[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podatni na przesądy niż ludzie pustyni, którym od wieków powtarzano historie o przeklętym
mieście. Steve, choć z całej mocy nienawidził Mekru, zrozumiał, jak magnetyczną siła
dysponował ten człowiek z osobowością przywódcy, która aż do tego momentu pozwoliła mu
przezwyciężać zakorzenione od stuleci tradycje i lęki.
- Klątwę rzucono na niewiernych, którzy ośmielają się naruszać spokój tego miasta
powiedział dumnie Nureddin. Nie dotyczy ona wiernych. Sami widzicie: w tej Sali
zwyciężyliśmy te psy.
Siwobrody Arab, jastrząb pustyni, pokręcił głową.
- Ta klątwa starsza jest od Mahometa, nie rozróżnia też ani rasy, ani wiary. yli ludzie
zbudowali ten gród u zarania dziejów. Ciemiężyli naszych przodków z czarnych namiotów i
walczyli między sobą. Tak, krew plamiła czarne mury, echem odbijały się wrzaski
bluznierczych zabaw i szepty strasznych intryg. A oto jak trafił tu ten klejnot. %7łył na dworze
króla Assurbanipala pewien czarnoksiężnik, dla którego nie kryła tajemnic mroczna mądrość
dawnych wieków. Dla sławy i umocnienia swej potęgi wtargnął w ciemność bezimiennej
ogromnej jaskini w ponurej nieznanej krainie i z zamieszkałych przez potwory głębi wyniósł
ten lśniący klejnot, który wycięty jest z zamrożonych ogni Piekła! Używając swej strasznej
mocy i wiedzy o czarnej magii rzucił zaklęcie na demona, który strzegł kamienia. Tak oto go
wykradł. A demon spał w nie znanej nikomu jaskini. w czarnoksiężnik o imieniu Xuthltan
żył na dworze sułtana Assurbanipala i czynił czary, i przepowiadał przyszłe zdarzenia
zaglądając w tajemne głębie kryształu, gdzie żadne oczy prócz jego oczu nie mogły spojrzeć,
by nie oślepnąć. A lud nazwał ten klejnot Płomieniem Assurbanipala dla chwały swego
władcy. yle jednak zaczęło dziać się w królestwie ludzie gadali, że to klątwa dżina.
Przerażony sułtan błagał Xuthltana, by z powrotem rzucił klejnot do groty, z której go zabrał,
aby większe jeszcze nie spotkało ich nieszczęście. Nie było wszakże wolą maga, by zwrócić
kryształ, w którym mógł czytać sekrety sprzed dni Adama. Uciekł więc do zbuntowanego
miasta Kara Shehr, w którym wkrótce rozpętała się wojna domowa. Ludzie rozszarpywali
sobie gardła, by zawładnąć klejnotem. Władca miast także go pożądał. Schwytał więc
czarnoksiężnika i skazał na śmierć w torturach. W tej właśnie komnacie obserwował jego
konanie. Z klejnotem w ręku zasiadł na tronie& jak siedzi tam od wieków& jak siedzi tam i
teraz!
Arab wyciągnął rękę w stronę stosu zmurszałych kości na marmurowym tronie. Dzicy
jezdzcy pustyni pobledli. Nawet dawni zbóje Nureddina cofnęli się wstrzymując oddech. Sam
szejk jednak nie okazał ni śladu niepokoju.
- Kiedy Xuthltan umierał mówił dalej stary Beduin przeklął kamień, którego moc
nie zdołała go ocalić. Wykrzyczał straszliwe słowa, co zdjęły rzucone na demona zaklęcie.
Wypuścił go na wolność. Wezwał imion zapomnianych bogów, Cthulhu i Kotha, Yao
Sothotha i przedadamowych mieszkańców czarnych miast pod morzami i w głębinach ziemi,
przywołał ich, by wzięli to, co do nich należy. Z ostatnim tchnieniem rzucił klątwę na
samozwańczego króla. Rzekł, że dopóki nie rozlegną się gromy Dnia Sądu, pozostanie na
tronie z Płomieniem Assurbanipala dłoni. Wielki kamień krzyknął wtedy, jak krzyczy żywe
stworzenie. Król i jego żołnierze zobaczyli unoszącą się z podłogi czarną chmurę. Powiał z
niej cuchnący wicher i zjawiła się straszna postać. Wyciągnęła potworne łapy i chwyciła
władcę, który pomarszczył się i skonał od tego dotknięcia. %7łołnierze zaś uciekli z krzykiem i
wszyscy mieszkańcy lamentując ruszyli w pustynię, gdzie zginęli, lub poprzez pustkowia
dotarli do dalekich miast. Kara Shehr pozostało milczące i opuszczone, odwiedzane tylko
przez szakale i jaszczurki. A gdy ludzie pustyni wyprawili się tutaj, znalezli martwego króla
na tronie. Wciąż trzymał w ręku płomienny klejnot. Nie odważyli się go dotknąć. Wiedzieli,
że w pobliżu czai się demon, by strzec go przez całe wieki tak jak czai się i teraz, gdy my
tu stoimy.
Wojownicy wzdrygnęli się mimowolnie i rozejrzeli dookoła.
- Dlaczego demon nie zjawił się, gdy Frankowie weszli do komory? spytał Nureddin.
Czyżby był głuchy, że nie zbudziły go odgłosy bitwy?
- Nie dotykaliśmy klejnotu odparł stary Beduin. Frankowie także nie zakłócili mu
spokoju. Ludzie oglądali ten kamień i odchodzili cali, jednak żaden śmiertelnik nie może
dotknąć go i pozostać wśród żywych.
Nureddin zaczął coś mówić, popatrzył jednak na niespokojne, zawzięte twarze i pojął
nieskuteczność wszelkiej argumentacji. Ton jego głosu zmienił się nagle.
- Ja tu jestem panem! krzyknął sięgając dłonią do olstra. Nie po to krew i pot
wylewałem, by dostać się tutaj, żeby już u celu przeszkodziły mu jakieś bzdurne strachy.
Cofnąć się wszyscy! Głową zapłaci, kto spróbuje mnie powstrzymać!
Obrzucił wojowników płomiennym wzrokiem, a oni skulili się, przerażeni siłą jego
okrutnej osobowości. Dumnie wkroczył na marmurowe stopnie. Arabowie wstrzymali
oddech, cofając się ku drzwiom; odzyskujący wreszcie przytomność Yar Ali jęknął boleśnie.
Boże, pomyślał Steve, cóż za barbarzyńska scena. Związani na zakurzonej podłodze jeńcy,
grupki dzikich wojowników kurczowo ściskających broń, ostry, gryzący zapach krwi i
spalonego prochu, wciąż jeszcze unoszący się w powietrzu, trupy w kałużach krwi,
rozbryznięte mózgi, rozwleczone wnętrzności a na podwyższeniu szejk o jastrzębiej twarzy,
niebaczny na nic prócz złowróżbnego, czerwonego blasku między palcami spoczywającego na
marmurowym tronie szkieletu.
Zaległa pełna napięcia cisza. Nureddin wyciągnął rękę, powoli, jak zahipnotyzowany
krwistym, pulsującym lśnieniem. W mózgu Clarneya zadrżało niewyrazne echo czegoś
potężnego nieopisanie ohydnego, budzącego się z wielowiekowego snu. Odruchowo zbadał
wzrokiem ciemne, cyklopowe mury. Klejnot zmienił swój blask, zapłonął głębszą,
ciemniejszą czerwienią, gniewną i grozną.
- Serce wszelkiego zła mruknął szejk. Iluż książąt zginęło dla ciebie od zarania
zdarzeń? Z pewnością tętni w tobie królewska krew& Sułtanowie, księżniczki, hetmani,
wszyscy, którzy cię nosili, zmienili się w proch, zniknęli w mrokach zapomnienia, a ty lśnisz
w nieprzemijającej chwale, płomieniu świata&
Chwycił kamień. Gwałtowny lament Arabów przecięty został ostrym, nieludzkim
wrzaskiem. Clarneyowi wydało się, że to krzyczy klejnot głosem żywego stworzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]