siłę, żeby się z niej wyrwać, ale wkrótce ponury nastrój wracał ze
zdwojona siłą. Z byle powodu tryskały łzy. Wszystko to razem było nie do zniesienia.
Wiele razy wracała do listu Gerry ego, usiłując wyczytać coś między wierszami, wyłowić jakieś
ukryte przesłanie. Nigdy się już nie dowie, o co naprawdę mu chodziło, bo nigdy już z nim nie
porozmawia. Wciąż nie mogła się pogodzić z nieodwracalnością śmierci.
Po maju nastał czerwiec, który przyniósł długie, jasne wieczory i śliczne poranki. Cała Irlandia
obudziła się z zimowego snu. Pora zacząć wstawać z ptakami i przestać kryć się w mroku,
pomyślała Holly.
Czerwiec oznaczał kolejny list od Gerry ego.
Holly usiadła na słońcu, delektując się kolorami życia, i rozerwała czwartą kopertę. Gerry zrobił
wykaz swoich rzeczy i wydał dyspozycje, co powinna z nimi zrobić. Na końcu dopisał:
PS Kocham Cię, Holly, i wiem, że Ty kochasz mnie. Nie musisz mieć pod ręką pamiątek po mnie,
żeby nie zapomnieć. Nie musisz ich trzymać na dowód mojego istnienia i mojej obecności w
Twoich myślach. Nie musisz chodzić w moim swetrze, żeby czuć mnie przy sobie. Zawsze będę
tulił Cię do siebie.
Holly była zdruzgotana. Wolałaby jeszcze raz wziąć udział w karaoke. Chętnie skoczyłaby ze
spadochronem, przebiegła tysiąc kilometrów, cokolwiek, byle nie opróżniać jego szaf i nie
pozbywać się ostatnich śladów jego obecności.
Miał jednak rację, o czym doskonale wiedziała. Przecież znikł w fizycznej postaci.
Spełnienie tego polecenia wiele ją kosztowało. Przez kilka dni zmagała się z rzeczami męża. Z
każdym ubraniem i każdym świstkiem papieru wyrzucała setki wspomnień. Odkładając kolejne
przedmioty, czuła, jak gdyby znów żegnała się z Gerrym. To była tortura!
Skończyła. Teraz pozostało już tylko wyrzucić wszystko na śmietnik. Zamierzała uporać się z tym
sama, ale wpadł Jack i spełnił za nią smutny obowiązek.
Tyle przedmiotów, tyle wspomnień: ślubny smoking Gerry ego, garnitury, koszule, krawaty,
których tak nie lubił nosić. Zmieniały się mody - błyszczące garnitury z lat osiemdziesiątych i dresy
zwinięte w kłębek. Fajka do nurkowania, muszla, którą dziesięć lat temu znalazł na dnie oceanu,
zbiór podstawek pod piwo ze wszystkich barów, jakie odwiedzili na całym świecie. Karty
walentynkowe od Holly. Kije golfowe od Johna, książki od Sharon, wspomnienia, łzy i śmiech.
Całe życie spakowane w dwadzieścia worków na śmieci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]