[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu ducha któregoś ze zmarłych przodków, by zainteresować sobą najpierw lokalną
społeczność, a potem szeroką opinię publiczną i w ten sposób przyciągnąć więcej turystów.
Nasza rola polega na tym, by wyjaśnić, czy faktycznie mamy do czynienia z jakimś
nadprzyrodzonym zjawiskiem, czy ktoś po prostu robi sobie żarty. Pan Stone był
zainteresowany ostatecznym wyjaśnieniem zjawisk, które mają miejsce w jego posiadłości i
zwrócił się z tym do nas. Adam Harrison gotów jest przekazać panu Stone owi całkiem
pokazną sumkę w zamian za możliwość przeprowadzenia badań w jego domu. - Po co ja
tyle gadam, żachnęła się w duchu, przecież jestem tu po to, by rozmówić się ze Stone em, a
nie z tymi typami. A do tego dała się tym dzikusom na początku tak onieśmielić... Już od lat
pracuje przecież w swoim fachu i jest cenionym specjalistą, skąd więc to zakłopotanie?
Dość tego, przełoży spotkanie ze Stone em na inny termin, a teraz się grzecznie pożegna.
- No cóż, skoro nie ma tu pana Stone a, w takim razie już pójdę. Zadzwonię do niego i
przesuniemy nasze spotkanie.
- Zaraz, zaraz - odezwał się nagle ten z dołecz-kiem -ja ciebie skądś znam, tak, z całą
pewnością gdzieś cię już widziałem.
- Jestem przekonana, że nigdy wcześniej pana nie spotkałam. Mam dobrą pamięć do
twarzy. A teraz przepraszam...
- Już wiem! Oczywiście! Znam twoją twarz z billboardu reklamującego perfumy o
nazwie Grzech. Przecież te plakaty porozwieszane są w całym mieście.
Cholera, zaklęła Darcy w duchu, zaraz dostanę za swoje. Ale co, miała im od razu
powiedzieć, że pracowała kiedyś także dla firmy reklamowej?
19
- A więc jesteś modelką! - powiedział tryumfalnie ten ważniak w okularach.
Zabrzmiało to jednak mniej więcej tak, jakby chciał powiedzieć: od razu mi się
wydawało, że coś tu śmierdzi, że jesteś słodką idiotką, milutką blondynką... I znowu
poczuła się, jakby wymierzył jej policzek, a przecież rodzice wpajali jej przez cale życie
szacunek dla wszystkich ludzi.
- Owszem, pracowałam kiedyś dla kilku firm kosmetycznych - odparła, zmuszając się
do uprzejmego uśmiechu. - W tym czasie studiowałam historię i socjologię na uniwersytecie
w Nowym Jorku.
- Sądziłem, że pan Adam Harrison sam się tu do nas pofatyguje - odezwał się znowu ten
podejrzany typ, który najwyrazniej miał tu najwięcej do powiedzenia.
- Przyjedzie, ale nieco pózniej, miał do załatwienia pilne sprawy w Londynie, które
uniemożliwiły mu dzisiejszą podróż.
Zirytowało ją, że zaczyna im się tłumaczyć. Już chciała obrócić się na pięcie i wyjść
wreszcie z tej rudery, gdy mężczyzna, który do tej pory milczał, uniósł się i wyciągnął do
niej rękę.
- Przepraszam, od razu powinienem się pani przedstawić. Nazywam się David Jenner i
jestem z Jenner Equipment. Zwróciliście się do mnie z prośbą o wypożyczenie sprzętu
wideo.
- Miło cię poznać, Davidzie - powiedziała. - Faktycznie, Justin, to znaczy nasz
menedżer, mówił mi, że już z tobą rozmawiał.
- Nie macie własnego sprzętu? - zapytał ze
zdziwieniem.
- Naturalnie, że mamy, i to najwyższej jakości,
ale pożyczając sprzęt, unikamy wszelkich podejrzeń o manipulację.
Przy stój niaczek w okularach stał naprzeciwko niej z kpiarsko przechyloną na bok
głową. Czuła, jak narasta w niejagresja. Wiele by dała, żeby ten
facet przestał się na nią gapić.
- Mam nadzieję, że nasz sprzęt zaspokoi wasze
oczekiwania...
- Pracowaliśmy w przeróżnych miejscach,
w kraju i za granicą, i zawsze dobrze dogadywaliśmy się z ludzmi.
- No i świetnie, to brzmi naprawdę zachęcająco! - usłyszała za swoimi plecami.
Odwróciła się. Był to Carter, ten, który złożył jej uprzednio głupawą propozycję. Okazał
się wyższy, niż jej się wcześniej wydawało, choć i ona
przecież nie była niska, zwłaszcza na tych obcasach. Miał gęstą brodę i wąsy, a pod
rozpiętą flanelową koszulą lśnił silny, muskularny tors. Poczuła się tak, jakby nagle
przeniesiono ją do przeszłości. Raz jeszcze spojrzała na Cartera i doszła do wniosku, że
gdyby ubrać go w mundur kawalerzysty, z powodzeniem można by go wziąć za generała.
- Modelka... - dodał po chwili. - Naprawdę jesteś niezła! A może cię tu przysłali, żebyś
omotała chłopców z Południa, co?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Omotała?
- No tak, wy z Północy nieraz daliście nam już popalić.
- Przecież wojna już się dawno skończyła, teraz jesteśmy jedną dużą wsią! -
odpowiedziała poirytowana. Najwyrazniej miejscowi żyli przeszłością. Co ja tu właściwie
robię, do jasnej cholery? - %7łałuję, że pan Stone się nie pojawił, miałam nadzieję na
konstruktywną i rzeczową rozmowę. - Obróciła się na pięcie i podreptała na swoich
wysokich obcasach w stronę drzwi. Na chwilę się zatrzymała i raz jeszcze spojrzała na
20
mężczyzn siedzących przy stole. - Będą panowie tak uprzejmi i powtórzą panu Stone owi,
że byłam tu dzisiaj?
Jeden z mężczyzn, ten najsympatyczniejszy, poprawił się na swoim krześle i podniósł
głowę.
- Stone dobrze wie, że pani tu dzisiaj była, bo... to ja nim jestem. Miło mi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]