[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobrze. I dziękuję. - Wskoczyła do samochodu i wychyliła się
przez okienko. - Czy nadal zamierzasz pokazać słonie moim dzieciom
jutro po południu?
Zupełnie o tym zapomniał. A tak marzył, że niedzielę spędzą
razem, sami, we dwoje.
- Tak, oczywiście. Przyjedziesz z nimi?
- Nie mogę - odrzekła ze smutkiem. - Muszę zająć się tym
Oxleyem.
Posłała mu ręką całusa i zapaliła silnik.
Pete wsiadł do land - rovera i pojechał w ślad za nią. Miał
nadzieję, że ten, kto w nocy podłożył ogień, nie będzie już więcej
próbował zrobić jej krzywdy. Przez chwilę chciał zawrócić, by jeszcze
raz wszystko posprawdzać, ale pomyślał, że Billy Joe gotów go
zastrzelić, jeśli go spotka samego na farmie. Zresztą na razie nie musi
się o nią bać; w domu Irene Tali mc nie grozi, tam nareszcie jest
bezpieczna.
Z dala od niego, ale naprawdę bezpieczna.
Rozdział 12
- Sami teraz widzicie - oświadczyła Irene na widok Tali. - Jak
mnie posłucha i chociaż jeden dzień sobie wypocznie, zaraz inaczej
wygląda. - Pocałowała synową w policzek i z góry spojrzała na Vertie.
- Co ty na to?
Vertie przez chwilę zwlekała z odpowiedzią.
- Wygląda, jakby wzięła długą, cudowną kąpiel - powiedziała
wreszcie i dodała znacząco: - Sama bym chętnie wzięła taką kąpiel.
Tala zaczerwieniła się i spuściła oczy.
- A gdzie są dzieci? - zapytała, zmieniając temat.
- Na górze. Myją ręce przed kolacją. - Irene uniosła oczy i
głęboko westchnęła. - Bardzo się cieszę, że Rachel ma przyjaciółkę od
serca, ale nieraz myślę, że mogłaby sobie znalezć kogoś mniej
egzaltowanego.
Już wkrótce, podczas kolacji, Tala miała okazję przekonać się, co
Irene miała na myśli. Najlepsza przyjaciółka Rachel, Ashley Rogers,
była osobą absolutnie nie do wytrzymania. Potrafiła przy tym dokonać
niezwykłej sztuki polegającej na mówieniu bez przerwy przy
jednoczesnym napychaniu sobie brzucha... A do tego nigdy nie
mówiła z pełnymi ustami! Tala miała jej dość już po pierwszych
piętnastu minutach.
Rachel siedziała wpatrzona w przyjaciółkę jak w obraz i spijała
mądrość" z jej ust.
Tala kilka razy próbowała przerwać niepoprawnej gadule, żeby
zapytać Cody'ego, jak było w kinie, lecz nieprzerwany potok
wypływający z ust Ashley stanowczo to wykluczał. Wszyscy musieli
wysłuchać dokładnego sprawozdania z obejrzanej przez panienki
komedii muzycznej, ze specjalnym uwzględnieniem wyglądu, stroju,
makijażu i biżuterii, jaką miała na sobie nastoletnia gwiazdka, ich
aktualny idol. Tala musiała zresztą przyznać, że obie smarkule miały
imponującą, niemal komputerową pamięć.
Potem rozmowa zeszła na chłopców ze szkoły.
- Jak tylko pójdziemy do szkoły średniej, zaraz wstąpimy do
zespołu dopingującego drużyny piłkarskie - oświadczyła Ashley. -
Jesteśmy o wiele lepsze niż inne dziewczyny. Mówię ci, te chłopaki w
średniej są... no, super. Nie to, co te maluchy z podstawówki.
Gdy Cody wywrócił oczami, Tala spojrzała na niego ze
zrozumieniem.
- Chłopaki z drużyny są najlepsi. Nawet jak już skończą szkołę i
są starzy, i tak są fantastyczni. Niektórzy starzy faceci w ogóle są
super. Na przykład Sean Connery i doktor Jacobi.
Tala podejrzewała, że Ashley ma na myśli Mace'a. Może
rzeczywiście jest trochę w stylu Seana Connery'ego, ma siwe włosy i
brodę...
- Jest super tak sobie hodować słonie, no nie? Ashley
najwyrazniej chodzi jednak o Pete'a. Stary facet, no, no! Ciekawe, co
on by na to powiedział.
- Fantastycznie! Naprawdę będę mogła z wami pójść? Strasznie
się cieszę! Rachel mówi, że będę mogła iść zobaczyć słonie! -
ciągnęła podekscytowana Ashley.
Tala spojrzała na córkę.
- A zapytałaś doktora Jacobiego, czy twoja przyjaciółka może
przyjść? Nie można tak przyprowadzać kogoś bez zaproszenia.
Zrobiła wszystko, by jej głos nie zabrzmiał zbyt surowo. Rachel
nawet na nią nie spojrzała.
- Dzwoniłam już do Mace'a. Zgodził się - rzuciła w przestrzeń.
Jej twarz wyrażała spokojne zadowolenie z siebie. Udało jej się
dokopać matce. Jeden zero.
- A co na to doktor Pete Jacobi? - zapytała Irene. - W końcu to
przecież jego rezerwat.
- Nie było go, ale Mace powiedział, że możemy, więc możemy.
Przecież on jest jego ojcem.
Wszystko jasne. Ojcowie ustanawiają reguły. Ojców się słucha.
Ojcowie są najważniejsi. Jak nie ma ojca, nie ma reguł i można robić,
co się chce. Rachel nie mogła matce dać tego jaśniej do zrozumienia.
Ashley pokręciła się na krześle.
- Mam nadzieję - zaszczebiotała kokieteryjnie, mrużąc przy tym
oczy - że nikomu nie będę przeszkadzać. Nie chciałabym się znalezć
w takiej głupiej sytuacji...
- Wszystko będzie dobrze, Ashley - rzekła Tala, myśląc
jednocześnie, że Pete dostanie niezle w kość od całej trójki.
Irene spojrzała na nią.
- Pan Oxley przyjedzie po ciebie o drugiej. To taki uroczy
człowiek...
Zwłaszcza w porównaniu z tym odludkiem od słoni...
- Dzwonił dziś po południu, myślał, że cię zastanie. Nie podałam
mu twojego telefonu domowego, bo chciałam, żebyś sobie spokojnie
pospała.
- Dziękuję, Irene. - Tala wbiła wzrok w talerz i oblała się
czerwienią, próbując nie patrzeć na Vertie.
Czuła na sobie jej lekko kpiący wzrok. Nerwowo dobrała sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]