[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uspokajała samą siebie, kiedy już nakryła się kołdrą. Zresztą czego aż tak się
obawia? Przecież wie, jakie mogą być zagrożenia, więc będzie się mieć na
baczności.
Obudziła się wcześnie rano. Jeszcze nie otworzyła oczu, a już poczuła lekkie
ćmienie, zapowiadające ból głowy. Spojrzała w okno. Niebo lśniło błękitem.
Wstawał pogodny, słoneczny dzień.
Włożyła dżinsy i bawełniany podkoszulek, a włosy, żeby mieć z nimi spokój,
uczesała w koński ogon. Zrezygnowała z makijażu i poprzestała jedynie na kremie
z filtrem i odrobinie błyszczka do ust. .
Niech sobie nie myśli, że zależy jej na nim. Nie ma zamiaru się dla niego stroić
i malować.
Zeszła na dół. Przygotowała sobie talerz płatków i zaparzyła kawę. Spokojnie
przejrzała nadesłaną pocztę.
Naszykowała parę książek, które chciała zabrać ze sobą. Właśnie okładała je,
by uchronić obwoluty przed uszkodzeniem, kiedy przed domem zatrzymał się
samochód.
Holly zmarszczyła brwi, zostawiła książki i podeszła do okna. Przed domem
stał imponujący rangę rover. Ten widok jeszcze wzmógł jej niepokój. Nie
przychodziła jej do głowy żadna osoba, która miała taki samochód i o tak wczesnej
porze składałaby jej nie zapowiedzianą wizytę.
Ale nim zdążyła odwrócić się, by podejść do drzwi, z samochodu wynurzył się
Robert. Zatrzymał się, gdy spostrzegł, że jest obserwowany. Podobnie jak ona miał
na sobie podniszczone dżinsy i kraciastą koszulę z podwiniętymi rękawami,
odsłaniającymi opalone ręce.
Ktoś, kto go nie znał, dałby głowę, że całe życie spędził na wsi, z
niedowierzaniem pomyślała Holly. Robert uśmiechnął się do niej i pomachał ręką.
Serce biło jej tak mocno jakby miało za chwilę rozsadzić klatkę piersiową. Bolały
napięte mięśnie. Ręce miała zimne jak lód, zesztywniałe i niezręczne. Ledwie
udało się jej otworzyć zamek u drzwi.
Dzień dobry! powitał ją Robert. Pomyślałem sobie, że wpadnę po ciebie,
żebyś nie musiała jechać...
Już był w środku. Ostentacyjnie wciągnął powietrze.
Mhm... powiedział z aprobatą. Zwieżo zaparzona kawa. Cudownie
pachnie.
Holly zacisnęła usta.
Właśnie skończyłam śniadanie ucięła.
Nie ma najmniejszego zamiaru częstować go kawą. I na pewno nie powie nic
takiego, co mogłoby dać mu asumpt do myślenia, że... Ale właściwie co mógłby
sobie pomyśleć? %7łe nadal go pragnie, że usycha z tęsknoty... że nadal go kocha?
Odwróciła się od niego i pośpiesznie ruszyła do kuchni. Była pewna, że zaczeka
w holu, ale przestraszona stwierdziła, że idzie za nią. Wszedł do środka i rozejrzał
się z ciekawością a jednocześnie z zachwytem.
O, tak właśnie powinna wyglądać kuchnia. Kto ci ją zaprojektował?
Nikt odrzekła sucho. Sama ją obmyśliłam.
Na chwilę zaległa cisza.
No tak miękko powiedział Robert. Powinienem się tego domyślić. Zawsze
powtarzałaś, że kuchnia jest sercem domu. Przypominam sobie, jak mówiłaś, że
kiedy już wyjdziesz za mąż, chciałabyś mieć przestronną kuchnię z dużym stołem,
przy którym może zasiadać cała rodzina. Pamiętam też, że wtedy planowałaś, iż
będziesz mieć czwórkę dzieci...
Poczuła falę gorąca, która oblała jej całe ciało. Niemal skurczyła się z nagłego
bólu.
To normalne, że w młodości ma się takie idealistyczne, dalekie od realizmu
marzenia wydusiła, odwracając od niego twarz.
Może idealistyczne... ale jednak możliwe do spełnienia. Nie wyszłaś za mąż,
ale przecież w dzisiejszych czasach niekoniecznie trzeba mieć męża, żeby zostać
matką.
Nie odwracając się do niego, sięgnęła po kubek z kawą. Nie mogła opanować
drżenia rąk. Upiła łyk, ale zrobiła to tak niezgrabnie, że kubek zachwiał się
niebezpiecznie i trochę gorącego płynu rozlało się jej na spodnie.
Robert podskoczył ku niej; niespokojnie wypytywał, czy nic jej się nie stało.
Próbując nie dopuścić go bliżej, pośpiesznie zaczęła wycierać plamę wilgotną
ściereczką. Miała tak zaciśnięte gardło, że nie mogła wydobyć z siebie głosu, więc
tylko potrząsnęła głową.
Poczekaj, lepiej daj to mnie. Robert wyjął ściereczkę z jej dłoni. Trzęsiesz
się jak listek. Na pewno nic ci się nie stało?
Nic mi nie jest skłamała. To tylko z wrażenia.
W pewnym sensie była to prawda. Tylko że powód był całkiem inny: to nie
rozlana kawa wytrąciła ją z równowagi, ale jego niepokojąca bliskość, szczególnie
gdy pochylił się, by zetrzeć plamę z jej dżinsów. To przez niego drżała na całym
ciele. Przerażona, modliła się w duchu, żeby cofnął się, odszedł od niej.
Już dobrze... już sama sobie poradzę pośpiesznie odsunęła się. Muszę
pójść i zmienić dżinsy.
Mógłbym przez ten czas poczęstować się kawą?
I co mu miała odpowiedzieć? Doskonale widział, że zostało jeszcze pół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]