[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chowa pani dla siebie. Don Diego nie może się dowiedzieć
o naszej rozmowie, sama pani resztą widziała, jaki potrafi
być nieprzyjemny, gdy wpadnie w złość. Wolę nie myśleć,
co by było, gdyby odkrył, że pani wszystko powiedziałam.
Susan opadła na poduszki. Sama nie wiedziała, co o tym
wszystkim myśleć. To Diego jest taki? Zdążyła już poznać
jego nagłe wybuchy złości, ale żeby być takim bez skrupu-
łów... Czyżby z powodu pieniędzy, które miała przynieść
czarna orchidea? To on zarzucał jej, Susan, że się zle
prowadzi, a swoje własne życie zbudował na kłamstwie. Bo-
lało ją to tym bardziej, że nie umiała go znienawidzić, mało
tego, każdym nerwem ciała tęskniła do tego mężczyzny.
Naraz przypomniał jej się brodaty nieznajomy. On na
pewno był inny, nigdy by nie odmówił spełnienia ostatniej
woli brata. Choć musiała się przyznać sama przed sobą, że
to akurat w Diegu ją wyjątkowo cieszyło.
Gdy wreszcie uspokojona zasnęła, śniła się jej Zwiątynia
Słońca w Teotihuacanie i wstępujący na jej stopnie brodaty
szczupły kapłan.
RS
9
Na litość boską, szybko! Gdzie jest don Diego?
Przerażona Susan podniosła wzrok znad książki. Stał
przed nią jeden z młodych zatrudnionych na farmie ludzi
wymachując dziko rękami.
Tutaj jestem odezwał się don Diego z jadalni.
Młody człowiek rzucił się do drzwi, które wskazała
Susan. W parę sekund pózniej obaj wypadli jak burza z
pokoju. Dońa Sofia, która właśnie ukazała się w drzwiach,
spytała nic z tego nie rozumiejąc:
Co się stało?
Ktoś się włamał do laboratorium. Na razie nie
wiem nic bliższego brzmiała krótka odpowiedz. Doria
Sofia wzruszyła ramionami, Susan wróciła do przerwanej
lektury.
Po kwadransie ukazał się w progu Diego, blady jak
ściana i roztrzęsiony.
Włamano się do pomieszczenia, gdzie trzymam
nasiona.
To straszne! biadała Sofia. Wiesz już, co
zginęło?
Myślę, że złodziej szukał... no wiesz czego.
Głos Diega brzmiał ochryple, podenerwowany jak
nigdy.
RS
Susan wmieszała się niebacznie.
Może chodziło mu o czarną orchideę. Zoriento-
wawszy się, co powiedziała, odruchowo zasłoniła dłonią
usta.
Diego dosłownie przygwozdził ją spojrzeniem do ziemi.
Skąd pani wie o czarnej orchidei?
Susan gorączkowo szukała odpowiedzi. Tak głupio się
wygadała! To przecież właśnie Diego nie miał się dowie-
dzieć o jej rozmowie z dońą Sofią.
Nietrudno było zgadnąć rzekła wymijająco.
Sam pan powiedział, że złodziej włamał się do pomiesz-
czenia, gdzie trzyma pan nasiona, więc pomyślałam, że to
może właśnie te...
Nie odpowiedziała pani na moje pytanie warknął
Diego. Skąd pani wie o czarnej orchidei?!
Susan miała ochotę zapaść się pod ziemię. Cóż mogła
powiedzieć, w dodatku czując na sobie przenikliwe spoj-
rzenie doni Sofii.
A więc nie chce pani mówić... No cóż, w takim razie
mogę panią tylko upewnić, że złodziej nie znalazł nasion
czarnej orchidei, bo ich po prostu nie ma. Czarna orchidea
jeszcze nie kwitła. Inaczej byłby to dla mnie straszny cios
dokończył już spokojnieszym głosem.
Taka kradzież każdemu by się opłaciła, nieprawda,
seńorita Adams? uśmiechnęła się podstępnie dona Sofia.
Susan spojrzała na nią nieufnie. Co miała oznaczać ta
uwaga?
Diego wyszedł z pokoju, aby zadzwonić na policję.
Niebawem pojawiło się na farmie dwóch funkcjonariuszy i
kazało się zaprowadzić na miejsce przestępstwa. Gdy już
przeszukali wszystko niczego nie znajdując, przesłuchali
również wszystkie osoby na farmie i w domu.
Susan oczywiście też to nie ominęło. Po raz pierwszy
miała do czynienia z policją. Chętnie opowiedziała, jak to
RS
poprzedniego dnia Diego de Silva oprowadzał ją po farmie,
od niej też policjanci dowiedzieli się, że oprócz niej i Diega
w laboratorium byli także dofia Sofia i Alvaro Rivera. Susan
zastanawiała się przez moment, czy nie powiedzieć
policjantom o dziwnym zachowaniu Rivery, doszła jednak
do wniosku, że zachowywał się tak z jej powodu, a
policjanci mogliby pomyśleć, że stara się odwrócić od siebie
uwagę wskazując na kogoś palcem. Mimo to uparcie
prześladowała ją myśl, że Rivera mógł mieć coś wspólnego
z kradzieżą.
Kto zatem był podejrzany? Może dona Sofia? Do niej
należała połowa udziału w interesie, lecz nie czarna or-
chidea. Ta miałaby motyw. Czyżby chodziło jej o zysk? Lub
szantaż? To ostatnie też było możliwe. Być może dońa Sofia
pragnęła się zemścić na Diegu, że nie chce się z nią ożenić...
Susan otrząsnęła się z rozmyślań. Co jej przyszło do
głowy, żeby bawić się w detektywa? A jednak ją to
nurtowało. Dofia Sofia ciągle szeptała po kątach ze swoim
bratem. Może razem zaplanowali to włamanie... Jej niepokój
wzrósł jeszcze, gdy w chwilę pózniej zobaczyła dónę Sofię i
AIvara spacerujących pod rękę po ogrodowych ścieżkach.
Nie wyglądali na zdenerwowanych. Wręcz przeciwnie, byli
w siódmym niebie, to rzucało się w oczy. Tak promiennej
dofii Sofii Susan dawno nie widziała.
Po kolacji dzieci zapragnęły oglądać rodzinne zdjęcia,
powyciągały więc albumy i usadowiły się na sofie. Susan
chciała wrócić do swego pokoju, gdyż uważała, że ona,
osoba postronna, być może nie powinna być wprowadzana
w tajniki historii rodzinnej. Ponieważ jednak Roberto i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]