[ Pobierz całość w formacie PDF ]
giłą. Potem, gdy minstrele elfów oraz ludzi jęli opiewać męstwo Turambara i uro-
dę Niniel, wielki, szary głaz przydzwigano na szczyt kopca. Elfy wykuły na nim ru-
nami Doriathu:
TURIN TURAMBAR DAGNIR GLAURUNGA
Poniżej zaś dopisały jeszcze: Nienor Niniel
Ale jej ciała tam nie było i nie wiadomo, gdzie poniosły je zimne wody Teigli-
nu.
Tak kończy się Opowieść o Dzieciach Hurina, najdłuższa ze wszystkich pieśni
Beleriandu.
Dodatek
Od momentu, kiedy Turin zamieszkał wraz ze swoimi ludzmi w pradawnej sie-
dzibie Poślednich Krasnoludów na Amon Rudh, opowieść zaczyna się rwać i peł-
na jest luk i wariacji aż do chwili, kiedy to Narn podejmuje wątek podróży Tu-
rina na północ po upadku Nargothrondu. Jednakże liczne szkice, próby i notatki
pozwalają dojrzeć pewien zarys opowieści o wiele obszerniejszej, niż skromna re-
lacja pomieszczona w Silmarillionie, a nawet przymiarki do kilku powiązanych ze
sobą tekstów na skalę Narn .
Osobny fragment opisuje życie banitów na Amon Rudh w czasie tuż po osie-
dleniu, dokładniej odmalowuje też Bar-en-Danwedh.
Z początku banici zadowoleni byli z życia w kryjówce i stan taki utrzymał się
dość długo. Jedzenia mieli dostatek, a miejsca więcej, niżby potrzebowali, odkry-
li bowiem, że suche i ciepłe jaskinie pomieścić mogłyby w razie potrzeby nawet
setkę lub więcej mieszkańców. Głębiej znajdowała się mniejsza komora z pale-
niskiem pod jedną ścianą i kominem z wylotem zmyślnie ukrytym w szczelinie
zbocza. Były jeszcze i inne sale, połączone z główną jaskinią lub bocznymi kory-
tarzami, spośród których jedne służyły za mieszkania, inne za warsztaty lub ma-
gazyny. Mim od lat gromadził w nich wszelkie piękne przedmioty, w tym i naczy-
nia oraz skrzynie z kamienia i drewna, na oko bardzo stare. Większość komór sta-
ła jednak obecnie praktycznie nie wykorzystywana: rdza i kurz okrywały wiszące
w zbrojowniach topory i rozmaity oręż, półki i schowki świeciły pustkami, w kuz-
niach panowała martwa cisza. Tylko jedna mała komnata wyposażona była w pa-
lenisko mające komin wspólny z tym wiodącym z wielkiej sali. Mim pracował tam
czasami, nie pozwalał jednak, by ktokolwiek mu przy tym towarzyszył.
Przez resztę roku nie wyruszali na żadne zbrojne wyprawy, co najwyżej polo-
wali lub zbierali zapasy, małymi grupkami wymykając się z kryjówki. Z począt-
ku jednak mieli kłopoty ze znalezieniem drogi powrotnej i poza Turinem tylko
sześciu ludzi zdołało kiedykolwiek zapamiętać szlak. Niemniej przekonawszy się,
że ktoś wprawny w tropieniu śladów może dostać się na górę i bez Mima, zaczęli
150
trzymać dniem i nocą straż przy szczelinie na północnej ścianie. Z południa wro-
ga nie oczekiwali, bezpodstawną byłaby też obawa, że ktoś zaryzykuje wspinaczkę
od tej strony, niemniej za dnia wartownik siadał zwykle na szczycie korony, skąd
roztaczał się rozległy widok. Zbocze u samego szczytu było bardzo strome, ale po-
konanie go ułatwiały stopnie wykute w skale na wschód od wejścia do jaskini.
Rok mijał spokojnie, nie dostarczając okazji do sięgania po broń. Gdy jednak
dni zrobiły się krótsze, pełen coraz zimniejszej wody staw poszarzał, brzozy stra-
ciły liście i wróciły deszcze, wtedy przyszło banitom więcej czasu spędzać w kry-
jówce. Mrok i mdła poświata panująca w salach dopiekły im wkrótce i wielu za-
częło szemrać, że o wiele lepiej żyłoby się im bez pomocy Mima. Zbyt często zda-
rzało się, że wyglądał z jakiegoś ciemnego kąta czy pustych drzwi, chociaż nikt się
go tam nie spodziewał zastać. Tak i cichnąć zaczęły rozmowy w obecności krasnu-
luda, aż banici nabrali zwyczaju, by cały czas porozumiewać się szeptem.
Ku ich wielkiemu zdziwieniu, Turin zachowywał się odmiennie, coraz bardziej
zaprzyjazniając się ze starym krasnoludem i wciąż pilniej nastawiając ucha jego
radom. Gdy przyszła zima, mógł godzinami siadywać obok Mima, słuchając jego
opowieści i mądrości. Nie ganił przy tym gospodarza, gdy zdarzało mu się mówić
zle o Eldarach. Ujęty najpewniej takim traktowaniem, krasnolud okazywał Turi-
nowi coraz więcej względów, pozwalając nawet niekiedy, by ten jeden człowiek to-
warzyszył mu w kuzni, gdzie rozmawiali z cicha. Ludziom podobało się to o wiele
mniej, a Androg popatrywał nawet zazdrośnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]