[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opanowanie? - spytał ironicznie.
Uśmiechnęła się, on też, błyskając olśniewająco białymi zębami. A
przecież tydzień temu, nawet wczoraj, natychmiast by się obraziła. Dziś potrafi
się śmiać z żartu na swój temat.
Przez chwilę czuła wyrzuty sumienia. Dlaczego jeszcze niedawno tak
łatwo jej było go potępiać?
W bistro u Giovanniego było miło i nastrojowo. Płonęły świece, z
głośników dobiegała cicha muzyka, a w powietrzu unosiły się apetyczne wonie.
- 87 -
S
R
Zamówili kolację, choć Frances nie umiałaby powiedzieć, co jadła.
Ciemne oczy naprzeciwko zdawały się ją hipnotyzować. Czas stanął w miejscu.
Bruno opowiadał jej zabawne historyjki ze studiów, z pracy, mówił też o Rosie,
Jacku i Christinie, i o swojej rodzinie za granicą. Ona śmiała się, myśląc
jednocześnie, jaki jest pociągający w tej ciemnej marynarce i białej koszuli,
kontrastującej z opaloną szyją. Ten widok coś jej przypomniał.
- Twój sweter! - Zdjęta zgrozą zasłoniła dłonią usta.
- Nawet się zastanawiałem, czy go jeszcze kiedyś zobaczę.
- Jest cały czas w samochodzie. Zupełnie zapomniałam...
- Przecież żartuję. - Nachylił się ku niej i ujął jej rękę. - Zatrzymaj go na
inny deszczowy dzień.
Pod dotknięciem jego palców zabrakło jej tchu. Ale to, co nastąpiło
pózniej, zaskoczyło ją jeszcze bardziej.
- Frances - szepnął łagodnie. - Kto to był?
Patrzyła na niego osłupiała.
- Był ktoś, prawda? - nalegał.
- Nie sądzę, żeby...
- Kochasz go jeszcze? Zwilżyła językiem suche wargi.
- To już skończone.
- Skończone to jeszcze nie znaczy, że go nie kochasz. Spojrzała w mu
oczy.
- Greg służył w armii. - Niełatwo jej było mówić. O Gregu nie
rozmawiała jeszcze z nikim. - W jednostce specjalnej. Kiedy się poznaliśmy, nie
zastanawiałam się nad konsekwencjami tego faktu. Zauroczenie i tyle... Ale
sześć miesięcy pózniej o mało nie zginął podczas zamachu w Belfaście.
Próbowałam sobie wmawiać, że się nie boję, że nie żyję jak na beczce prochu...
nie czekam na dziennik... na telefon...
- Ale tak było? Skinęła głową.
- 88 -
S
R
- Całe moje dzieciństwo upłynęło w środowisku wojskowych. To mi nie
przeszkadzało. Rozumiałam związane z tym problemy, akceptowałam
konieczność długich rozstań, podróży i to, że rodzina nigdy nie wiedziała, gdzie
się znajdzie. Ale stopniowo dotarło do mnie, że Gregowi adrenalina,
niebezpieczeństwo tej pracy były niezbędne do życia. I z tym nie mogłam się
pogodzić.
- Nie można było tego jakoś inaczej rozwiązać?
- Chodzi ci o przeniesienie do innej jednostki? Kiedy przyszło podjąć
decyzję, Greg wybrał Zatokę Perską. Misja specjalna.
- Tak mi przykro, Frances.
Nie czuła jednak bólu, którego się spodziewała. Bruno podniósł jej dłoń
do ust.
- Ten twój Greg to głupiec.
- No więc teraz, skoro już wyciągnąłeś ze mnie moją nudną historię, może
byś mi opowiedział o sobie?
- Przecież cały wieczór raczyłem cię historyjkami o sobie - uśmiechnął
się. - Czyżbyś nie słuchała?
- Owszem, słuchałam. Może nawet bardziej tego, czego nie mówisz, niż
tego, co mówisz.
Opuścił dłoń i położył na stole. Podniósł na nią wzrok. Nadal się
uśmiechał, ale w jego ciemnych oczach dostrzegła smutek. Skrywany, a jednak
widoczny.
- Przepraszam - westchnęła. - Nie powinnam była pytać. Greg
przynajmniej żyje. Ty nie miałeś wyboru.
- Obawiam się, że się mylisz.
Zmarszczył czoło. Czekała, czy jeszcze coś powie. Podjął temat z
wahaniem, powoli szukając słów.
- Poznałem Lindsay na studiach. Ona ich jednak nie skończyła, rzuciła
medycynę. Już wtedy powinienem był zauważyć, jaki z niej niespokojny duch, i
- 89 -
S
R
próbować temu zaradzić. Ale ja ją jeszcze utwierdzałem w jej postanowieniach.
Po moim dyplomie pobraliśmy się. Sądziłem, że się ustatkuje, ale ona zawsze
chciała czegoś innego... Otworzyła małą firmę projektowania wnętrz. Przez
jakiś czas to jej wystarczało.
- I była szczęśliwa?
- Niestety nie. Chyba nie dorastałem do jej wymagań. - Spuścił oczy,
bawiąc się bezwiednie widelcem. - Dość wcześnie się zorientowałem, że jest
zle. Ignorowałem jej wyskoki, modląc się tylko, żeby nie stały się publiczną
tajemnicą. Chciałem uratować związek ze względu na Jacka. Nie
przypuszczałem, że odejdzie... zabierze go. To było takie niespodziewane.
Druzgocące. Ale gdy... zdołałem się trochę oswoić z tą świadomością, zrozu-
miałem, że nie chcę, żeby wróciła. Mógłbym ją przyjąć tylko przez wzgląd na
Jacka.
- A czy on coś z tego pamięta?
- Nie sądzę. Kiedy zmarła, miał zaledwie cztery lata. Jej samochód
zjechał z szosy. Policja przypuszczała, że zasnęła za kierownicą. Zginęła na
miejscu, ale jej przyjaciel ocalał.
- Przykro mi, naprawdę. - Miała ochotę go przytulić, pocieszyć. - Ale
przynajmniej nie było z nimi Jacka.
- Dzięki Bogu był wtedy u Rosy. Lindsay podrzucała jej go bez
skrupułów, kiedy tylko miała ochotę. Biedna Rosa. Na nią spadł największy
ciężar. Musiała poradzić sobie jednocześnie ze mną, z Jackiem i z własnym
nieszczęściem. Jest jak opoka.
- Tak - przyznała Frances. - To wspaniała kobieta.
Przyniesiono im kawę, którą pili w milczeniu. Po dłuższej chwili Bruno
odezwał się tak cicho, że ledwie go usłyszała.
- Gdyby Rosa nie zastąpiła mu matki, to wszystko byłoby dla niego
koszmarem. Ona wie, że nie narażę go na żadne ryzyko.
- 90 -
S
R
Po raz pierwszy zrozumiała, ile dla niego znaczy szczęście Jacka. Więcej
niż własne. Już miała zapewnić, że ona go nie zrani, że przywiązała się do niego
z całego serca, gdy odchrząknął i pochylił się ku niej.
- Chciałem ci powiedzieć coś jeszcze, ale... Po prostu przepraszam.
- A to za co?
- Za fatalny początek.
- Och - uśmiechnęła się. - To była i moja wina. Byłam na ciebie wściekła,
że w ogóle ze mną nie rozmawiasz. Myślałam, że czujesz do mnie niechęć.
- Miałaś prawo być zła - przyznał. - Na swoją obronę mogę powiedzieć
tylko tyle, że czułem się w pewien sposób zagrożony. Ale niechęć... Czy
jakikolwiek mężczyzna mógłby czuć niechęć to takiego uroczego stworzenia jak
ty? Nie, to nie było tak...
W tej chwili zjawił się kelner z pytaniem, czy życzą sobie czegoś jeszcze.
Frances czuła, że gdyby nie to, Bruno powiedziałby coś więcej... znacznie
więcej. Ale odpowiednia chwila minęła. Nie powrócili już do tego tematu.
Jechali w milczeniu. Bruno wiózł ją prosto do domu. Była rozczarowana,
ale nie zdziwiona. Choćby nie wiem jak chciała, by ten wieczór trwał, przecież
musiał się kiedyś skończyć. Czy ma go zaprosić go kawę?
Range rover stanął. Bow Lane skrywała ciemność, którą rozpraszała tylko
mglista poświata kilku latarni. Bruno wyłączył silnik i ujął jej dłoń.
- Drżysz?
- Niestety. - Skinęła głową. - Zmieszne, prawda?
- Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć... - Odetchnął głęboko i uścisnął
mocniej jej palce. - Powinnaś wiedzieć, że...
Nie mów! - zawołała w duchu. Nie psuj tej czarodziejskiej nocy. Zaraz
powie jej o swoich przygodach z Suzie i Meg i o tym, że po przeżyciach z
Lindsay postanowił z nikim już się nie wiązać.
- Zastanawiałem się, jak ci to powiedzieć... Nie chcę, żeby to brzmiało
zbyt teatralnie... Nie wiem...
- 91 -
S
R
Nie, o nie! Pod powiekami zapiekły ją łzy. Jaki popełniła błąd? Widać
nauczka, jaką dał jej Greg, była jeszcze za słaba. Nadal odsłania serce na ciosy.
- Wiem - ucięła, sięgając do klamki. - A właściwie rozumiem - poprawiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl