[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najlepszych w Polsce, będą go wybraniali jak tylko można. Niemniej, to jest zabójca.
Oj poruczniku, poruczniku - śmiał się podpułkownik - szkoda, że tu
nigdzie nie ma młotka. Dałbym go wam, żebyście sobie tego Perssona wybili
wreszcie z głowy. Tylko dlatego nie wiecie, kto zabił Gunhild, że ciągle sugerujecie
się dyrektorem koncernu i tym, że na tej śmierci on skorzystał.
- Ja się zabiję! Pan pułkownik ciągle ze mnie żarty stroi.
Wcale nie żartuję. Powtarzam, Rolf Persson nie jest najbardziej świetlaną
postacią w Szwecji. Ta śmierć była dla niego ratunkiem. Ale on nie jest jej sprawcą.
A kto?
Podpułkownik nie chciał jednak odpowiedzieć na to pytanie.
Pan pułkownik wczoraj mówił o tym ciosie karate twierdząc, że to także
klucz do rozwiązania zagadki. A tymczasem wszyscy, których mogliśmy podejrzewać
o dokonanie tego morderstwa i także wszyscy inni świadkowie są praworęczni. Nie
ma wśród nich ani jednego mańkuta.
Właśnie w tym tkwi istota sprawy - pułkownik widział, że jego młodego
pomocnika ciekawość aż pali, ale nie chciał mu ułatwić odgadnięcia zagadki.
Doktor Zwiątek wyraznie stwierdził, że cios karate musiał być zadany
przez mańkuta. A przecież nasz lekarz zna się na tym. Sam jest karateką. Zresztą
Sven Breman także potwierdził tę opinię. Wydaje się, że można im wierzyć bez
zastrzeżeń.
Jeśli chodzi o znajomość walki karate, na pewno.
Im dalej, tym mniej rozumiem.
Widzicie, poruczniku - podpułkownikowi zrobiło się żal młodego
człowieka - protokół oględzin zwłok jest dokumentem urzędowym, sporządzonym
przez biegłego, w naszym wypadku przez doktora Zwiątka. Tego dokumentu
zakwestionować nie można.
Dobrze znam to świadectwo.
Myśmy go nie tylko nie zakwestionowali, ale poszliśmy dużo dalej.
Przyjęliśmy za pewnik to, co doktor Zwiątek mówił, czego jednak nie napisał w
swoim protokole.
O czym nie napisał?
Doktor Zwiątek zgodnie z przeprowadzoną sekcją zwłok stwierdził, że
powodem śmierci Gunhild Persson było uderzenie w prawą skroń. Spowodowało ono
złamanie kości ciemieniowej i natychmiastowy zgon.
To jest w protokole.
Tak. Ale doktor Zwiątek nigdzie nie napisał, że był to cios karate zadany
przez mańkuta. Wyraził jedynie takie przypuszczenie jako znawca tej dyscypliny
sportu, bądz tego sposobu walki. A myśmy to wzięli za pewnik i wiele naszych
wysiłków poświęciliśmy na szukanie karateki. Po prostu zasugerowaliśmy się
słowami znanego nam, doskonałego lekarza i sportowca. A prowadzącemu śledztwo
nie wolno się niczym sugerować.
Pan pułkownik uważa, że to nie uderzenie karate zabiło Gunhild Persson? -
porucznik był zupełnie zbity z tropu.
Kaczanowski nie zdążył odpowiedzieć, bo rozległo się pukanie do drzwi i do
pokoju wszedł Marek Daniec.
Rozdział XII!
Dobry sekretarz widzi wszystko
Spodziewaliśmy się pana - podpułkownik powitał młodego człowieka. -
Porucznik Motyka chciał się założyć, że pan przyjdzie pierwszy, bo spodziewamy się
także i innych szwedzkich gości.
No to porucznik wygrał - sekretarz najwidoczniej nie wiedział o tym, że
przed nim gościł w tym pokoju generalny dyrektor koncernu.
Przynajmniej nie będzie kłopotów ze sporządzaniem protokołu w języku
angielskim.
To prawda - zgodził się Marek Daniec - mówię dobrze po angielsku, ale z
pisaniem mam kłopoty. Robię sporo błędów. A co do moich współtowarzyszy, sądzę,
że zjawią się tutaj prawie w komplecie. Razem łgaliśmy, razem teraz musimy to
odszczekiwać.
Postawił pan sprawę bardzo jasno.
Co tu ukrywać, kiedy pan pułkownik już nas rozszyfrował. Okręt tonie,
trzeba z niego wysiadać, póki czas.
Po krótkim spisaniu personaliów, Marek Daniec złożył następujące
oświadczenie:
- Chciałbym uzupełnić i sprostować uprzednie zeznania. O niektórych faktach
przypomniałem sobie dopiero pózniej. Wtedy, kiedy byłem pierwszy raz
przesłuchiwany, znajdowałem się jeszcze pod wpływem szoku spowodowanego
tragiczną śmiercią żony mojego chlebodawcy.
Bardzo sprytne, pomyślał podpułkownik, ten młody człowiek zajdzie
wysoko. Umie zręcznymi słowami zabezpieczyć się od zarzutu fałszywych zeznań.
Proszę, niech pan nam opowie szczegółowo, co panu wiadomo o tej
sprawie.
Mam zacząć od tego wieczora, kiedy pani Gunhild zginęła?
Nie. Zacznijmy wcześniej. Jak doszło do przyjazdu do Zakopanego i jakie
było tło tego przyjazdu?
Pracuję u pana Perssona w charakterze jego sekretarza przeszło trzy lata.
Jest ze mnie zadowolony, co znalazło swój wyraz w moich rosnących poborach. Miał
także do mnie coraz większe zaufanie. Niejednokrotnie powierzał mi zadania, które
normalnie znacznie przekraczały kompetencje sekretarza. Znałem oczywiście
testament starego Berggrena i orientowałem się w stosunkach domowych mojego
szefa.
I pozadomowych? - dorzucił Kaczanowski. - Pozadomowych także.
Proszę, niech pan mówi.
Pewnego dnia pan Persson zwrócił się do mnie z dziwną propozycją. %7łe
jestem młody, znam na pewno sporo młodych ludzi. Chciał, abym mu wynalazł
przystojnego chłopaka, który potrafiłby uwieść Gunhild. Wtedy z rozwodem nie
będzie kłopotów. Plan był sprytny, ale wyraziłem zastrzeżenie, że na miejscu, w
Szwecji, na pewno się nie uda. Nigdy nie lubiłem specjalnie żony mojego pryncypała,
ale nie mogłem jej odmówić pewnego sprytu i bystrości. Młody człowiek, nagle
zjawiający się w ich towarzystwie i uderzający do Gunhild, byłby przez nią
natychmiast rozszyfrowany. Zresztą Szwedzi nie potrafią uwodzić dziewczyn. W
Skandynawii raczej one są stroną czynną.
Tak powstał pomysł przyjazdu do Zakopanego?
Uważałem, że takie spotkanie musi mieć charakter zupełnie przypadkowy.
Oczywiście tym przypadkiem my byśmy kierowali. Zaproponowałem więc wyjazd do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]