[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaniepokoiła.
- Nie odpowiada - oświadczyła beznamiętnie Ruth.
- Ach tak - mruknęła Kathy, ogarnięta nagłą złością. Co za bezmyślny
facet! A jeśli będzie go potrzebować?
- Poproś go do mnie, kiedy przyjdzie - rzuciła i powędrowała z powrotem
do gabinetu.
Oczekiwała, że Will będzie odpowiedzialny. Potrzebowała kogoś, komu
mogła ufać bezwarunkowo i w każdej chwili. Minęła jednak godzina, a Will
nie dał znaku życia. Postanowiła, że jeśli nie zjawi się w ciągu najbliższych
pięciu minut, wyjdzie, nie czekając. Wstawała już z krzesła, gdy zatrzymał ją
glos z interkomu.
- Dzwoni pani siostra - oznajmiła Ruth. - Jest w stajni i chce z panią pilnie
rozmawiać. Okropnie wzburzona.
- No to łącz. - Kathy spodziewała się usłyszeć przeprosiny za kolejne
spóznienie na kolację, co zdarzało się zawsze, gdy Lindy szła się uczyć do
którejś z koleżanek. - Cześć. - Chciała uprzedzić słowa siostry. - Nie mam
nic przeciw temu, żebyś poszła do Jenny, mnie też nie będzie wieczorem.
Zresztą, masz w lodówce mnóstwo zieleniny.
- Kathy... - Głos Lindy był zmieniony nie do poznania, brzmiał niemal
dziecięco i był bardzo napięty. - Stało się coś strasznego. Sir Randolph... -
Głos Lindy załamał się.
- O co chodzi? Mów! Skrzywdził cię ten drań?
- Nie... Chciał wsiąść na konia i upadł. Potwornie cierpi, a jeszcze gorzej
wygląda, ale nie pozwala mi wezwać karetki. Upiera się, żeby najpierw
zbadał go bratanek, ten jakiś Will.
Kathy poczuła satysfakcję i jednocześnie zawstydziła się z tego powodu.
Oto wspaniały Will jest poza zasięgiem, w chwili gdy potrzebuje go
ukochany wuj. Omal nie zapomniała w tym wszystkim o Lindy, która
znalazła się w sytuacji bez wyjścia.
- Kochanie, nie wiem, gdzie on jest. Czekaj tam na mnie, zaraz przyjadę.
Gdzie boli Randolpha? W klatce piersiowej?
- Nie. No wiesz, w pachwinie. Zwija się z bólu...
- Postaraj się ułożyć go wygodnie i powiedz, że za moment nadejdzie
pomoc. Jeśli będzie miał też szczęście, znajdzie się i jego bratanek, zostawię
mu wiadomość. Lindy, trzymaj się!
Na podstawie relacji siostry Kathy przypuszczała, że Randolphowi
uwięzła przepuklina. Wymagało to szybkiej interwencji. Jeżeli ten stary
głupiec do jej przyjazdu nie wyrazi zgody na karetkę, będzie musiała go do
tego przekonać.
Czuła się dotknięta i oburzona. Nowy lekarz miał ją wspierać, zwłaszcza
w trudnych sytuacjach, tymczasem był szybki w wydawaniu sądów, ale w
potrzebie całkowicie zawodził. Sięgnęła po kartkę i zapisała: Nie mogłam
się z tobą skontaktować. Pojechałam do twojego wuja, który miał wypadek.
Przyjedz do stajni jak najszybciej". Podpisała się jeszcze i z torbą lekarską w
ręce wybiegła z gabinetu, po drodze podając kartkę Ruth.
- To ma dotrzeć do doktora Curtisa. Jadę do stajni Curtisów i będę tam na
niego czekać.
Mknęła samochodem drogą z Bentham do posiadłości Randolpha, nie
mogąc doczekać się chwili, kiedy będzie miała szansę odsądzić Willa od czci
i wiary. Oby tylko znalazł jakieś alibi!
ROZDZIAA CZWARTY
Stajnia nie jest najlepszym miejscem do badania pacjenta, pomyślała,
szybko lustrując miejsce. Klęczała obok chorego, który skręcał się z
posiniałą na skutek cierpienia twarzą.
- Wiem, że to trudne, ale bardzo proszę rozluznić mięśnie, bo inaczej nie
będę mogła stwierdzić, gdzie jest zródło bólu.
Z pomocą przyszła jej Betty Cooper, gospodyni Randolpha. We dwie
ułożyły go na pledzie, podłożyły mu pod głowę poduszkę. Mężczyzna był w
szoku, oddech miał przyspieszony i płytki, puls - słaby, ledwo wyczuwalny.
Skóra była wilgotna i zimna.
- Niech mnie pani zostawi - burczał pod nosem. - Sforsowałem się. Nie ma
o czym gadać. Tylko trochę kręci mi się w głowie.
Kathy nie zważała na jego protesty. Ty uparty staruchu, myślała, trzeba
być idiotą, żeby nie zgodzić się na wezwanie karetki. Fakt, że chory jest
zdany tylko na nią, właściwie nawet jej odpowiadał.
- Moim zdaniem to coś więcej niż nadwerężenie mięśni - stwierdziła,
delektując się chwilą władzy.
Odgłosy, jakie dochodziły do niej przez stetoskop przytknięty między
udem a podbrzuszem wskazywały, że ma do czynienia z zablokowaniem
jelita. Lindy i Betty Cooper taktownie usunęły się na bok. Kiedy jednak
Kathy zakończyła badanie i nakryła chorego kocem, Lindy nie wytrzymała:
- I co?
Kathy uśmiechnęła się uspokajająco.
- Zwietnie, że do mnie zadzwoniłaś. Sir Randolph powinien jak
najszybciej znalezć się w szpitalu. Wymiotował?
- Trochę mnie zemdliło, do diaska! Wielkie rzeczy! - Randolph Curtis
wiercił się na kocu. - Chcę tylko coś przeciwbólowego, choćby aspirynę.
- To nie wystarczy - odparła beznamiętnie Kathy.
- Co mu jest? - Lindy była coraz bardziej przestraszona.
- Skończcie te szepty - burknął. - Nie znoszę tego, chcę wiedzieć, o co
chodzi.
Kathy skrzywiła twarz w półuśmiechu. Choć Randolph Curtis budził w
niej nienawiść, musiała przyznać, że jak na człowieka w jego stanie,
zachowuje się zaskakująco dzielnie. Nie mogła mu z pewnością odmówić
hartu ducha. Jednocześnie sytuacja była absurdalna. Oto ratowała człowieka,
któremu życzyła jak najgorzej. Najchętniej wykorzystałaby moment i
wykrzyczała mu prosto w twarz, co o nim myśli, ale westchnęła tylko i
przyklękła przy nim ponownie.
- Jestem prawie pewna, że ma pan uwięzniętą przepuklinę. Natychmiast
potrzebny jest chirurg.
- Co? - wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby. - Jaki chirurg? A pani nie
wystarczy?
- Trzeba otworzyć brzuch, bo to właśnie skręcone jelito sprawia panu ból.
Gdybyśmy to tak zostawili, byłby kłopot z krążeniem.
Nie dodała już, że mogło to prowadzić do zgorzeli, nie chciała być aż tak
brutalnie szczera.
Randolph patrzył na nią kamiennym wzrokiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]